KRYZYS
A co kiedy przychodzi taki kryzys, że chce się tylko płakać z rozpaczy i niemocy, a myśli o końcu tego wszystkiego nie są tymi najgorszymi? Jesień, a szczególnie listopad są takim okresem, że jakoś tak łatwiej o te kryzysy.
Kiedy ból rozsadza czaszkę, fizyczny i / lub psychiczny… Kiedy jedyną rzeczą, na którą cię stać jest położyć się pod kocem, albo dwoma i czekać aż przejdzie. Kiedy niepewność jutra i chęć zakończenia tych męczarni są jedynym, co przychodzi ci do głowy.
Co wtedy?
Wtedy warto mieć listę rzeczy dobrych i pomocnych, które pomogą z tego kryzysu wyjść.
Bo nie jest łatwo w najgłębszym kryzysie pomyśleć, co w ogóle zrobić. Szczególnie, kiedy jest to sytuacja z tych bez wyjścia, czyli taka, na którą masz właściwie żaden wpływ. Kiedy dopadnie Cię takie przeziębienie, że nie masz siły ani wstać, ani jeść, ani dotrzeć do lodówki, nie mówiąc już o zakupach.
ANGINA
Mijający tydzień tak właśnie mi się rozpoczął. Już w niedzielę po sobotnim spacerze czułam od rana, że z moim gardłem jest źle, żeby nie powiedzieć fatalnie. Do lekarza mogłam się jednak wybrać dopiero w poniedziałek rano. Żeby nie czekać zbyt długo pojechałam już na 45 min przed otwarciem przychodni. Byłam trzecia w kolejce.
Doktor na dzień dobry spytał jak zwykle: – Co mogę dla Pani zrobić?
Zapisać mi antybiotyk. – odpowiedziałam zgodnie z tym, co stwierdziłam przy pomocy latarki i lustra w moim gardle – czyli potężny stan zapalny, z czerwoną i spuchniętą lewą częścią gardła, z naciekiem aż do języczka, no czegoś takiego to ja u siebie jeszcze nigdy nie widziałam!
– Ale antybiotyk to niedobrze… – zaczął dyskutować Doc, po czym zajrzał w to moje rozmigdalone gardło i zamilkł.
Po chwili wrócił ze zwolnieniem i receptą na antybiotyk na 6 dni. Niestety był zbytnim optymistą i zwolnienie dał mi jedynie na trzy dni, więc w czwartek musiałam znowu wstać o 6, żeby odebrać zwolnienie na kolejne dwa dni.
Pierwsze trzy dni przeleżałam na kanapie, niezdolna do niczego. Na szczęście w sobotę nagotowałam sobie rosołu, miałam też dynię, żeby zrobić sobie zupę-krem z dyni, a w naczyniu czekał ugotowany udziec indyczy z tegoż rosołu.
– Z głodu nie zginę – pomyślałam trzeźwo jak na stan, w którym się znajdowałam. Ale do jedzenia przez pierwsze trzy dni musiałam się właściwie zmuszać. Dopiero od trzeciego trochę ulżył mi ból pojawiający się przy każdym przełkniętym kęsie czy łyku czegokolwiek.
SURVIVAL
Ogólnie dobra jestem w survivalu, ale czasami bywało różnie z tymi kryzysami. Ostatnio wracam do naszej rozmowy z bardzo mądrą kobietą, Różą Wigeland, z którą kiedyś rozmawiałyśmy jak sobie radzić w kryzysach.
Stwierdziłam więc, że warto opublikować na gorsze chwile mój Osobisty Pakiet Ratunkowy (OPR), od Róży dodam radę, że warto nosić przy sobie karteczkę z zapisanym OPR w formie listy.
Zapytasz, czym jest OSOBISTY PAKIET RATUNKOWY? Otóż listą rzeczy, które zaoferowalibyśmy osobie w kryzysie, której chcielibyśmy pomóc.
A oto mój:
OSOBISTY PAKIET RATUNKOWY:
- Zabierz tę Osobę w spokojne, bezpieczne miejsce.
- Nakarm tę Osobę czymś pożywnym, zawsze dobra jest gorąca zupa. Z braku zupy chociaż coś ciepłego do picia, i do jedzenia.
- Pozwól się tej Osobie odprężyć, najlepiej położyć w wygodnym miejscu, najlepiej pod przykryciem.
- Zapytaj, czego ta Osoba teraz jeszcze potrzebuje.
- Wysłuchaj, jeśli warunki i stopień zażyłości na to pozwalają, przytul.
- Po prostu bądź.
Czego nie robić wobec Osoby w kryzysie:
- Nie rób tej Osobie przesłuchania. A już szczególnie nie zadawaj pytań typu: a dlaczego, a po co, a czemu, w jakim celu ….
- Nie chwal się, że Ty to w takich momentach zawsze …, albo kiedyś …, że świetnie sobie zawsze radzisz, że masz gotowe recepty na to czy tamto, że twoja córka/ciotka/przyjaciółka/wnuczek/zięć/cioteczna stryjenka ze strony ojca to w takiej sytuacji 20 lat temu zrobiła to czy tamto…
- Zamiast tych wszystkich pytań czy uwag, daj znak, że jesteś gotowa/-y wysłuchać, kiedy Osoba będzie chciała się podzielić tym, co ją przepełnia. A może woli pomilczeć razem?
- Okaż zainteresowanie i spokój, bo to ta Osoba jest w kryzysie, a nie Ty. Jeśli nie czujesz się na siłach pomóc, postaraj się zaproponować pomoc kogoś, kto może pomóc. Jeśli Osoba potrzebuje fachowej pomocy, możesz zaproponować jej sprowadzenie.
- Pozwól tej Osobie przez jakiś czas pobyć w smutku, a nawet rozpaczy, bo te emocje i uczucia też trzeba przeżyć, a nie od razu tłumić, czy być dzielnym.
- Jeśli nie wiesz co robić czy mówić, powiedz, że nie wiesz, co robić czy mówić.
- To w porządku, jeśli sam/-a masz akurat na tyle trudną obciążającą sytuację, że nie jesteś w stanie być oparciem dla drugiej Osoby. Najlepiej powiedzieć to wprost, zamiast udawać troskę, ale siedzieć znużonym i znudzonym obok i dawać nieproszone rady.
- Czasem nie możesz pomóc i to też jest normalne. Może będziesz mógł/mogła pomóc innym razem.
- Czasem wyłącznie dobrym i budującym słowem możesz poprawić tej Osobie na tyle jej samopoczucie, że zacznie sama się bronić i działać dla swojego dobra.
- Jeśli nie jesteś terapeutką/terapeutą, nie próbuj jej/jego zastępować. Osoba dorosła ma prawo sama poszukać sobie specjalisty, który jej pomoże. Warto polecić kogoś, jeśli zostaniesz o to poproszona/-y i znasz kogoś, kto może pomóc.
- Jako przyjaciel lub przyjaciółka możesz być najwyżej grupą wsparcia. Nie zastąpisz nikogo, kogo w tym momencie potrzebuje osoba w kryzysowej sytuacji, ani rodzica, ani dziecka, ani partnera, ani terapeuty, patrz punkt 10.
- Najczęściej dorosły człowiek w kryzysie potrzebuje tylko trochę spokoju, życzliwości i poczucia, że nie jest sam, zebrania własnej energii i dalej pójdzie już sam. Pamiętaj, nie masz do czynienia z dzidziusiem, którego trzeba przewijać czy karmić, Dorosły człowiek dość dobrze komunikuje swoje potrzeby, chociaż w tym stanie może jest mu trudniej, więc uruchom empatię.
A co jeśli to Ty SAMA / SAM jesteś w kryzysowej sytuacji? I nie ma obok Ciebie nikogo, kto mógłby Ci służyć wsparciem, oparciem czy pomocą?
SAMODZIELNIE W KRYZYSIE
Często się jednak zdarza, że Ty sama/sam znajdziesz się w kryzysie, kiedy nie będzie obok absolutnie nikogo, kto by mógł pomóc czy wesprzeć. I co? Czy wtedy już tylko strzelić sobie w łeb? Otóż nie!
Wykonaj w stosunku do siebie listę rzeczy od 1. do 6. A kiedy wyczerpałaś/-łeś wszystkie punkty, i nadal nie jest dobrze? Wtedy poproś kogoś o POMOC!
Najczęściej już ogólne zadbanie o siebie i swoje potrzeby przynosi pozytywny efekt. Bo jako zdrowy dorosły człowiek masz obowiązki przede wszystkim wobec samego siebie i dość siły, żeby podnieść się po niemal każdym upadku, porażce czy zawodzie.
Warto więc najpierw zadbać o zaspokojenie swoich własnych potrzeb, nie czekać, aż inny dorosły człowiek będzie się musiał cię z tego wyręczać. Jeśli nie masz siły, to jest moment, kiedy trzeba poprosić o pomoc. Tego ostatniego uczyłam się przez ostatnie lata i już umiem, chociaż początki były fatalne, bo byłam wychowana na Zosię Samosię.
Czasem jednak ktoś musi Ci przynieść te zakupy czy dostarczyć gotowe jedzenie.
Do mojej listy dodam jeszcze kilka pomysłów na poprawę stanu emocjonalnego. Otóż jak tylko czuję, że nadchodzi gorsze samopoczycie, staram się nakupować rzeczy do domu, z których mogę zrobić dobre, zdrowe jedzenie. Bo ja lubię coś upichcić, żeby tylko w miarę szybko :). Poza tym kiedy źle się czuję, musi być szybko.
Poza tym dbam na co dzień i regularnie o moje miejsce do życia, żeby było w miarę wysprzątane i uporządkowane, i żeby dłuższe przebywanie w nim w sytuacji, kiedy muszę, było przyjemne. Kocyki są pod ręką, podobnie jak pilot od zestawu HiFi oraz do telewizora, a raczej od Netflixa.
POZWÓL SOBIE NA LUZ
No i ważny punkt – pozwolić sobie na luz i spędzanie całych godzin na odprężających zajęciach.
A teraz o mnie:
Od tygodnia na antybiotyku, ledwo przełykając, męczyłam się polegując w domu. Dawno a właściwie od czasu covida w sierpniu nie byłam tak osłabiona i pozbawiona sił życiowych.
Co zrobiłam? Dobrze się odżywiałam, nawet jeśli mało tego mogłam zjeść. Do tego kocyk i kanapa. I próbowałam nie robić sobie wyrzutów, bo nie miałam wpływu na zaistniały stan. Poprosiłam kolegę z kursu o przesłanie mi możliwych do nadrobienia materiałów. Poszłam do lekarza, dostałam leki, wykupiłam je i od razu poszłam się położyć.
Przez ostatni tydzień oglądałam tyle seriali, że aż mi chwilami głowa dymiła. Poza tym przeglądałam zdjęcia robione przez ostatnie miesiące, porządkowałam je, archiwizowałam, publikowałam na IG, czytałam książki, oglądałam filmy, słuchałam muzyki, cieszyłam się tym, że kolega z kursu podsyłał mi materiały, które będę robić żeby nadrobić materiał.
I wreszcie po tygodniu niemocy dziś wstałam jak nowa. 🙂
W głowie od rana taka radość i chęć do życia i działania, jak od wielu tygodni nie było.
Mało tego! Od razu udało mi się tę energię przekuć na działanie!
Dzień rozpoczęłam od opróżnienia zmywarki i pozmywania tego, co zostało od wczoraj. Potem odkurzanie – oj dawno tego nie robiłam, więc efekt na błysk sorawił mi wielką radość!, następnie farbowanie odrostów – boszszsz, nie lubię samej czynności, ale uwielbiam ten efekt miękkich i równomiernie błyszczących włosów.
A kiedy już byłam cała piękna, a chałupa zajaśniała, wzięłam się za kolejny horror straszący mnie od paru miesięcy, czyli za porządkowanie zaległych dokumentów. Miałam nawet już kupione segregatory nie wiedzieć od jak dawna, ale dokumenty straszyły mnie porozkładane na kupkach w różnych miejscach: na stole, na regale itd.
Po paru godzinach opisywania i chronologicznego układania udało się!
Jestem z siebie dumna niczym paw i nadal trudno mi w to uwierzyć, w końcu ciągle odkładałam tę stertę, przekładałam z miejsca na miejsce i czułam się tym tak przeciążona, jakby w domu zawsze czekał na mnie miecz Demoklesa albo stajnie Augiasza, a może nawet kamień Syzyfa!
Jeśli nawet będę na dniach znajdować kolejne dokumenty (część mam w samochodzie), to ich wpięcie w założone porządne segregatory to już będzie pestaczka!
Czy ktoś też cierpi na prokrastynację? No to wiecie, jak to jest, kiedy wreszcie zabrzesz się za tak długo odkładane porządki (jak moje – w dokumentach), i jak to wreszcie wszystko dokończysz.
Ja dziś miałam ochotę na koniec tańczyć i śpiewać.
A tak wygląda szczęśliwa IW:
Acha, i może moja najważniejsza broń w PAKIECIE RATUNKOWYM: świadomość, że takich stanów niemocy i bezsilności przeszłam w swoim życiu już niezliczoną ilość razy, i że potem one mijają.
Jeśli nie pamiętasz, ile czasu zajmuje Ci wyjście z kryzysu, następnym razem zanotuj czas start i czas stop. To pomoże Ci ocenić, ile jeszcze cię czeka cierpienia a może nawet takie analityczne podejście sprawi, że skoncentrujesz się na czynnościach do wykonania i tym szybciej wyjdziesz z kryzysu.
Ja już znam swój przeciętny czas, w którym jestem w stanie się zregenerować w różnych sytuacjach. I kiedy czuję, że robi się źle, nie biorę na siebie kolejnych obciążeń. Bo już znam swoje granice i możliwości.
Oczywiście, że i ja się jeszcze niejednokrotnie przejadę i popełnię błędy. W końcu takie jest życie. Ale znając siebie lepiej będę wiedziała, że naginam swoje granice i kiedy zbliżam się do niebezpiecznej granicy – może na chwilę wcześniej przestanę przyjmować ciosy i pójdę się przespać, albo zrobić coś innego dobrego dla mnie.
Trzymajcie się ciepło w ten zimny listopad! Są jeszcze piękne dni, kiedy możemy popatrzeć na złote jesienne barwy.
Nie wszystkich one jednakowo cieszą, ale ja od lat nauczyłam się czerpać radość z drobnych rzeczy i nie dam sobie tej radości nikomu, ale to absolutnie nikomu odebrać. 🙂 Raczej spojrzę na tego kogoś w taki sposób, żeby zrozumiał, że psuć humor może komuś innemu, ale u mnie nie jest właściwy adres.
To na dziś tyle, już lecę!
Najważniejsze, że przetrwałaś i wyszłaś z tego wzmocniona, przynajmniej to wyczytuję miedzy wierszami. Pakiet pomocowy świetny, dokładnie tak jest, a wiem cos o tym, bom niejedną niemoc przerobiła na sobie. Lekarze są wyjątkowo skromni w dawaniu zwolnienia, raz tylko trafiłam na doktora, który dał mi zwolnienie jeszcze tydzień po antybiotyku, bym wyjałowiona nie wracała środowisko zarazków. Zawsze gdy dopada mnie niemo, powtarzam sobie, że wszystko się kiedyś kończy, choć nie ukrywam, że wolę czuć się dobrze. Dobra strona jest taka, że człowiek zaczyna doceniać stan bez choroby i dostaje kopa do zrobienia wielu odkładanych czynności. Wyglądasz pięknie, trzymaj się zdrowo… Czytaj więcej »
Faktycznie wyszłam wzmocniona i z kopem do działania, bo jak już się wyleżałam, że mi się potem od razu zachciało różne rzeczy robić, działać, zajmować się z powrotem w pełni sił moimi sprawami. 🙂 „Wszystko się kiedyś skończy” jest dla mnie dość abstrakcyjnym pojęciem, chociaż w chwilach największego kryzysu faktycznie wystarcza i pomaga. Mnie ostatnio trzymają przy życiu nabyte umiejętności survivalowe jak te opisane powyżej. I właśnie ta wiedza, że niejeden raz już tak źle bywało, a się jednak poprawiło, więc i tym razem jest to po prostu akurat ta gorsza część cyklu czy sinusoidy, ale po niej musi przyjść… Czytaj więcej »
najpierw krowka i gęś, cudowne zdjęcia. Pomogły mi cytowane tu punkty dotyczące innych , wsparcia innych, bo przypomniły o kilku sprawach…no i muszę zrewidować niektore z moich zachowań, koniecznie. Mam takie sytuacje bardzo często. Co do siebie samej, też już doszłam do ściany, co zmusiło mnie do opieki, bycia dobrą dla samej siebie…robienia sobie wielu przyjemności, jesienią zwłaszcza ale i cały rok w obliczu chandry, depresji. Zauważyłam rzeczy, które mnie zabijały powoli, i nie to nie papierosy. Piszę bloga też w ramach autoterapii. Chorowanie, to osobny rozdział. I tu empatii więcej dla innych, że trzeba komuś zakupy zrobić, ugotować, odśnieżyć… Czytaj więcej »
Ta krówka to tutejszy gatunek bawołów :), byłam dwa tygodnie temu na spacerze w okolicznym rezerwacie przyrody i te piękne zwierzaki oczarowały nas (byłam z kolegą fotografem) pozując uroczo do wszystkich zdjęć. Podobnie gęsi. Ostatnio poluję na te motywy, wreszcie wzięłam się za korzystanie z mojego teleobiektywu, a potem japa mi się cieszy na samą myśl, kiedy przeglądam takie zdjęcia :). Wiesz, zestaw tego, czego nie należy robić wypracowałam w dużej mierze na podstawie nie tylko czytania psychologicznych ciekawostek, ale też własnych spostrzeżeń. I tych pozytywnych i tych negatywnych (dotyczy też mnie samej). Nie zawsze umiem pomóc, nie zawsze wiem,… Czytaj więcej »
u nas ciepło jeszcze ale mgliście i gnilnie…ale za chwilę będzie słonecznie i zimniej. Nie ma co narzekać aura pogodowa w tym roku w pażdzierniku i listopadzie, na razie całkiem ładna. Uściski.
Tutaj było dziś nadspodziewanie ciepłe popołudnie, skorzystałam i wyszłam na spacer po tygodniu przerwy. Wspaniały spacer po parku umiliłam sobie udanymi zdjęciami :)))
W takie dni nic więcej mi nie potrzeba.
Udanego tygodnia :)))
Wow, jaki piękny uśmiech rozpoczyna i (prawie) kończy ten wpis! Aż sama się uśmiechnęłam 🙂 Pozdrawiam serdecznie i dużo zdrowia życzę 🙂
Dziękuję Ci bardzo, zaswsze się cieszę, jeśli kogoś zarażę uśmiechem :))
Na szczęście już się czuję dobrze.
I nawzajemnie, słońca ci u nas jeszcze póki co dostatek!
Uściski również 🙂
Mam szczęście, bo gdy byłam w kryzysie (psychicznym głównie) a nie zdrowotnym byłaś niemal na wyciągnięcie ręki i stale o tym pamiętam.Dla mnie „od zawsze” był ciężki październik , no ale skoro jestem sama i „niczego nie muszę” po prostu robię to, co mi w danym momencie najbardziej pasuje i…..doceniam ową możliwość. Przytulam i ściskam;)
Ja te mam szczęście. Mogłam na Ciebie liczyć także w moich trudnych chwilach. Nigdy Ci tego nie zapomnę.
Mam nadzieję, że dziś nie przypaliłaś w końcu tego obiadu :)))
U mnie kryzysy nie są uzależnione od pory roku, tylko raczej od stanu fizycznego. Dopóki się dobrze czuję i nie choruję, jestem w stanie udźwignąć większość spraw i poradzić sobie z nimi.
Ale bywają i chwile, które są emocjonalnie gorsze, wtedy rzeczywiście nie ma to jak rozmowa z Przyjaciółką <3
Uściskuję i przytulam!
Nie wierzę. Nie da się być szczęśliwym w listopadzie. Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić. Jeśli istnieje piekło, to tam ciągle jest listopad. I ciągły poniedziałek.
Ja już zapomniałam, że był listopad. Sorry, że tak długo się tu nie pokazuję i dopiero dziś odpowiadam na Twój komentarz. Życie biegnie, a ja biegnę razem z nim 🙂
druga połowa października i pierwsza listopada to u mnie był koci kryzys: najpierw Mała Czarna – dość poważna sprawa, potem Wielki Kudłaty – średnio poważna, potem znowu Mała Czarna – dokończenie tej pierwszej, tak więc na osobiste kryzysy to nie był u mnie ani miejsce, ani czas, ale już jest po wszystkim, przynajmniej na to wygląda, a skoro kryzysu już nie ma, to nie ma co za dużo o tym myśleć…
p.jzns 🙂
Oj to cieszę się, że już po kryzysach!!! Trzymam kciuki, żeby ich było jak najmniej.
A może po to były u Was w końcówce roku, żeby teraz mogło być już tylko lepiej :)))
Powodzenia więc!
I najserdeczniejsze pozdrowienia!!! 🙂
wszystko się kiedyś kończy te trudne momenty też ale dobrze mieć kogos albo pakiet ratunkowy..każdy wie najlepiej czego w danym momencie mu trzeba Tylko czy umiemy to wyrazić? Dobrze ,że angina sobie poszła..:) Pozdrawiam zimowo ale ciepło:):)
Szlachetne zdrowie powróciło na swoje miejsce, więc dbam, żeby tak pozostało, bo łatwo czasem takie paskudztwo przychodzi.
Oczywiście, że życie to pasmo zmiennych: po sukcesach bywają porażki, po chorobach zdrowie. Wierzę, że większość z nas może o to ostatnie dbać na bieżąco.
Też serdeczności i pozdrowienia wysyłam!