Blog

Priorytety: być czy mieć, a realia

4 listopada 2018
Dla każdego człowieka istnieją pewne filary szczęśliwego życia, zależne od norm społecznych i miejsca, w którym przyszło nam żyć. Są one inne w innych, różnie rozwiniętych krajach.
Nie ma co się czarować, od czasu, kiedy wynaleziono kapitalizm w Europie środkowej synonimem dobrobytu jest posiadanie. Posiadanie dóbr materialnych jest uważane za nie mniej ważne, jak posiadanie dobrego wykształcenia, a co za tym idzie, wygodnego mieszkania czy domu, dobrej pracy, która z kolei umożliwia posiadanie innych dóbr, jak ładne umeblowanie, dobry sprzęt, wysokiej jakości nagrania muzyki, przedstawień i filmów, odbywanie udanych wakacji itp.

Dopiero na pewnym etapie gdzieś daleko z tyłu pojawia się dobroczynność jako cecha ludzi, którym zbywa i którzy chcą wspomagać tych mniej uposażonych i tych, którzy mieli mniej szczęścia w życiu.
Na liście rzeczy niematerialnych ale pożądanych do szczęścia śmiało można zapisać posiadanie rodziny albo chociaż udanego partnera życiowego, zdrowych i zaopiekowanych dzieci, rodziców. 
Następnie możliwość obcowania ze sztuką, napawania się pięknem, wyjazdami czy innymi radościami życiowymi.
Nie wynajdę prochu, jeśli stwierdzę, że bez posiadania podstawowych środków do życia i zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb nie spełnimy wielu punktów z powyższej listy.

Moja teza jest następująca:
Samo być nie istnieje bez mieć.
Jeśli myślisz, że uważasz inaczej, przypomnij sobie, jak odbierasz bezdomnego, który może i kiedyś był profesorem czy doktorem na uczelni i przez bełkot alkoholowy nada włada piękną polszczyzną, ale teraz żyje na ulicy, pije, śmierdzi i zbiera na kolejną butelkę.

Czy uznasz, że ważniejsze jest być i wdasz się z nim w filozoficzną dysputę? Czy raczej zatkasz nos, przejdziesz na drugi koniec autobusu, a w najlepszym razie dasz parę groszy lub coś do jedzenia i z ulgą wrócisz do swojego mieszkania, gdzie masz wszystko, czego ci do życia potrzeba, rodzinę, zwierzaka lub zwierzaki i pełną lodówkę?
Posiadanie, mądre gospodarowanie zasobami i wiedza decydują o tym, kim jesteśmy nie mniej, niż przeczytane książki, obejrzane sztuki, filmy, koncerty. Z tego, co obserwuję, pracujemy na całokształt życia, a nie tylko na wyrwanie z kontekstu bycie, czyli kulturę i sztukę.
Pomijam tu krańcowe przypadki ludzi, którzy chcą głównie mieć, mieć, mieć, nie umieją przestać i nie umieją się tym z nikim podzielić, bo to nie czas i miejsce na opowieść wigilijną, wujka Scrooge przypomnimy sobie dopiero w święta.

Źródło

Niniejszy wpis nie różnicuje też ludzi na lepszych czy gorszych w zależności od stanu posiadania. Można mieć znacznie mniej, ale wystarczająco, ale jednak trzeba mieć, żeby móc być.
Nie bardzo da się być, nie mając kompletnie nic, bo jednak każdy człowiek musi mieć najpierw zaspokojone potrzeby niższego rzędu, aby mógł zająć się potrzebami wyższego rzędu.
Podstawowe potrzeby? To dla mnie oczywiste: dach nad głową, jedzenie, picie, opieka zdrowotna, wykształcenie.
Mamy szczęście żyć w kraju, gdzie większość ludzi jednak na skromne warunki stać, jeśli pracuje.

Jesteśmy wolnymi ludźmi i każdy z nas może wybierać, na co przeznaczy gros wypracowanych przez siebie środków.

Skoro więc nie zatrzymujemy się na dogmacie, że lepiej jest być, niż mieć, idźmy dalej i rozpracujmy tę łamigłówkę.
Czyli spróbujmy odpowiedzieć na pytanie:
Co to znaczy być?

Być wykształconym? No dobrze, a skąd wziąć pieniądze, jeśli się ich nie ma?
W Polsce jeszcze nadal obowiązuje tzw. bezpłatna edukacja. Ale podręczniki, wyjazdy na wycieczki szkolne, składki na komitet rodzicielski, jedzenie i picie do szkoły, strój do WF-u i inne pomoce naukowe to już rodzic musi wyłożyć z własnej kasy.
Czytać dobrą literaturę? Tu też środki na nią są niezbędne, nawet używane książki kosztują, ale każdy może coś znaleźć, o ile tylko poświęci na to czas, ale i pieniądze.
Korzystać z dobrodziejstw sztuki? Spróbuj pójść na dobry film czy do teatru, oświadczając na kasie, że jesteś tak inteligentny, że „wejście po prostu Ci się należy”.
Oglądać bogactwo kulturowe innych krajów? Spróbuj kupić bilet nie posiadając pracy, a tym samym dochodów.
No dobrze, czasem są jakieś występy czy koncerty uliczne, ale nie zastąpią one wszelakich dóbr kultury dostępnych, ale za określoną cenę. Nic w tym dziwnego, bo pisarze, aktorzy, poeci i muzycy też nie żyją wyłącznie energią słoneczną, a dofinansowanie kultury przez kolejne rządy brzmi raczej niczym bajka o jednorożcu, każdy o nim słyszał, ale niewiele go widziało.
I co, czy po zastanowieniu nadal uważasz, że być można bez mieć?
Na posiadanie, a więc i na bycie tym, kim jesteśmy, pracujemy całe życie, na samym początku zwykle ustalamy zasady i priorytety, których się trzymamy.

U mnie od czasu, kiedy jestem dorosła i zarabiam na siebie, a wcześniej też na dziecko, zawsze na samej górze listy priorytetów było opłacenie na czas wszystkich rachunków za mieszkanie, samochód, gaz, prąd, telefony, internety i podatków.
Jeśli kiedykolwiek miałam jakiś kredyt, to również rata kredytu była w tych podstawowych priorytetach. 
Na liście priorytetów tuż za nimi było doskonalenie zawodowe, chociaż za moje studia zapłacili akurat rodzice. Ale wszelkie słowniki, fachowa literatura, wykłady, szkolenia, zawsze miały dla mnie znaczenie i jeśli mogłam, to na tym nie oszczędzałam.
Zaraz potem jest jedzenie i picie, ale tu już prędzej można oszczędzić. W czasach, kiedy nie wiodło mi się zbyt dobrze, odpuszczałam sobie wyjścia do restauracji, raczej gotowałam w domu, kupowałam produkty równie dobre, ale tańsze. Da się. Czasem trzeba też kupić leki, bywa że używam suplementy.
Co do jedzenia teraz wolę gotować sama, bo dzięki temu jestem w stanie zapanować nad tym, jak wyglądam i czy jestem zdrowa. Jeśli wiem co mam na talerzu i w potrawie, raczej nie przytyję i nie pochoruję się od ukrytych w potrawach restauracyjnych wzmacniaczy smaku czy cukru. 

Co nie znaczy, że czasem nie lubię wyjść i zjeść coś – głównie podczas podróży czy wyjazdów. Ale to są odstępstwa od reguły, regułą jest jedzenie zrobione w domu z podstawowych składników.
Dopiero po tym wszystkim na mojej liście jest literatura, sztuka, film, koncert, obraz, aparat fotograficzny, ciekawy wyjazd czy wakacje. I prędzej oszczędzam na tym, niż na trzech powyższych priorytetach.
Raz na jakiś czas kupuje się też rzeczy do domu, takie jak nowe meble, rolety, czy zasłony, uzupełnia się AGD czy przedmioty codziennego użytku.
Z nałogów czy przyjemności używam tylko czasem zbyt dużo internetu i social mediów, więc to akurat mieściło mi się zawsze w ramach abonamentu.
Jak to brzmi: nałóg w abonamencie. No nic, może kiedyś się nad tym zastanowię.
Gdzieś na samym końcu tej listy są u mnie różne drobne przyjemności.

Na liście poniżej zebrałam po kolei moje priorytety w gospodarowaniu zarabianymi pieniędzmi.

Za co płacę w pierwszej kolejności? 
I na co nie może zabraknąć?
1. comiesięczne rachunki
2. kredyty
3. jedzenie, leki
4. kształcenie
5. sprzęt 
– komputer, aparat fotograficzny
– rzeczy do domu, AGD
– pojazd (samochód wg mnie to narzędzie niezbędne w niektórych profesjach, np. w mojej) 
– sprzęt sportowy
6. ubrania i kosmetyki (muszą być, ale nie stanowią dla mnie bardzo dużego priorytetu, są konieczne i muszą odpowiadać mojej pracy i sposobowi spędzania czasu wolnego)
7. książki, filmy, płyty z muzyką
8. pozostała sztuka (koncerty, wystawy, teatr)
9. wyjazdy, urlopy
10. inne przyjemności, czy spontaniczne wariactwa.
Czyli mieszkanie, jedzenie, kształcenie, a dopiero potem kultura, sztuka, sport, wyjazdy i inne.
Co jeszcze robię.
Ano, bardzo często sprawdzam stan konta, żeby się w tym nie zapędzić. Szczególnie, kiedy kupuję z karty kredytowej czy płacę z debetu. Spłacam moje kredyty i karty bardzo regularnie i nie daję sobie wcisnąć kolejnych kart, bo każda to potencjalny nowy kredyt, a tych więcej mieć nie chcę.
Poza tym nie lubię płacić odsetek od głupoty, którą jest nie pilnowane spłat.
Tak, nie jestem rozrzutna, wolę wydawać rozsądnie i zabezpieczać się.
Dodam, że pozostawiam sobie też zawsze lub dążę do pozostawienia pewnego bufora bezpieczeństwa, czyli kwoty na koncie na nieprzewidziane okoliczności, jak nagła awaria w domu, w samochodzie, czy w życiu (choroba nie wybiera i ja czasem musiałam mniej pracować, a tym samym mniej zarobiłam), utrata pracy itp.

Żeby móc spać spokojnie
Od ok. 10 lat odkładam też pieniądze w ramach ubezpieczenia na życie.
Już raz mi to ubezpieczenie (emerytalne i na życie z dodatkiem na wypadek dłuższej choroby) dosłownie uratowało tyłek. Miałam akurat tamtej roku wyjątkowo wysokie rachunki za ogrzewanie domu, a niskie i słabo spływające na konto dochody.
Dokonałam jednorazowej wypłaty (raz na rok można w ramach mojego ubezpieczenia i zebranych środków) i ta kwota uratowała mnie w tamtym momencie od wzięcia kredytu konsumpcyjnego.
Dzięki ubezpieczeniu nie musiałam brać kredytu, chwilówki i żadnego innego badziewia.
Kredyt wzięłam też kiedyś na wymianę pieca grzewczego w domu. Spłaciłam również przed terminem, zaciskając pasa w tym czasie.
A potem w miarę możliwości zarobkowych podwyższyłam ratę na ubezpieczenie, żeby nadrobić to, co mi się odkłada na emeryturę. Od początku jestem na swoim, zatrudnienie na stałe mam dopiero tutaj i to od paru miesięcy. Nie jest dla mnie więc żadną tajemnicą, że płacąc najniższe możliwe składki na ZUS, w wieku 60 lat otrzymam też dość niską emeryturę. Tak, ja to wiem. Podobnie jak wiedzą o tym inni przedsiębiorcy prowadzący działalność gospodarczą. Mający często nie pracujące żony, które są tylko ubezpieczone jako członkowie rodziny, a nie mają odkładanych żadnych środków na emeryturę. Jeśli zabraknie kiedyś męża, żona zostaje niejednokrotnie z kredytem na dom, mieszkanie i firmę, w dodatku z nieletnimi dziećmi na utrzymaniu. I bez pracy, bo w tej rodzinie było ustalone, że on pracuje zarobkowo, a ona w domu. I nawet jeśli było to bardzo postępowe małżeństwo i dzielili się obowiązkami w zdrowy sposób, w razie kiedy on odejdzie na tamten świat, ulegnie poważnej chorobie jak wylew z konsekwencją paraliżu, albo pójdzie do innej (niestety ale odsetek małżeństw po rozwodach rośnie, co też jest powszechnie wiadomo i hejt na byłych mężów nie odstraszy od rozpadu małżeństw), ona zostaje z ręką – wiadomo gdzie. A można było przynajmniej na wypadek śmierci czy ciężkiej choroby założyć polisę. Polisa najczęściej jest konieczna w przypadku zawarcia kredytu hipotecznego. Ale ta polisa zabezpiecza wyłącznie bank, a nie pozostającą w razie śmierci partnera żonę czy dzieci!
A można było ubezpieczyć żonę i dzieci na wypadek śmierci lub choroby, albo założyć im polisy i opłacać je dalej w razie rozwodu oprócz alimentów, żeby nawet w razie rozpadu małżeństwa wszyscy oni byli jakoś zabezpieczeni na wszelki wypadek.
Jest naprawdę wiele możliwości.
Są wykwalifikowani doradcy w bankach, ja sama na swojej drodze spotkałam kilku dobrych agentów ubezpieczeniowych, którym nie zależy tylko na procencie od kolejnej umowy, ale na zabezpieczeniu swojego klienta od możliwych konsekwencji zwykłego życia.

TEZA być czy mieć? Czy ma sens?
Wracając do być czy mieć i do moich priorytetów.
Uważam, że większość wydarzeń typu choroba, czy śmierć jest przewidywalna dla większości ludzi. I tym bardziej nie mogę się nadziwić ludziom zarabiającym przeciętnie, a popełniającym różne szaleństwa w postaci bardzo drogich kredytów, urlopów, a nie pilnujących swoich abonamentów i nie posiadających zabezpieczenia na wypadek choroby czy ubezpieczenia, które zapewni im trochę wyższą emeryturę.
Albo małżeństwa, w których pracuje tylko jedna osoba, przeważnie nadal jest to pan domu, a druga tylko dorabia, które biorą wysoki kredyt hipoteczny, nie zabezpieczając przy tym w postaci ubezpieczenia na życie z beneficjentami w postaci pozostałych członków rodziny.
Większość moich znajomych myśli i żyje podobnie. Z tym, że ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, mają jeszcze pulę na droższe zagraniczne wyjazdy czy wycieczki, większą pulę na imprezy kulturalne czy sztukę.
Dzięki trzymaniu się tej listy i pomocy ze strony mamy udało mi się w życiu uniknąć większych kredytów. A gdybym je miała, z całą pewnością, jeszcze bardziej sztywno trzymałabym się planu jak najszybszej spłaty kredytu nawet większym wysiłkiem, żeby nie ryzykować życia w biedzie i na ulicy.
Uważam, że moja lista jest rozsądna i w zasadzie podobną powinna mieć większość dorosłych ludzi.
Rzeczywistość wygląda jednak zgoła inaczej. Ludzie nie zabezpieczają się, nie oszczędzają i ciągle chyba liczą na cud, że cała masa złych rzeczy nie przypadnie w udziale im, tylko tym pozostałym.
Panuje powszechne przekonanie, że szczególnie kobiety wydają bez sensu na ciuchy, kosmetyki, buty i torebki (*niepotrzebne skreślić). A mężczyźni tracą rozsądek wydając na narzędzia, samochody, inne zabawki (*niepotrzebne skreślić), niektórzy jednak też na ciuchy.
Właściwie nic złego w tym, żeby wydawać własne pieniądze na to, co się chce. O ile są to pieniądze z puli na luźne wydatki i przyjemności, a nie z puli na czynsz i raty kredytu.
I o ile te wydatki są przemyślane, a nie wyłącznie spontaniczne.
Dlaczego więc tak wiele osób tego nie śledzi, nie sprawdza, a potem płaci wysokie odsetki od zaciągniętych kredytów, lub musi je konsolidować, bo ma ich kilka?
Matematyka jest przedmiotem obowiązkowym w szkołach podstawowych i średnich, aż do matury. Także w szkołach zawodowych i policealnych, oraz na niektórych studiach technicznych. Sama miałam nawet ekonomię na studiach.
Ale ani wiedza z matematyki ani ekonomii w ich teoretycznej postaci nie uczy nas od małego, jak oszczędzać pieniądze i jak układać sobie życie, żeby zabezpieczyć się w sposób mądry przed ciosami losu.
Czasem nauczysz się tego w domu, czasem zaobserwujesz u dobrze prosperujących znajomych, a czasem po prostu są osoby, które doszły do pieniędzy bardzo ciężką pracą, raz musiały spłacać długo kredyt na rzecz, którą kupiły w ramach szaleństw, i potem już nie chcą się pakować więcej w żaden kredyt, chyba że na ważne życiowe potrzeby, ale już nie na pierdoły. 
Jestem zdania, że osoby dorosłe powinny panować nad swoimi finansami i życiem. A jeśli widzą, że popełniają błędy, albo zapominają opłacić jeden rachunek (komu się nie zdarzyło, niech pierwszy rzuci kamień), to zawsze mogą sobie wpisać przypominajkę w kalendarzu. Czy to w papierowym, czy elektronicznym, jak kto woli.
Śmiało można, czytając powyższe zarzucić mi materializm. Jeśli to co opisałam powyżej, ktoś uzna za materializm, to proszę bardzo, lubię być materialistką i nie tylko nie wstydzę się tego, ale jestem z tego dumna.

Czy z tego powodu mniej jestem, niż posiadam? Jakoś tego tak nie odbieram.

Po każdej dłuższej przerwie spowodowanej zawirowaniami życiowymi zawsze wracam do czytania książek, filmu czy koncertów.
Do teatru nie chodziłam od bardzo dawna, ale kiedy poczuję taką potrzebę (a już jest blisko), wiem, gdzie i na co chcę pójść, kupię bilety i będę się dobrze bawić.
Czuję się dobrze i bezpiecznie w wypracowanej przez siebie strefie komfortu i polecam wszystkim myślenie, planowanie i mądre korzystanie ze swoich zasobów – czy to mentalnych, czy materialnych – w sposób przemyślany, czyli z głową.
I móc na luzie w czasie wolnym pojeździć na rowerze. I popatrzeć na takie widoki:
Macie z tym problem?
Co Was najwięcej nauczyło odnośnie Waszych finansów?
Czy macie zawsze wszystko pod kontrolą?
Czy tracicie kontrolę nad finansami, jak często?
Czy oszczędzacie pieniądze, czy wolicie żyć chwilą?
I jeśli oszczędzacie, to na czym?
Subscribe
Powiadom o
guest
43 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Iva Pas Photography

Jednak jak słyszę o wykwalifikowanych doradcach w bankach, to na myśl mi przychodzą ci co byli nabici w butelkę zaciągając kredyty we franka. To nie jest tak, że tylko majętni je zaciągali, ale często młodzi, bo kredyty te były przedstawiane jako najbardziej opłacalne własnie przez tych wykwalifikowanych doradców. Wg mnie każdy z nas obiera jakąś drogę życiową, ma jakieś potrzeby, priorytety, cele, marzenia krótko i długofalowe. Niektórym łatwiej przychodzi ich realizacja, innym trudniej. Wiele losowych zdarzeń niweczy plany. Osobiście żyję wg zasady, że warto mieć więcej niż mniej i jeśli można to osiągnąć to jest to sukces, bo wtedy łatwiej… Czytaj więcej »

Iva Pas Photography

🙂

jotka

Podobno pieniądze szczęścia nie dają…ale wolałabym sprawdzić to sama, a poza tym, mówią tak ludzie bogaci:-)
Ważniejszym jest chyba zrobienie właściwego z nich użytku. Poezja i ideami rodziny się nie nakarmi, nawet na leki trzeba mieć pieniądze, że o podróżach nie wspomnę. Jak mawiał mój teść – kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi…
Żadna skrajność nie jest dobra, tak jak i zarobki niewspółmierne do wykonywanej pracy, ale na to już nie mamy wpływu.

Valski

Przez mniej wiecej połowę Twgo tekstu myślałem, że kwestie priorytetu być czy mieć określa piramida Masłowa https://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_potrzebPotem dokonałaś w tekscie kilka ostrych zakrętów i straciłem orientację:)Oczywiście bycie bez mania jest bez sensu bo co to za bycie…Chyba wszyscy mamy ta ludzką przywarę ( czy aby?) by mieć jak najwięcej lub po prostu więcej. Całe nasze bycie ( upraszczając) nastawionie jest na manie więcej:) Jest dla mnie rzeczą absolutnie oczywistą, że nad własnymi finansami należy panować , bo nadmierny apetyt na manie może gwałtownie pogorszyć nasze bycie:) I w kwestii pobocznej: Docentowi z piękną polszczyzną zawsze daję na puszkę porannego chleba.… Czytaj więcej »

Roza Wigeland

Najbardziej spodobało mi się zdanie, że chorobę i śmierć można przewidzieć i zabezpieczyć się finansowo na czas choroby i utraty dochodów �� Oczywiście, że można! Skoro dotyka to wszystkich, to dotknie to także i mnie wcześniej czy później, więc zabezpieczam sie w pieniadze na koncie, kiedy jestem zdrowa. Denerwuje mnie ludzkie gadanie o niesprawiedliwościach losu, chorobach spadających jak grom z jasnego nieba i innych przypadłościach. A kobietom pozostajacych na utrzymaniu mężów zawsze zadaję pytanie: Co zrobisz, gdy go zabraknie? (odejdzie do innej, zachoruje, umrze). Zwykle po takiej rozmowie nie mam już koleżanki ��

Ami

Gospodarność pieniędzmi jest mi wpajana od najmłodszych lat. Rozrzutna nie byłam nigdy. Miałam plan kupić rower to odkładałam, oszczędzałam z pieniążków na urodziny, imieniny czy święta.Dziś nie mam z tym problemu. Podziwiam osoby, które np. teraz zarabiają bardzo dużo i zaraz to wydają, a później jest płacz. Uważam, że dziś wszystkiego jest dużo, sprzęty też mają swoje bajery w środku. Jakieś szczoteczki obrotowe, piorące i suszące samo-automaty, zmywarki … auta z podgrzewanymi siedzeniami itd…Wszystko fajne, na prawdę ale czy to trzeba mieć?Ogólnie zawsze pierwsze płacę rachunki – TO JEST NAJWAŻNIEJSZE, a potem cała reszta. Zawsze mam wrażenie, że moim szczęściem… Czytaj więcej »

Ami

Iw, czasem mam wrażenie, ze jak ktoś ma więcej to jest królem jakimś, jakąś gwiazdą itp.Napiszę sytuacje u sąsiadów. Dwójka dorosłych ludzi. Duży dom. Na dole mieszkają rodzice z jednej strony, z drugiej strony córka z rodziną. Na górze mieszka syn z rodziną. Syn mądry odkładał pieniądze i poprosił rodziców aby przepisali jego połowę domu. Remontował urządzał połowę domu. Miał 5tkę dzieci. Jak mieli możliwość to gdzieś pojechali, ale kokosów nie zarabiali.Córka zaś z mężem uwielbiali drogie samochody, podróżować po Europie i co najgorsze grać w kasyna. Brać pożyczki z banków, parabanków, chwilówek – później nawet błagali sąsiadów. Jak się… Czytaj więcej »

marigold

Kiedy bylam mloda nauka byla najwazniejsza, zylam w latach kiedy studiowanie mialam dane przez kochana ojczyzne, byl akademik, wyzywienie calodniowe i stypendium.Potem byly lata pracy za grosze, az w koncu decycja meza ze trzeba szukac szczescia za granica. Przyjazd do Australii otworzyl przed nami zycie ktore mozna nazwac sukcesem, najpierw nauka jezyka i jeszcze dwa lata studiow, wszystko oplacane przez panstwo, nie pracujac ze stypendium edukacyjnego wystarczalo zyc przyzwoicie i nawet podrozowac po Au.W koncu praca, porzadne pieniadze i pomysl na inwestowanie w pewne akcje, moze mielismy szczescie w tym, bo pieniadze robily sie szybko.Dzisiaj jestem finansowo zabezpieczona i jest… Czytaj więcej »

Ken.G

Pieniądze to poczucie bezpieczeństwa, ponadto dają wiele możliwości i otwierają różne atrakcyjne drzwi. Lubię je i nie miałabym absolutnie nic przeciwko byciu bogatym 🙂 Jednocześnie wystarczająco wcześnie uświadomiłam sobie, że życie jest bardzo krótkie i nie ma sensu (dla mnie) poświęcać go na ganianie za kasą i robienie rzeczy, których robić się nie chce. Selekcjonuję znajomych, spotykając się z tymi, których lubię. Wybrałam pracę, która mnie satysfakcjonuje. Żyję wolniej, doceniam jakość, nie ilość. I ciągle pracuję nad byciem sławną pisarką ;D

Annette ;-)

Opłaty, jedzenie, leki – to moje priorytety, wszystkie trzy na pierwszym miejscu listy, potem jest cała reszta. Wydatki kontroluję, co miesiąc odkładam też pewną kwotę, czasem zdarza mi się przez chwilę żyć ponad stan, ale potem zaciskam pasa.

Nitager

Finansami zajmuje się Koleżanka Małżonka. Ja mam tylko 5,20 na bułki.
A propos książek – a czy trzeba MIEĆ książki, by je czytać? Są biblioteki, pełne skarbów.

PKanalia

kwestię "mieć, czy być" mam już od dawna rozwiązaną, mianowicie tak, że choć preferuję "być" zamiast "mieć", to świetnie wiem, że bez jakiegoś "mieć" nie ma "być"… kluczem jest tylko zrozumienie, że nie jest istotne co i ile "mieć", ale by się do tego "mieć" nie przywiązywać, bo takie przywiązanie zabija "być"…
tyle pokrótce w temacie, a teraz pozwól, że w ramach statutowej działalności "Mozart Fanclub" poszmyram wirtualnie kocurnicę, bo jakoś wydaje mi się to bardziej rozwijającym zajęciem, niż skupianie uwagi na filozoficznych rozważaniach…
p.jzns :)…

PKanalia

no toć baaa… tu wcale nie chodzi o to, by się do niczego nie przywiązywać, a raczej chodzi, tylko do kompletu potrzeba nieprzywiązywania się do nieprzywiązywania się… jeśli jesteśmy przywiązani do nieprzywiązywania się, to całe nasze pozostałe nieprzywiązywanie się jest guzik warte… myk polega na odnalezieniu środka, punktu równowagi w tym wszystkim…

Ania O.

Mam wrażenie że od tego dobrobytu, troszeczkę zaczęliśmy wyznawać hedonizm. Owszem, ciężko zarabiamy na wszystko czym możemy się cieszyć w naszych domach i to nie jest samo szczęście, że możemy sobie pozwalać na pewne udogodnienia, ale MAMY wielkie szczęście, że żyjemy w takim miejscu na ziemi, gdzie nie musimy się martwić, jak przeżyć, jeśli tylko – jak mówisz – mądrze rozporządzimy swoim życiem. Oooo, czytam dalej i widzę, że to samo napisałaś.Otaczam się ludźmi bogatymi – kraj, do którego wyemigrowałam, nie pozostawia co do tego wątpliwości. Wiesz czego brakuje im najbardziej? Sensu. Multum osób, którym niczego absolutnie nie brakuje, nie… Czytaj więcej »

Ania O.

😉

Ania O.

To że niczego sobie nie kupuję, absolutnie nie jest spowodowane tym, że jestem bezrobotna. Ta sytuacja nie towarzyszy mi od zawsze. Wcześniej utrzymywałam się sama i mój stan posiadania nie zmienia się. Mam inne priorytety, żyję zupełnie inaczej.
Dziękuję za odpowiedź.

Ania O.

Nie ukrywam, że odniosłam wrażenie, iż postrzegasz moją wypowiedź konkretnie przez pryzmat mojego bezrobocia. Ale nie przejmuj się nic, wszystko jest w porządku. 🙂Póki nie wyjechałam do Szw., miałam stałą pracę na pełny etat, dodatkową na boku i jeszcze staż, który chciałam wkrótce przekształcić na stały zawód, ale nie wyszło, bo wyemigrowałam i porzuciłam rok swoich starań.W Szw. pracowałam i chodziłam na kurs. Gdy pracę mi wypowiedziano, zaczęła się szamotanina. Nie udało mi się znaleźć nigdzie stałego zatrudnienia, a dorywczo to nie jest majątkowa stabilizacja. W tych czasach to ważne, bo ubezpieczenie, bo składki itd. Długo borykałam się ze zwyczajną,… Czytaj więcej »

Ania O.

Chciałam też przez to powiedzieć, że mając czy nie mając, nadal jestem. Nie uzależniam "być" od "mieć".Nie utożsamiam się ze swoimi rzeczami, mieszkaniem czy narzędziami pracy. Dziś są, jutro ich nie będzie. Nie utożsamiam swojego "być" ze statusem majątkowym, który na dzień dzisiejszy pozwala mi żyć spokojnie.Człowiek jest mądry i zaradny i nawet podczas wspomnianych przez Ciebie bardzo trudnych czasów, dążył do tego, aby "być" pomimo.Kiedy miałam niewiele, towarzyszyło mi poczucie szczęścia, bo byłam, bo żyłam, bo zdrowa, bo razem. I to było najważniejsze. Mimo że poczucie bezpieczeństwa we własnym domu przestało istnieć na długie lata pod groźbą nawet stracenia… Czytaj więcej »

Iwona B.

Ja mam prawie dokladnie takie same priorytety. Mam to szczescie ze mam oszczednosci po podziale pieniedzy ze sprzedazy polskiego domu, niewiele na brytyjskie warunki ale zawsze to jakies zabezpieczenie. Drugie szczescie ze dostalam awans w pracy i jakos tak mi sie nagle za duzo pieniedzy na koncie znajduje co miesiac i nie mam na co je wydawac wiec ida w lokaty. Nie lubie wydawac pieniedzy. Przez dwadziescia lat nie mialam zadnych oszczednosci, tylko dlugi, dopiero jak sie zozstalam z eksem to odzylam. A mowi sie ze co dwie pensje to nie jedna 🙂 Mam dobra prace, dzieci juz na wlasnym… Czytaj więcej »

oko

odbywanie udanych wakacji – rany boskie – ależ to brzmi…

Gosia

Też uważam,że każdy ma swój sposób na szczęście.Poczucie bezpieczeństwa finansowego to dla mnie wielkie szczęście.Wiadomo,punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.Są kraje, dające obywatelom dobrą służbę zdrowia,emerytury itp.Ale są i inne.Czyli:raz-kraj zamieszkaniadwa-jestem sama czy mam kogoś,komu ufam czy tez pomaga mi finansowo/rodzic,rodzeństwo,mężczyzna czy kobieta obok//tak tez bywa.Kolejny-pracuje na siebie czy ja pomagam-/rodzice, dzieci/Kolejny temat-poruszony przez Ciebie-co dla kogo jest ważne.I wszystkie te punkty to temat rzeka.Zauważyłam,że często zdrowe/konkretne /podejście do finansów jest odbierane jak sknerstwo i zarabianie na meble,wycieczki czy biżuterię/czy coś tam innego/jako rozrzutność.A ja uważam,dajmy ludziom wybór,chcesz mieć coś-myśl i tyle.Cieszy Cię kolejny piękny fotel-ok.lubię szczęśliwych ludzi.Nie warto przekonywać… Czytaj więcej »

ja-Ewa

Jest świetna książka Ericha Fromma właśnie pod tym tytułem "Mieć czy być?",napisana chyba z ćwierć wieku temu,ale wciąż aktualna:)Czytałam już dosyć dawno ,muszę do niej wrócić:)Bo chyba w tej kategorii niewiele się zdezaktualizowało.Upraszczając wszystkie górnolotne wywody o miłości,wartościach,rodzinie,duchowości itp.itd,myślę po prostu – żeby być,trzeba mieć:)..cokolwiek dziś znaczą oba pojęcia.Bo na pewno inaczej wygląda "mieć"miliardów ludzi na świecie,ktorzy muszą przeżyć za mniej niż za 1 dolar dziennie niż nas – Europejczyków,żyjących w dostatku,w większości bez większych problemów codziennej egzystencji. Świat jest bardzo nierównomiernie rozwinięty.Nie powiem nic odkrywczego mówiąc,że pieniądze są ważne:)Pieniądze nas definiują prawie w każdej dziedzinie życia.. wiem,że niektórzy uznają… Czytaj więcej »

43
0
Would love your thoughts, please comment.x