Moi inteligentni Czytelnicy na pewno zdają sobie sprawę, że urządzając się w nowym miejscu i mając zaraz potem Gościa, musiałam się nieźle sprężyć, żeby się wyrobić z pracą i porządkowaniem życia wokół siebie.
Dlatego drugą i ostatnią część odwiedzin Lili uczczę głównie zdjęciami naszych wypadów.
Udało się nam odwiedzić w Bremerhaven ZOO am Meer, jedno z najciekawszych ogrodów zoologicznych w tej części Niemiec. Już spieszę z fotorelacją.
Ten ogród zoologiczny nie jest największym ogrodem, ani nie zawiera zbyt dużej ilości okazów zwierząt, ale mieści się na bardzo nowocześnie i ciekawie urządzonym terenie. A w dodatku jest ZOO z widokiem.
Sami popatrzcie. Poniżej widok na zagrodę fok. To zagroda właściwie na otwartym terenie, a przez szybę widać morze.
Oglądanie zwierząt w takim miejscu powoduje, że stają się one niejako częścią otaczającego je morza, deptaku i miasta.
Poniżej próba zjedzenia mojego gościa przez słonia morskiego…
Bardzo dobrze nam się na takim tle pozowało.
Same foki przypłynęły później.
I pływały raczej po drugiej stronie zbiornika. Nie mam więc za dużo ich zdjęć z bliska.
Za to mam zdjęcie Lili o takie bardzo romantyczne:
Jeszcze jedna próba złapania foki w obiektyw zakończyła się niestety widowiskowym nurem.
W związku z niechęcią foczych modelek do pozowania przeszłyśmy do kolejnych mieszkańców ZOO am Meer.
Były nimi śpiewające pingwiny. W każdym razie jeden śpiewał, ten w rogu po lewej.
Najpierw nie wiedziałyśmy, co to za tubalny dźwięk. Aż nagle złapałam, że to ten koleżka nawołuje tutejsze statki, bo dźwięk był bardzo podobny.
Inne pingwiny stały na murku i wyglądały zza niego na morze – tak to przynajmniej wyglądało.
Co chwila któryś próbował się przepchnąć na górę, ale tamte miejsca są okupowane niemal stale przez mocną gwardię bywalców.
Postałyśmy sobie przy pingwinach, a potem poszłyśmy do kaczek. Jedne z nich miały taką dużą zagrodę.
Te kaczki z kolei miały widok na tutejszy kapitanat, w którym mieści się też restauracja.
Lila zachwycała się tutejszymi zaroślami, bo właśnie jest w trakcie urządzania swojego ogrodu.
Jedną z najfajniejszych według mnie atrakcji są tutejsze podwodne okienka. Można przez nie zobaczyć pływające ptaki, różne gatunki kaczek. A one też chętnie podglądają swoich odwiedzających.
Można tak stać i patrzeć, patrzeć, patrzeć.
Nie mogłyśmy stamtąd wyjść.
A potem nagle trafiłyśmy do kolejnej zagrody. Właściwie jest ona całkowicie otwarta. Ptaki mogą z niej wylatywać i przylatywać. Widać jest im tam dobrze, skoro wolą zostać.
Są wśród nich kormorany albo chociaż jeden. I różne gatunki kaczkowatych.
Ten postanowił dać nam popis swoich skrzydeł.
Popatrzcie też na resztę.
Próbowałyśmy się zorientować w gatunkach, ale nigdy nie byłam w tym dobra. Dla chętnych proszę, są tabliczki z nazwami.
Potem poszłyśmy dalej… A w takim ładnym zakątku Lila poczuła się tak wolna i szczęśliwa, że mało nie odleciała. Zresztą popatrzcie sami
To zdjęcie też mi się podoba.
Potem poszłyśmy odwiedzić tutejsze koty.
A dokładnie Pumy. Były trzy, jedna nawet podeszła do nas, obejrzeć nas przez szybę. Cieszyłam się, że jest ta szyba.
A puma za chwilę poszła zająć się z koleżanką swoimi sprawami.
Trzecia większość czasu spędziła na swojej wygodnej nasłonecznionej półce.
Kolejne zagrody mieściły mieszankę gatunkową, królik, żółw, kaczki.
Żółw pozował najładniej.
Dalej znajduje się zagroda ze zwierzętami domowymi: królikami, kurami (które już jednak poszły spać, bo było po 18-tej).
Nie mam więc dobrych zdjęć.
Tutejsze zoo jest dobrze pomyślane ze względu na dzieci. Mieści się tu również gdzieś w tym miejscu zwiedzania plac zabaw dla dzieci z drewnianymi zabawkami, huśtawkami i zjeżdżalnią.
Ale na samym początku zwiedzania jest chyba największa atrakcja, którą świadomie zostawiłam na koniec.
Otóż w zoo zamieszkuje też niedźwiedź polarny. W tej chwili chłop jest oddzielony od ciężarnej samicy, bo ona jest rozdrażniona i zdarzały się już poprzednio między nimi awantury. Widać było tylko jednego misia. Za to świetnie się bawił.
Oczywiście każda z nas chciała mieć zdjęcie z misiem.
W tle bawiący się misiek.
Co bardzo mi się podobało oprócz ostrzeżeń dla nieodpowiedzialnych rodziców na szczycie szklanych przegród oddzielających zwiedzających od zwierząt znalazły się też najeżone ostrzami płotki.
Szyby niestety dość pochlapane, dlatego zdjęcia są niezbyt wyraźne.
Odwiedziłyśmy jeszcze wiele zwierząt, w tym sowę polarną, lisy polarne i węże, ale nie udało mi się tam zrobić zbyt dobrych zdjęć, więc na koniec pokażę Wam jak wygląda wejście do ZOO, bo też jest bardzo ciekawe architektonicznie. Te skały wokoło zoo zostały sztucznie zbudowane.
Widać je dobrze od strony deptaku nad morzem i placu Willego Brandta. Na którym to placu oczywiście pokręciłyśmy się też trochę na rowerach.
Tu na małym, a poniżej na moim, większym.
Na tle zachodzącego słońca:
jeździło się oczywiście fajnie, a ponieważ wieczór jeszcze był młody, pomknęłyśmy na rowerach dalej.
10 kilometrów dalej znajdują się stocznie i punkt przeładunkowy, czyli terminal towarowy i dla statków pasażerskich.
Za wysokim płotem oczywiście.
Nie ma to jak pozowanie na tle takiego nieba.
Bardzo nam się podobało, aż zajechałyśmy do miejsca, z którego nie bardzo wiedziałam jak wrócić. Dlatego zdecydowałyśmy się wracać tą samą drogą, tuż obok postarunku cła.
W tle statek wycieczkowy.
Na koniec trzeba było trochę odpocząć w Nowym Porcie.
Dobrze nam wychodziło to polegiwanie, aż się nie chciało wstawać.
Gdyby nie chłód, pewnie byśmy tak zostały. Ale na wieczór trzeba było jednak się zebrać do domu.
Zmierzch postanowił dać nam jeszcze popis swoich możliwości.
To chyba to morze, że każdy zachód słońca jest tu spektakularny.
Ostatniego dnia, czyli w dniu wyjazdu, pojechaliśmy wcześniej do Bremy, żeby pokazać Lili i to miasto chociaż trochę. Ale czasu było niewiele, stąd i zdjęć ładnych nie udało się zrobić zbyt dużo.
Warto wspomnieć, że Brema to miasto niezwykle umuzykalnione, sławne od historii od muzykantów z Bremy.
Jak się okazało, podtrzymuje tradycję: napotkałyśmy co najmniej kilka dobrych muzyków, tu nawet duet fortepian z trąbką (pan na trąbce zaczął grać nieco później).
Tu z panem grającym na trąbce.
I takim oto muzycznym akcentem Brema pożegnała Lilę.
Do pomnika muzykantów nie dotarłyśmy, bo czasu do odjazdu autobusu było niewiele, ale udało mi się zfotografować godło miasta w sklepie z pamiątkami.
I jeszcze tutejszy historyczny wiatrak.
A potem trzeba było się spieszyć na dworzec.
Ostatnie minuty przed odjazdem. Autobus się spóźnił, na szczęście przez telefon SMSowano, jakie będzie opoźnienie.
Tym razem tyle udało nam się zobaczyć. Obiecałyśmy sobie, że Lila przyjedzie w następnym roku i wtedy pozwiedzamy razem kolejne atrakcje.
Jak tam super Iw u Ciebie. Z Lilą spędziłyście kawał wspaniałego czasu. Zoo niezwykle urokliwe. Mogę teraz troszeczkę porównać je z tymi u nas w Polsce. Jeszcze nie miałam okazji spacerować po zagranicznych parkach zwierząt. Może kiedyś jednak się uda to przełamać. Ciężko mi myśleć, że dopiero takie spotkanie za rok z Lilą ale dobrze, że masz taką fajną koleżankę (przyjaciółkę). Serdeczności.
ps. A biały niedźwiadek mnie zauroczył jak się w tej wodzie bawi.
Przyznam Ci się, że to była moja pierwsza wizyta w tym zoo. Do tej pory wielokrotnie odwiedzałam warszawski ogród zoologiczny, rozpostarty na wielkim terenie z mnóstwem zwierząt. Ale nigdy nie byłam w takim nadmorskim. Z Lilą widzimy się za każdym razem w Warszawie, ale do mnie nie będzie mogła przyjechać znów tak prędko :), cóż życie, praca, obowiązki.
Biały niedźwiedź polarny był naprawdę super, jego zabawy w wodzie trwały prawie przez cały czas naszych odwiedzin :).
Dzięki za fotorelacje. Miło się z Wami spacerowało.
Dziękuję Iva. Wiedząc o tym, że potem będziecie jeszcze oglądać razem z nami zdjęcia, o wiele chętniej się je robi. 🙂
Zaciekawily mnie wlasnie te skaly a Ty piszesz ze nie sa naturalne, zoo z nimi jest atrakyjne dodatkowo i ta bliskosc wody, swietne warunki dla wodnych stworzen, widoki cudne.
I jeszcze do tego piekna latarnia morska, bardzo ladnie tam.
Mnostwo wrazen kolezanka zabrala do Polski i duzo, duzo pieknych zdjec.
Skały zostały utworzone sztucznie, dostosowana do naturalnych warunków bytności wielu zwierząt przebywających w zoo. Ale wyglądają ciekawie. Też mi się wydaje, że zwierzęta mają tam dobrze. A i okolica jest niezwykła, sama nie mogłam się napatrzeć. 🙂
Wiesz co Ci powiem… To jak trzymanie człowieka w więzieniu z przeszkloną ścianą i widokiem na jego dom rodzinny. Myślę, że tak się czuły te pingwiny.
Pomysł z kaczkami, które mogły odlatywać, bardzo mi się podoba. To ja rozumiem. 🙂
Żółwie pozują najładniej i nawet nie ruszają się, zanim wciśniesz guzik. 😀
Muszę przyznać Aniu, że od lat mam podobne wrażenia patrząc na zwierzęta w zoo, ale jednak jest tych ogrodów trochę na świecie i choćby ten otwarty wybieg dla ptaków świadczy o tym, że jest im tam dobrze. Ale te pingwiny wyglądające tęsknie w górę naprawdę mnie ruszyły.
Żółwie faktycznie są świetnymi spokojnymi modelami. 🙂
Ale Wam zazdroszczę, kurcze, muszę się pilnować, bo ostatnio ciągle komuś zazdroszczę, niepokojący objaw;-)
ZOO faktycznie urokliwe, nie wiedziałabym co bardziej podziwiać, zwierzaki czy widoki.
Dziewczyny, wyglądacie na super sympatyczne i energetyczne laski, pozdrowienia dla Lili:-)
Wiesz taka zazdrość o jakieś przeżycie jest całkiem ludzka, normalna bym powiedziała. Też czasem zazdroszczę komuś czegoś, co sama niby mogłabym zrobić, ale jestem oddalona o tysiące kilometrów stamtąd. 🙂
Napatrzyłyśmy się na urokliwe widoki, najeździłyśmy na rowerach, a terazm dobrze nam powspominać. I czekać na przyszły rok! :))
Oj, chodzi za mną ZOO berlińskie, ale nie mam pojęcia kiedy się tam dowlokę i z kim, bo mój jakoś się nie pali. Dzieciaki w tutejszym były w tym roku, a w ubiegłym to chyba starszy śpiewał z chórem właśnie w ZOO, ale nie zwiedzał.
Ciekawe to bremeńskie ZOO a te okna na podwodny świat są świetne.W wielu ogrodach są takie podwodne szlaki dla zwiedzających i mają wielkie powodzenie.
Nastrojowe te Twoje zdjęcia, z lekką nutką nostalgii w tle. Bo większość zdjęć robionych o zachodzie słońca jest właśnie takich.
W tym berlińskim ZOO też jeszcze nie byłam, tym bardziej, że z wiekiem jakoś tak coraz baradziej mi żal tych zamkniętych tam dzikich jednak zwierzaków. Chyba że zoo zapewnia możliwość przetrwania gatunkom, które bez tego nie miałyby szans się rozmnażać.
Dotychczas nigdzie nie widziałam takich podwodnych okien, więc przy tych spędziłyśmy dość dużo czasu.
Nostalgicznie to ja się ostatnio czuję bardzo często, stosownie do zdjęć. 🙂
Sądząc po zdaniu rozpoczynającym ten post, chyba ktoś Ci w komentarzach dokuczył :-/ ZOO małe, ale atrakcyjne, przynajmniej dla mnie.
Zakładam, że w zasadzie wszyscy odwiedzający mojego bloga to inteligentni czytelnicy. I oby tak pozostało. 🙂
A jeśli komuś brak tego tak niezbędnego czynnika albo też zdrowej dozy empatii, to i tak prędzej czy później nasze drogi się rozejdą lub już rozeszły.
Uwielbiam opcję logowania potrzebną do zamieszczania komentarzy.
A wracając do ZOO, we mnie też pozostawiło bardzo miłe przyjemne wspomnienia 🙂