
Zdarzyło Ci się pewnie wychodzić z ciężkiego związku. Często toksycznego, takiego który czasem na miesiące, a czasem i na długie lata pozbawił Cię siły, energii, całkowicie zdominował Twoje życie. Albo uciec od kogoś, kto nie był Ciebie wart i kto Cię wyłącznie wykorzystywał. I kiedyś wreszcie udało Ci się z tego piekiełka lub piekła wyrwać. Wyjść, zatrzasnąć za sobą drzwi.
Już to dość dawno rozpracowałaś. Może jeszcze nadal boli. Może jesteś niepewna, gdzie właściwie są twoje uczucia, jakie odczuwasz emocje. To zupełnie normalne. Po takich okresach, kiedy przeżywasz traumę, możesz mieć na początku w sobie stan pustki.
Bo bardzo trudno odbudować stabilne poczucie własnej wartości i być pewnym czego się chce, kiedy przeszło się taką drogę. Kiedy było się nieustannie workiem treningowym albo naczyniem na pomyje, wysysanym z niemal całej energii, którą się pracowicie i latami zgromadziło. Kiedy ktoś Cię okradł, wyssał, przy tym brutalnie narzekając jak to mu Twoja krew dziś nie bardzo smakuje.
I nadchodzi ten wielki DZIEŃ, czas kiedy wreszcie wychodzisz. Albo wyrywasz się. Poczucie ulgi jest dojmującym i często na początku jedynym uczuciem, które rozprzestrzenia się w Twoim ciele. Doprowadza Cię do ekstazy, każda komórka Twojego ciała krzyczy: WOLNOŚĆ!!!
Ale to dopiero początek drogi, pierwsza bramka.
Często z początku nawet za bardzo nie wiesz, co czujesz, nie umiesz ani tego nazwać, ani zdefiniować. Wyobraź sobie, że wychodzisz nagle na świat i świeże powietrze po latach zamknięcia w ciemnej jaskini. To prawie to samo. Nic dziwnego, że oślepi Cię światło, może zauważysz kątem oka ludzi wokół siebie. I powoli – jeśli chcesz złapać kontakt ze swoim środkiem, to lepiej powoli – nauczysz się rozpoznawać, co czujesz, być dla siebie dobra. Ale to wszystko wymaga czasu.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do tego miejsca tuż po wyjściu z ciemnej jaskini.
Już wiesz, co było źle, już dałaś sobie czas.
Jeszcze zdarzają się te paskudne godziny, kiedy nagle dopadają Cię te dobre wspomnienia. Tak te najlepsze to prawdziwy killer, bo to właśnie one rozwalają najbardziej Twój system samoobrony. Albo zdarzy się rozmowa, kiedy ten ktoś przypomina Ci, że zostawiłaś u niego przedmiot X, albo on u Ciebie przedmiot Z.
Na początku każda z tych rozmów będzie niczym rozminowywanie pola minowego.
Mimo delikatności wybuchniesz żalem, płaczem i strachem niejeden raz.
Ale to mija.
Aż kiedyś nadchodzi taki dzień, że wreszcie wychodzisz odważniej na świat, ubierasz się w coś lżejszego, niż to co było Ci potrzebne w zimnej jaskini, uśmiechasz się do słońca, do ludzi, do wszystkiego, co Cię otacza. Tym zadowolonym uśmiechem płynącym wprost ze środka. I może w tym właśnie momencie, kiedy zaczynasz wyglądać i czuć się o wiele lepiej, ktoś dostrzega Cię przypadkiem.
Nawiązujesz nową relację. Niekoniecznie od razu na długo, może to być tylko flirt, może przyjaźń, może znajomość, która potrwa tydzień. Chociaż nie możesz wykluczyć, że za rogiem pojawi się właśnie nowa fascynacja, nowe uczucie. Może jakiś mężczyzna na ulicy wręcza Ci kwiaty (no dobra to tylko na reklamie, ale od tych kwiatów czasem lepszy jest serdeczny uśmiech taki wprost do środka).
W każdym razie czujesz, że odzyskałaś siły. I znowu udało Ci się (Tobie, nie tej Nowej Osobie, pamiętaj) zapalić w sobie znów swoje WEWNĘTRZNE LŚNIENIE.
Co nie znaczy jeszcze, że już czujesz się z powrotem silna, zdolna do wszystkiego, mocna swoją MOCĄ.
W tym początkowym zagubieniu często nie zdajesz sobie jeszcze sprawy ze swoich uczuć.
Pustkę bierzesz za tęsknotę za tą Osobą, która mniejsza o przyczyny – była dla Ciebie bardzo toksyczna.
Mimo wszystko instynkt samozachowawczy budzi się ze snu i zaczynasz być znowu sobą.
A kiedy już się odrodzi
TWOJE WEWNĘTRZNE LŚNIENIE
nagle na ulicy czy gdziekolwiek indziej spotykasz swojego wampira. Niby już eks, ale nadal przecież znacie się jak zły szeląg. Nadal Was łączy tyle wspólnego. Nadal fizycznie Ci się podoba, może nawet pociąga. W końcu kiedyś go wybrałaś. W końcu nie bez powodu. W końcu były te fajne chwile. Idziecie na kawę. Może na spacer. On znów widzi w Tobie atrakcyjną kobietę, bo przecież znów nią jesteś, bo znów nosisz w sobie to wewnętrzne światło. Skoro wreszcie nie wisi na Tobie jego trujący opar i nie jesteś już pod jego codziennym niszczącym wpływem.
A co tam – mówisz sobie – już jestem silna. On już mi nie jest w stanie zagrozić. Może nawet ogrzewasz się w tych komplementach, bo tak dawno ich od tej osoby nie słyszałaś.
Pozornie wszystko wychodzi na prostą. Może nawet przyrzekacie sobie, że będziecie przyjaciółmi. Ot za jakiś czas telefon, kawa czy rozmowa.
Jeśli kończy się na tym, to znaczy, że Wampir ma już nowy obiekt i jesteś bezpieczna.
Myślisz: – mogę się ogrzać przy komplementach. A kiedy się kończy rozmowa, każde idzie w swoją stronę.
Jeśli nie i zaczyna nagle Cię uwodzić ze zdwojoną siłą, najpóźniej przy drugim komplemencie powinna zapalić Ci się nie mała czerwona lampka, tylko wielka, błyskająca, ostrzegawcza, czerwona LATARNIA!
Nie łudź się.
Jeśli obserwujesz tę reakcję, to znaczy, że on właśnie przylazł głodny i chce się nażreć. Twoim kosztem.
Jeśli jest bardzo głodny, a Ty jeszcze nie do końca silna, strzeż się!
Nie daj się ponownie wciągnąć w jego grę! Uważaj Kobieto, Dziewczyno! Nie daj mu palca, bo weźmie całą rękę, serce i duszę, zrobi sobie nią dobrze i odda obgryzioną, albo i nie. Bo jego to nie interesuje, jak ty się czujesz! On myśli wyłącznie o sobie.
Przecież przekonałaś się przez miesiące, czy nawet lata. A mimo wszystko tak łatwo znów Cię wciągnąć w pole siłowe tego magicznego przyciągania.
Nie. Nie czas teraz na wyrzuty, skup się. To paskudztwo po drugiej stronie takie urocze i wpatrzone teraz nagle w Ciebie wytrenowało lub posiada to swoje przyciąganie właśnie dlatego, że samo nie umie lub nie chce mu się samemu wywoływać w sobie LŚNIENIA. Albo woli wzmacniać swoje słabe światełko cudzym kosztem. Twoim kosztem.
Jeśli nie jesteś w tym momencie pewna swoich uczuć – nie rób nic, a jego sprawdzaj.
Jeśli on taki zainteresowany dziś, teraz, już, natychmiast – daj sobie i jemu czas. Jeśli faktycznie tak chce powrotu, albo chociaż randki (albo chociaż jakiś numerek), a może nawet obiecuje, że wszystko teraz będzie lepiej, inaczej, jeśli nie słowami, to tymi swoimi uwodzącymi ślipiami, to sprawdzaj.
Każ mu poczekać.
Niech się wykaże cierpliwością.
Powiedz, że potrzebujesz czasu. A w tym czasie obserwuj.
Najprawdopodobniej za trudne dla niego okaże się omotanie cię swoimi sieciami na dłużej niż ten jeden dzień, może tydzień, może miesiąc. Ale skoro tyle czasu potrzebowałaś, żeby odzyskać swoje LŚNIENIE, skoro odzyskałaś to wewnętrzne światło dzięki KOMUŚ INNEMU, to chyba on może sobie teraz poczekać tyle, ile trzeba.
Bo jeśli twój wampir całkiem niedawno regularnie z czystym sumieniem wysysał i zostawiał Cię na pożarcie emocji samą, rozbitą na miliard kawałków i na samym dnie piekła, to skąd nagle ta wiara, że od dziś ot tak nagle będzie inaczej? Że co, że nagle się zatroszczy? Ciekawe jak? Zadawaj pytania.
A dokładnie co masz na myśli? Odważnie pytaj o to wszystko, o co kiedyś nie zapytałaś, bo bałaś się go zwyczajnie stracić.
Trudno Ci się po tym spotkaniu uwolnić od myśli o nim?
To wyobraź sobie, jak spuszczasz wodę. Razem z nim w środku. Bardzo uwalniające uczucie. Każda inna fantazja w tym stylu również.
Uwierz mi – każdy, absolutnie każdy wampir pojawi się w Twoim życiu dokładnie wtedy, kiedy akurat zaczynasz wychodzić na prostą. No chyba, że leży gdzieś ostatecznie pokonany z kołkiem osikowym w sercu lub z odciętą głową – jak chce stara, dobra tradycja.
Wyczuje to nawet na kilometry i wyśle maila, wiadomość czy inny sygnał zainteresowania.
A Ty przyjmij komplement, bo czemu nie, ale myśl w tym kontekście już teraz tylko o SOBIE. Tak jak ON.
Jeśli masz wątpliwości – sprawdzaj. Jeśli nie jesteś pewna, co czujesz, a przede wszystkim z jakich pobudek On znów przyszedł – sprawdzaj.
Rób wszystko bardzo powoli. Konsekwentnie odmawiaj przyspieszania czegokolwiek, na co nie czujesz się choć trochę gotowa. Nie masz dziś czasu. Może jutro. Za tydzień, za dwa.
Przeważnie to dostatecznie zniechęca wampiry i pójdą gdzie indziej, tam gdzie napiją się szybciej i bez oporów.
Skąd wiem? Bo oni zawsze wracają.
Bo mogą. Bo są zawsze w poszukiwaniu wodopoju. A może ten Twój jednak był tym najlepszym, o czym jednak nigdy Ci nie powiedzą, bo wiedzą, że dając Ci siłę, tracą swoje zaklepane miejsce do wysysania. A mają chęć znów pobrać swoją dawkę, wziąć jak swoją.
Czujesz się potem dziwnie zmęczona? Wyczerpana? Naprawdę? Znowu? No jakie zaskoczenie!
Może lubisz, kiedy Cię ktoś wysysa. Nie moja sprawa. To nadstaw szyję, czy co tam chcesz.
Żeby mi tylko nie było, że nie mówiłam.
Są tu jacyś panowie?
To teraz odwróćcie sobie powyższy tekst z żeńskiej formy na męską. Bo to też o Was i Waszych wampirzycach.
Nie ma za co
Wasza IW
* Na zdjęciu piękniś Ian Somerhalder, Damon z Pamiętników Wampirów (The Vampire Diaries)
Życzę ci w tym dniu, aby w Twoim życiu pojawiały się już tylko takie wampiry jak pratchettowski Otto Shrieck, albo Emiel Regis od Sapkowskiego. Wszystkiego najlepszego!
Dziękuję serdecznie Nitagerze, też sobie tego życzę. A Pratchetta zamierzam nadrabiać, bo tych bohaterów jeszcze nie uświadczyłam. 🙂
Pieknie i ciekawie opisalas takie niebezpieczne zwiazki i masz racje to jest w dwie strony, kobiety tez potrafia znecac sie nad mezczyznami.
Na szczescie udalo mi sie uniknac w zyciu milosnym takich doswiadczen, mysle ze bywali tacy panowie, ale szybko ich rozpoznawalam i gonilam, mialam zawsze w sobie cos ze nie uznawalam jakiejkolwiek przewagi nad soba, pamietam mlodzienca, ktory niechcial przyjac do wiadomosci ze moge sie go nie sluchac, ze nic mi nie bedzie narzucal, jestem pewna ze znalazł swoja ofiare, byl przystojny i mial urok.
Dzień dobry Kochana Marigold, doskonale wiem, co miałaś na myśli, więc poprawiłam ten komentarz, na szczęście na tym blogu jest taka możliwość. 🙂
Jeśli chcesz, to skasuję ten dopisek! 🙂
Cudownie ze poprawilas, dobry pomysl skasowac dopisek. Dzieki.
Napatrzyłam się i przeżywałam różne związki. Dużo z tej opowieści powyżej to wynik rozmów z koleżankami, z wieloma kobietami. Ja wyłapałam zasadę tych „powrotów” i opisałam jej mechanizm.
Myślę, że dobrze.
Młodzieńcy, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że można ich nie słuchać, to młodzieńcy do odstrzału, a co najmniej do terapii (której jednak zwykle nie robią), bo mogą wiele zła narobić.
Podziwiam Cię, że miałaś tyle mechanizmów samoobrony i umiałaś zadbać o siebie i wyjść, zanim na dobre w to weszłaś.
Uściski
Mysle ze mialam to szczescie zakochiwac sie platonicznie i moglam to dlugo ciagnac, cenilam sobie bardziej przyjazn dziewczeca, a chlopakow trzymalam na dystans. Jakos duzo czasu potrzebowalam zeby stac sie kobieta, ciagle wolalam byc beztroska dziewczyna.
Do pewnego wieku też się zakochiwałam platonicznie, ale w pewnym momencie doszły fascynacje innego typu. Niestety nie w towarzystwie odpowiedniego instynktu samozachowawczego. A raczej z naiwnym przekonaniem, że skoro już serce zaskoczyło, to musi to być osobnik wartościowy.
Poza tym wolałam jakoś kontaktować się z mężczyznami, niekoniecznie z dziewczynami. Te przyjaźnie, które przetrwały są jednak z Kobietami i Dziewczynami.
Pozdrowienia
W takim związku nigdy nie byłam, ale spotykam takich toksycznych ludzi, m.in. w pracy, najlepiej omijać z daleka…
Odwrócona sytuacja jest mi znana w najbliższym otoczeniu, facet przypłacił to zdrowiem i popadł w nędzę, dosłownie, bo ukochana zabrała mu w sądzie wszystko…
Wampirze instynkty bynajmniej nie są tylko bujdą i dobrą osnową ciekawych horrorów. W życiu realnym niestety bywają ludzie bardzo toksyczni. czasem na skutek zaburzeń, czasem choroby, jeszcze kiedy indziej na skutek niechęci do rozwiązania własnych problemów z przeszłości. Ale wychodzę z założenia, że w każdym z tych przypadków dany człowiek sam wybiera, w którą stronę pójdzie jego aktywność i czy będzie sam budował siebie i swoje życie, czy pasożytował na innych. To nie miejsce na moralizowanie, i pisanie, że to jest takie niesprawiedliwe. Czasem jednak warto niektórym zwrócić uwagę, że takie zagrożenia istnieją i że mogą albo w to brnąć,… Czytaj więcej »
Przez dzisięc lat byłam w takim związku w pracy i uwierz mi, trudno się potem z tego otrząsnoć, nawet po półtora roku – im dalej, tym gorzej, choć teoretycznie powinno być lepiej.
Tak Annette, niestety te prawdziwe ludzkie wampiry, a nie te z ekranu, potrafią być bardzo przekonujące i bardzo urokliwe, a szkody, które potrafią poczynić w człowieku czasem bardzo, bardzo trudne do przezwyciężenia i naprawienia a raczej załatania… Wierzę absolutnie! I wierzę też, że trudno i wyjść i się otrząsnąć z takiego związku.
Oj, oj, oj, jak to dobrze, że znam to tylko z twojej opowieści. mam nadzieję, że ty też aż tyle złego nie doświadczyłaś. Tak czy inaczej – teraz jest teraz, teraz błyszczymy i niech tak już zostanie. Pozdrawiam ciepło 🙂
Iwonko, to że o czymś piszę, nie znaczy, że tego doświadczam. A nawet jeśli doświadczałam, to dawno.
Mam wielu znajomych, tak kobiet jak i mężczyzn, z którymi rozmawiam o doświadczeniach: moich, ich. To, co opisuję jest wypadkową tych rozmów i mojego daru obserwacji. Oraz oczywiście litentia poetica, co z tym potem robię.
Czasem piszę z dedykacją dla kogoś szczególnego, czasem, bo wydaje mi się, że może się spodobać czy przydać komuś z audytorium, jakim jest internet… Różnie to bywa 🙂
Również ciepło pozdrawiam
Nadrabiam zaległości u Ciebie i na pierwszy ogień poszedł ten post z ładnym zdjęciem.
Byłam w takim związki jaki opisujesz i nie było łatwo się wyrwać po latach. W dniu zerwania omal mnie nie zabił, rozbijając samochód, w którym byłam, a później przez następne lata szpiegował mnie i próbował wrócić. Nic nie szkodziło, że w tym czasie miał inne kobiety.
O rany, to hardcore! Ale z tym samochodem coś jest na rzeczy. Na początku zawsze jest uroczo, pięknie. Potem próba kontroli i umniejszania. A przy próbie ucieczki właśnie takie chore reakcje. Jak dobrze, że się dałaś radę wyrwać!
Piszę książkę o tym związku, ale nie podam, że jest ona oparta na własnych przeżyciach, bo mnie chłop po sądach będzie ciągał. Będzie to dramat psychologiczny. Zamierzam wprowadzić trochę ubarwień, fikcyjnych sytuacji i dodać dla smaczku tło nie z tej ziemi, po to, aby schować troszeczkę prawdziwość tej historii. Ale to projekt na odległą przyszłość.
Jestem asekurantką. Kiedy coś mi nie grało, nie angażowałam się. Nie potrafiłam brnąć, jeśli czułam, że coś mi nie łapie. Potrafiłam wstać i wyjść w najbardziej gorącym momencie, bez słowa i na zawsze. Ale chyba nigdy nie kochałam, tak jak teraz i było to dla mnie dość… łatwe. I mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała wyjść, zatrzasnąć drzwi. Mam nadzieję, że tyle lat czekania i samotni odpłaciło mi tym, co mam teraz i że to już jest właśnie TO. Niemniej gratuluję każdej osobie, która potrafiła znaleźć w sobie siłę i odejść, mimo trudności, przeciwności i strachu; zawalczyć o… Czytaj więcej »
Ludzie mają różne umiejętności Mrs. Hyde. Niektórzy umieją nie zaangażować się, kiedy widzą, że coś im nie gra, nie pasi. Inni wprawdzie angażują się, ale potem potrafią zawalczyć o siebie. Ja zazdroszczę Ci tego pierwszego, bo ja niestety nie mogę o sobie powiedzieć, żebym umiała się nie angażować, nawet kiedy od początku dostrzegam, że są powody, że nie powinnam. No to potem muszę mieć tę twardą d…ę, żeby wyjść. Ale cóż, nigdy nie jest za późno na pracę nad sobą. Pracuję więc teraz, żeby może jednak nauczyć się opcji pierwszej. 🙂
Iw! przeżyłam to…prawie przypłaciłam życiem (prawie,bo nie odratowano)…i te powroty do siebie…br po latach patrzę, jak na naiwny romans z elementami horroru:) za to chyba los mi wynagrodził cudownym związkiem ,który sobie się rozwija od 37 lat:) Serdeczności przesyłam!
To szczęście, że Cię odratowali! Serio! Bo dzięki temu dałaś komuś piękne 37 lat i sama je przeżywasz. 🙂
Ale wielu ludzi błądzi i będzie błądzić. Dlatego czasem warto napisać o tych zawirowaniach, może dla kogoś dzięki temu droga stanie się prostsza 🙂