Przeprowadzka za trzy dni, w poniedziałek. W mieszkaniu nadal remont. A ja nadal mam mnóstwo rzeczy do spakowania. Sporo już zrobiłam, ale jeszcze trochę mi zostało do końca i w sumie nie mam pojęcia, czy dam radę skończyć.
Zostały mi równo dwa dni na spakowanie reszty rzeczy. W poniedziałek o 6.30 przyjedzie silna ekipa i zacznie pakować rzeczy na samochód.
Gdyby temperatura przez całe dnie była taka, jak o 6:30 rano, czyli 22 stopnie C, nie byłoby problemu. Oraz gdyby mieszkanie już było choć częściowo przygotowane, spokojnie przenosiłabym już swoje najważniejsze rzeczy.
Ale wiem, że na miejscu jeszcze szaleje ze szpachlą, wałkiem i odkurzaczem Wiesław i nie chcę mu przeszkadzać w ostatnich pracach.
Przy temperaturach, które ostatnio panują w moim regionie Niemiec, a których nie pamiętają najstarsi może nie Górale, ale miejscowi Niemcy, nie da się pracować. Farbą można malować do maksymalnie 28 stopni. Powyżej tej temperatury farba traci swoje właściwości i nie tworzy się właściwa zawiesina nawet po dokładnym zamieszaniu. Poza tym najlepsza jest temperatura od 5 do maksymalnie 8:30 rano. Ale do 6 panuje cisza nocna, więc majster nie może nawet farby zamieszać (robi to wiertarką ze specjalną nakładką).
Pozostaje mu wygładzanie ścian, ale nawet szpachelka i szlifowanie robią trochę hałasu. Jak na razie nikt nam nie zwracał uwagi, więc sąsiadom chyba nie przeszkadza. Ja doznaję tylko za każdym razem mocnego uderzenia na mój zmysł słuchu, kiedy wchodzę do mieszkania, bo Wiesław głośno słucha radia. Pierwsze co robię, kiedy wchodzę, to wyłączam radio, bo inaczej myśli zebrać nie mogę. Podziwiam spokój sąsiadów. Jeśli jednak przeczytali, kiedy przeprowadzka, to wiedzą, że już niedługo.
Przed moim nowym domem stoją dwa znaki rozstawione na szerokość samochodu do przeprowadzek na znak, żeby w tym miejscu tego dnia nie parkowano samochodów.
Tylko teraz nie mam takich oznaczeń do ustawienia przed obecnym domem i się zastanawiam, co będzie, jak mi znowu zastawią podjazd, co już dość często się zdarzało. Dziś znów średni samochód wielkości nysy firmy przeprowadzkowej dwa domy dalej stoi naprzeciwko mojego domu, gdzie w poniedziałek rano powinien stanąć mój samochód od przeprowadzek.
Przez cały czas mieszkania tutaj dawali się nam we znaki parkując swoje samochody, w tym te największe ciężarówki tak, że zasłaniały mi cały horyzont na wiele godzin w ciągu dnia. Niełatwo zgadnąć, że właśnie dlatego nie skorzystam z ich usług.
A poza tym przez głowę zajętą racjonalnymi przygotowaniami zaczynają przebijać się różne emocje, refleksje, silne uczucia.
Wstałam dziś tuż po 6 rano, bo o tej porze temperatura jeszcze jest znośna. Niestety nawet przy takich temperaturach, kiedy śpię przy otwartym oknie, budzę się z bólem głowy. Moje zatoki tego nie wytrzymują. Wzięłam więc szybko tabletkę Panadolu, taka szybka z rana jeszcze pomaga.
Wyniosłam z domu dwa świerszcze (czy tam szarańczaki, nigdy nie wiem, jak się nazywają te zielone) na ogród, żeby nie skisły i nie zginęły gdzieś w kącie domu. Dziś w nocy znów pewnie przyjdą, codziennie ostatnio wynoszę przynajmniej jednego. Jeden z nich nie chciał skakać.
Zastygł niemo na pudełku i tak siedział przez dłuższy czas. Dziś też przyszedł. Był w łazience i znów potem trzymał się pudełka. Kurczowo, jakby nie chciał stracić ostatniego bastionu czy kawałka stałego lądu pod stopami.
A ja się czuję teraz właśnie tak jak ten świerszcz, jakbym tę ziemię pod stopami traciła. Pakuję się dość wolno i niezbyt chętnie, mimo że ostatnie miesiące w tym domu dalekie były od spokoju i szczęścia. Będzie mi brakowało tego ogrodu, tej ciszy za oknem, przez większość dnia przynajmniej. I tego widoku na ogród za oknem.
Zza okna słyszę poranne ptaki, cudne odgłosy. Boję się, że teraz będę słyszeć rozmowy sąsiadów na balkonach. Bo już zauważyłam, że lubią sobie porozmawiać, nie pozostawiając ani cienia wątpliwości co do treści swoich rozmów.
Po 17 latach mam się przenieść z domu do do mieszkania.
Tak, wiem, że to rozsądne. I że to teraz najlepsze wyjście. Na tyle mi wystarcza rozsądku i rozumu. Ale rozum swoje, a serce swoje. W ciągu ostatnich dwóch lat moje serce straciło po kolei dwa domy w Polsce i jeden w Niemczech. I weź mu teraz wytłumacz, że to rozsądne, kiedy ono nie słucha. I tak będzie tęsknić, choćby mu nie wiem ile razy powtarzać, że to głupie i nieracjonalne.
Emocjonalnie czuję wyczerpanie i wypalenie całą sytuacją.
Na szczęście umiem sobie wytłumaczyć (a przynajmniej tej mojej racjonalnej części mózgu), że samodzielnie i tak nie dawałam rady ostatnio uprawiać tego ogrodu. Ale wiem, że gdyby sytuacja była inna, w donicach nadal kwitłyby kwiaty, a trawnik też bym nawet samodzielnie skosiła. Nie był aż tak wielki jak ten w Warszawie.
Miotam się więc nieracjonalnie między „nie chcem, ale muszem” i wcale nie jest mi z tym łatwo i dobrze.
Mam chwile, kiedy wierzę, ze w tym nowym miejscu się odnajdę. Na pewno będzie mi łatwiej, że Mozart będzie w domu i że nie będę się ciągle o nią martwiła. Mam nadzieję, że nie będzie próbowała uciekać z mieszkania.
Ale nie samym kotem człowiek żyje, jestem jeszcze ja i moje mieszane emocje.
Z drugiej strony czy teraz chciałabym mieć dom i utrzymywać go samodzielnie? Racjonalnie to bardzo zły pomysł.
Emocjonalnie z kolei znów wracam do oglądania podczas jazdy na rowerze okolicznych domków, tych mniejszych i z uroczym ogródkami oczywiście.
I emocjonalnie znów się przymierzam do każdego, który mi się podoba. Może kiedyś jeszcze w jakimś zamieszkam … Ale przy moich możliwościach nie jestem pewna, czy to będzie możliwe. A jeśli już, to znów będę musiała kupić jakąś ruderę i przejść przez piekło remontu – i nie wiem, czy jeszcze chcę to znosić. Te ładne wyremontowane domy są drogie, nie ma się czemu dziwić.
Może te moje tęsknoty i ciągoty skończą się na jakimś ogródku działkowym z małym domkiem, gdzie będę mogła urządzić wolierę dla kici. Chociaż nigdy nie byłam dobrym działkowcem, szczerze mówiąc nie byłam żadnym.
Ale własny skrawek zieleni, gdzie będę mogła popatrzeć na własne kwiatki i trawkę i wyjechać trochę z miejskiego żaru w upały by się jednak przydał.
Zamiast domu, który jest kosztowny w utrzymaniu, byłaby to wersja niedroga, praktyczna, kawałek zieleni i małego drewnianego domku na wyjazdy na weekend, zimą nie wymagający ogrzewania. W tym roku nie mam na to już siły ani czasu, może pomyślę o tym w przyszłym roku, rozważę plusy i minusy. Na razie sobie snuję luźne plany i przemyślenia.
Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
Trochę na przekór moim pierwotnym planom życie pcha mnie z jednego miejsca na drugie. Wykorzystuję moje możliwości najlepiej jak umiem i staram się mimo wszystkich kłopotów i problemów patrzeć w przyszłość pozytywnie.
I widzieć plusy.
Nie sztuką jest usiąść i narzekać, to umie każdy Polak oderwany od maminego cycka. I między innymi dlatego, że jest to tak popularne, jakoś mnie nie pociąga. Nigdy nie lubiłam kopiować tego, co jest zbyt popularne.
Za to dostrzec możliwości i wykorzystać je mądrze – to od zawsze mnie pociągało i pchało do przodu.
Od pewnego czasu w mojej głowie zasiałam nowe słowa, które zaczęły kiełkować. Kiedy coś mnie przeraża czy przerasta, zaczynam wewnętrzny dialog i mówię do siebie słowami: to jest proste.
I w gruncie rzeczy każda z poszczególnych czynności czy działań do wykonania są dla mnie proste, a często nawet banalne.
To właśnie z tych prostych działań tworzą się określone większe rzeczy, ot cały sekret. Tylko trzeba uwierzyć, że to jest proste. Ja uwierzyłam moją racjonalną stroną głowy. I dokonuję po kolei wszystkich tych prostych czynności. A z nich tworzę moje nowe życie.
Z czasem i moje emocje znajdą sobie jakąś drogę, którą podążą do szczęścia.
Smutno i optymistycznie zarazem. Ale kto ma wszystkiemu dac rade z palcem w nosie, jak nie Ty? Do tej pory swietnie sobie radzilas, wiec i tym razem bedzie wszystko pod kontrola. Ale fakt, w takich temperaturach strasznie zle sie pracuje, to prawdziwy dopust na przeprowadzke. Ale Ty dasz rade!
Ano mieszane mam uczucia, jak to zwykle przy takich dużych zmianach. Z palcem w nosie to może nie, ale nie jestem już tak zestresowana, jak przy poprzedniej przeprowadzce samą pracą. W razie czego jak czegoś zapomnę, to dom zostaje i mogę to sobie przenieść później, ale nie bardzo mam na ten wariant ochotę, bo dźwiganie już nie dla mnie. Gdyby nie ten upał, pewnie już bym była spakowana i dziś pojechała na wycieczkę rowerową. 🙂
Rzeczywiscie te tak dlugo ciagnace sie upaly wcale wam sie nie naleza,
Australia jest od upalow, a ja nawet mialam ostatnie lato wcale nie takie upalne,
poza tym, my jestesmy lepiej przygotowani na upaly, mysle ze moze i z farbami jest lepiej,
u mnie teraz zima, dzisiaj byla wymarzona pogoda, slonecznie i max bylo 19,
gdybys miala taka pogode do pakowania, eh tak takie moje gdybanie.
Wscieklabym sie gdyby mi parkowali tam gdzie maja stanac moje do przeprowadzki, chyba bym tam nocowala, a zaparkowanie Twojego samochodu tam na noc nie pomoze?
Właśnie odczekałam, aż ten samochód odjedzie i wystawiłam pojemniki z napisem proszę nie zastawiać, przeprowadzka. Jeszcze nie całkiem wypłowiały od półtora roku.
A przed nimi ustawiłam mój samochód, jakby co wyjadę z nim, żeby mieli jeszcze więcej miejsca. Strasznie mnie trafiła śmierć, Kory przeczytałam dopiero po opublikowaniu tego posta, chodzę, słucham głośno jej muzyki, ryczę i się pakuję….. :(((((
Glowa do góry, popłacz nad Korą, ale nie nad sobą. Podejmujesz własciwe decyzje i wszystko to ogarniasz- nie jedna osoba (bez podziału na płeć) juz dawno straciłaby głowę. Dom z ogródkiem jest dobry gdy masz kim w tym ogródku robić, ale musiałabyś wtedy być z miłośnikiem ogrodu i prac z tym związanych. O ile takiego co lubi ogród to jeszcze można znalezć, to takiego do roboty w nim już znacznie trudniej. Dom z ogrodem to kolejne uwiązanie- kota to wezmiesz ze sobą, a ogród bez podlewania jakoś bardzo szybko traci swą urodę w lecie. A jak słychać wszystkie kolejne lata… Czytaj więcej »
Ja to wszystko wiem Annabell, a jednak jakoś nie do końca się z tym dobrze czuję. Może wyjdzie w praniu, że to najlepsze rozwiązanie. Póki co mam bardzo silne poczucie strat i to kilku. I wolę to zwerbalizować, niż dusić w sobie i udawać, że taka silna jestem, silna może, ale przeżywam to też silnie, co się dzieje.I emocje mam jakie mam, nie będę tego tłumić, bo mnie potem zadusi koszmarami. Jak się wypłaczę, łatwiej będzie rozpocząć ten nowy etap od nowa.I tak na razie nie podejmę żadnych decyzji z oczywistych względów, finansowych i nie tylko. Co nie znaczy, że… Czytaj więcej »
Wiem Iw, nie musisz tego dusić w sobie, ja płaczę często ze zwykłej wściekłości- łatwiej jest popłakać (łzy oczyszczają umysł) niż komuś ze złości dolać. Wiele razy w życiu nie wyobrażałam sobie jakiejś zmiany, jakiej straty, czyjegoś odejścia itp. A potem, niezależnie od mych obaw to "niewyobrażalne" przychodziło i w końcu okazywało się, że to wcale nie było takie najgorsze, chociaż wielce niemiłe, kosztowne, absorbujące, często mało wygodne.Ale wszystko jest do przeżycia. Tylko często nam się chwilowo zacina klawisz od opcji "myśl rozsądnie, ostudz emocje" i z lekka wpadamy w panikę. Najczęściej to co wydaje się nam takie strasznie smutne,… Czytaj więcej »
Piszę tu o tym, co mi chodzi po głowie, a od pomysłu do realizacji często wiedzie długa droga, która w każdej chwili może zboczyć na inne tory. Życie w tym mieszkaniu może się okazać tak przyjemne, że już tam zostanę na dobre i wcale nie będę miała ochoty na kupowanie czegokolwiek. A moje ciągotki do zieleni spełnię odwiedzając okoliczne parki i skwery.Balkon ozdobię na pewno, ale nie wszystko na raz. Chociaż wszystkie inne meble mam, dwa krzesła rattanowe na balkon kupiłam w piątek, bo były w promocji i szukam jeszcze jakiegoś stoliczka, żebym miała na czym kawę wypić. I półki… Czytaj więcej »
Podobno wszystko jest w głowie! Nie dziwię sie, że masz takie obawy i tyle przeszkód się piętrzy, stąd też pewnie ciągły ból głowy…
Moja znajoma remontowała kiedyś mieszkanie, myślała, że robią to cicho, bo niektóre czynności właśnie w nocy, okazało się, że niestety nocą wszystko potrójnie słychać, nawet malowanie wałkiem.
Cierpliwości i lepszej aury życzę:-)
Ból mam od zatok, już od lat. Na szczęście staram się mimo całego natłoku spraw odżywiać się teraz zdrowo, bo bym tego wszystkiego nie dźwignęła.
Wolę nie myśleć o tym, co słychać. W razie czego będę wiedziała, żeby potem nie narzekać na sąsiadów, jak oni się będą remontować.
Nie wiedziałam, że farba źle reaguje na wyższe temperatury. To strasznie utrudnia Wam pracę, bo… w ten sposób można w nieskończoność… Gehenna, współczuję bardzo.Wygląda, że pasikoniki Cię polubiły. To może zabawne, ale jak liznęłam sobie mieszkania w domu, to stwierdziłam, że jednak wolę swoje blokowisko. A to dlatego, że dom i obejście wymaga dobrej ręki i regularnej pracy. Ja jestem typem włóczykija i wiem, po prostu to wiem, że taki dom, obojętnie czy mały czy całe gospodarstwo – uziemiałby mnie. Ewentualnie zaniedbałabym wszystko i wędrowała dalej. Ja nie nadaje się do tego trybu i już.Na bloki można narzekać, że betonowe… Czytaj więcej »
Też dopiero teraz się dowiedziałam o tych farbach, jak się zaczęły problemy. Liczy się też właściwy wałek, większość tutejszych nie odpowiada mojemu Majstrowi.Jedną ścianę malował chyba ze 4 razy, dopiero za czwartym razem i nową farbą osiągając równą powierzchnię. A i tak widać ślady wałka.Wiem, że dom wymaga pracy, bo już ten dom miałam. Ale własne miejsce postojowe, brak sąsiadów nad głową lub pod spodem, często garaż i dużo miejsca to są zalety nie do pogardzenia. Zawsze będą zwolennicy domów i mieszkań. Może dlatego, że już się trochę najeździłam aż tak mnie nie ciągnie w dalekie krainy i mam ochotę… Czytaj więcej »
Iwonko, czasem dobrze jest zamienić mieszkanie, zmienić coś w życiu. Sama dumam nad tym co zrobimy z naszym wielkim domem. Póki jesteśmy tutaj w dwie rodziny. Czyli mama i tata oraz mąż i ja – wydatki dzielone na pół nie są koszmarem ale samemu, chyba że uda się gdzieś wynająć a jescze lepeij w przyszłości kupić malutki domek.
Mimo to życzę Tobie szybkiej i bezbolesnej przeprowadzki oraz klimatyzacji w nowym miejscu.
Za duży dom na dwoje ludzi może się okazać zbyt dużym wyzwaniem, warto już planować, co zrobicie dalej. Mniejszy domek jest dobrym pomysłem.
A ja mam teraz trudny moment, ale mam nadzieję, że jednak się oswoję z nowym miejscem i stylem życia i będzie mi tam dobrze. Właśnie siedzę i znów rozrysowuję ustawienie mebli, to ostatni dzwonek. Pozdrowienia, dziękuję
Wiem, co to remont, przeprowadzka i takie tam "przyjemnosci" 🙂
Zawsze jakos tam bedzie!!!
Najgorzej zamartwiac sie na zapas…
I na pewno zielony Balkon ci wystarczy jako namiastka ogrodu, bedziesz miala wiecrj czasu na prace i odpoczynek 🙂
Pozdrawiam 🙂 🙂 🙂
Bardzo marzę o chwili, kiedy to najgorsze będzie za mną. I nie wiem, czy najgorsza jest jutrzejsza przeprowadzka, czyli przewiezienie wszystkich rzeczy i ich ustawienie, czy najgorsze będzie potem rozpakowywanie tego wszystkiego. Na razie się już nie zastanawiam, bo nie mam na to czasu. Ledwo zdążę z tym pakowaniem. 🙂
Staram się nie myśleć o tym, że tam jeszcze trwa remont. Mam nadzieję, że juro będę miała jak wstawić meble. Ufffff
Wspieram Cie,Iwona.!Bo,że w Ciebie wierzę nie muszę chyba mowić.Pewnie,że przeprowadzka to nic przyjemnego,w dodatku w obcym,nie zawsze przyjaznym kraju.
Ale Ty doskonale znasz język,jezdzisz autem,jesteś samodzielna i niezależna.
I ponad wszelką wątpliwość – nie jesteś typem kobiety-bluszcza,nie masz potrzeby bycia pod czyimiś "skrzydłami".Przez to jesteś mi mentalnie bliska,też nie potrafię "bluszczyć":)) Powodzenia na nowej drodzę Ci życzę.Niech mniej zakrętów na niej będzie,pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Ewuniu za dobre słowo, faktycznie bluszczem się nie owijam, bo mi to nie pasuje. 🙂
Samodzielna jestem, co skutkuje tym, że wszystko muszę zrobić przeważnie sama.
Ale jeśli mam na coś wpływ w całości, to w dużej mierze wiem, że to się może udać.
W tym duchu wracam do pakowania, bo to półmetek. I potrzymaj te kciuki jeszcze przez chwilę, aż się odnajdę w nowym miejscu. 🙂
Podziwiam optymizm i samozaparcie. Jak zawsze do tej pory trzymam kciuki za Ciebie i Twoje plany i przedsięwzięcia. Uściski.
Dzięki Iwonko, doceniam Twoje kciuki i dobre życzenia 🙂
To wspiera, czasem nawet nie wiesz jak bardzo!
Zal zostawiac cos co kiedys sie kochalo. Ja do tej pory nie moge sobie darowac, ze zostawilam wszystkie kwiaty w starym domu, a moglam przeciez wykopac. No ale trudno, za wybory sie placi dlatego lepiej dokonywac ich madrze. Ja reagowalam emocjonalnie, Ty z glowa. I tak jest lepiej, uwierz mi.
Faktycznie trudno zostawiać coś, co się kiedyś kochało. Kwiaty mogłaś niby zabrać, ale to byłby dla nich straszny stres, nie wiadomo, czy by się odrodziły i w jakiej formie. Dobrze, że je jednak zostawiłaś. Na szczęście działam z głową, bo podjęte w ten sposób decyzje mają lepsze skutki i w efekcie długofalowo jestem bardziej zadowolona.
Pojadę banałem: na wszystko jest czas, na energię i działanie oraz na smutek. Być może teraz właśnie przyszła pora na refleksje i trochę smutku. Nie jest to złe, oczyszcza, więc pozwól sobie na to. Nawet na kapkę użalania się nad sobą, jeśli masz ochotę. Potem pewnie jak zwykle ściśniesz doopkę i ruszysz do przodu na pełnej pompie. Ale czasem można jak Kłapouszek posiedzieć na wzgórzu i powzdychać. Nawet więcej powiem – czasem trzeba.
Ano był czas na wzdychanie, na użalanie, na płacz i na emocjonalną słabość. I też nie żałuję, że się temu poddałam. Teraz już idę dalej. I tak uważam, że mam bardzo dobre tempo z tym wszystkim biorąc pod uwagę również czas na przeżywanie.
Trzymam kciuki, żeby Ci się wszystko poukładało i żebyś znalazła swoje miejsce na ziemi 🙂
Dziękuję Ci Annette, jak na razie to nowe zaczyna mi się podobać, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu.
Dobrze jest mieć różne plany i potem nawet je modyfikować. Nie ma się tym teraz co martwić, ale planować warto, zawsze warto.
Zgadza się, zawsze warto! Najwyżej nie zrealizuje się ich w całości, ale chociaż w części. 🙂