CZAS NOSTALGII
Po całym miesiącu prawie nieustającej euforii, po urządzeniu sobie miejsca do życia i pracy, po spędzeniu kolejnych przemiłych weekendów z Miłym nagle dopadła mnie jakaś nostalgia.
Czy to z powodu jesiennej pogody, bo co i rusz a to pada deszcz, a to zimno, a to wieje… A może to naturalna zmiana. Nie można przecież nieustannie być w euforii, w pewnym momencie nawet te wysokie wibracje się wyczerpują, niczym bateryjki. I następuje albo spokój i cisza, albo wręcz nostalgiczny, melancholijny nastrój. Taki mnie właśnie ostatnio dopadł. Ma to też związek z nieoczekiwaną śmiercią w moim otoczeniu (nie rodzinnym), na razie nie jestem gotowa, żeby o tym napisać, zbieram się.
Już mnie tak nie cieszą kwiaty w ogrodzie, bo w deszczu raczej po ogrodzie nie chodzę. Czerpię i korzystam ze zdjęć, które robiłam przez ostatnie miesiące i tygodnie. Nacieszam się chwilami, spędzanymi z Miłym i we trójkę z Mozartem. Naszymi wyprawami po okolicy…
Spędzam też chętnie wieczory i poranki w moim WG w Bremen, mając świadomość, że moje życie jest tu teraz całkiem niezłe.
Ale cały czas gdzieś tam podskórnie toczy mnie robak niepewności, bo czy ja zdążę nauczyć się tego wszystkiego, czego potrzeba mi do projektu, na egzamin i do późniejszej pracy?! Pewnie włącza mi się syndrom oszusta.
Robię, co mogę i na ile mogę, ale i mój mózg czasem wymaga odskoczni i odpoczynku. Właśnie uświadomiłam sobie też, jak wiele zrobiłam i ile siebie zainwestowałam w mój nowy plan na życie.
Kiedyś bym się pewnie nawet nie przyznała do słabszej formy, a już na pewno rzadko robiłam to na blogu. Ale w końcu jestem tylko człowiekiem, i miewam ludzie uczucia, a nie tylko radość i zadowolenie. I czasem po prostu nie daję rady uczyć się więcej niż te ok. 8 godzin w pracy. Tak wiem. W domu też musze, inaczej nie zdążę. Bywają jednak takie dni, jak wczoraj i dzisiaj, kiedy po prostu dopada mnie słabość, jakieś takie ogólne zmęczenie, ale to takie, że najchętniej schowałabym się do mysiej dziury i uciekła od wszystkiego, co jest teraz zbyt trudne.
Czy też tak macie?
CZAS PŁYNIE
A może to ta świadomość, że czas i tak upłynie, a wszystko, co zrobię w tym czasie zaprocentuje na moją korzyść. Jakiś czas temu, kiedy tak się czułam, wsiadałam na rower i jeździłam po okolicy. Ostatnio nie wychodzi mi nawet to. Nawet do sklepu jakoś nie mogę dotrzeć. Najbliższy ode mnie sklep ma takie ceny, że chciałabym kiedyś zarabiać tyle, żeby nie robiły na mnie wrażenia :). A inne są o wiele dalej i nie chce mi się do nich jeździć.
ZMIANA PERSPEKTYWY
A może nie ma co tak bardzo się przejmować spadkiem formy i popatrzeć na to pragmatycznie.
W poszukiwaniu argumentów, które pozwalają pobyć jakiś czas w otoczeniu tych niezbyt przyjemnych myśli natknęłam się na artykuł w Przekroju pod tytułem *Sztuka negatywnego podejścia, czyli jak odrzucić pozytywne myślenie*. O wielu aspektach myślenia negatywnego ostatnio myślałam i doszłam do wniosku, że nie da się przebywać stale w chmurze pozytywnych myśli.
Choć nadal jestem zdania, że warto pielęgnować w sobie pozytywne podejście do świata i życia oraz do siebie samego, to jednak pomijanie aspektów negatywnych może spowodować, że nigdy nie zdobędziemy się na krytyczne myślenie ani nie przekonamy, jak bardzo źle jest nam w obecnej sytuacji.
Czasem sami zakłamujemy rzeczywistość, żeby nie poczuć, jak bardzo źle jest nam obecnie. Opowiadając jednak na lewo i prawo, że wszystko świetnie, nie ruszymy w żaden sposób tej misternej konstrukcji z kłamstw i legend. A skoro nie jesteśmy ze wszystkiego zadowoleni to jeszcze nie powód do załamania. Bo to przecież może być przejściowe.
Na przykład mnie trudno się cieszyć z życia, kiedy wiem, że czeka mnie jakiś zabieg lub wizyta u lekarza. Tutaj też o to niełatwo, więc mnie to bardzo obciąża.
Albo takie myślenie, że jeśli bliska mi Osoba jest palaczem, to naraża się na raka. I że kiedyś może … no wiesz.
Tak więc aktualnie albo szukam przyczyn, dla których mam teraz spadek nastroju, i część z nich znam i wydaje mi się realna.
Wiem jednak też, że część tzw. przyczyn może być pochodną ukrytych lęków i obaw, które udaje mi się wprawdzie trzymać przez większość czasu pod kontrolą, ale które mimo wszystko nie dają mi spokoju i drążą gdzieś tam podskórnie.
Jak dobrze, że w tych pełnych melancholii emocjach nie jestem sama. Mam przyjaciół, z którymi rozmawiam o moich obawach czy innych trudnych emocjach. W każdym razie w realnym świecie, w rzeczywistości która nas otacza, zdarza się być niezadowolonym, wkurzonym czy smutnym i to jeszcze nie znaczy, że wszystko się wali i najlepiej to zamawiać miejsce na cmentarzu. Bo często to sygnał, żeby czymś się zająć. Ale w ogólnym rozrachunku nie dzieje się nic niezwykłego, tylko w głowie ważą się właśnie losy lub podejmowane są ważne decyzje.
A ważne decyzje podejmuje się najlepiej na chłodno, a nie w stanach euforii, podobnie jak nie w stanach wielkiego smutku oub kryzysu.
I często dopóki nie przejdziemy przez te *gorsze myśli*, nie pójdziemy o krok dalej.
Tak więc mówię ci dobranoc pod drogowskazem z napisem *uwaga melancholia* i życzę cidobrej nocy i udanej reszty tygodnia.
Żeby jednak nie zostawiać cię samotnie z tymi niewesołymi myślami podzielę się z tobą kwiatami z ostatniego spaceru :).
Euforia…. już nie pamiętam kiedy byłam w stanie euforii – musi bardzo, bardzo dawno temu. A jesień, gdy pogoda w skośną kratkę na pewno nie wpływa na nas dodatnio. A poza tym jesteś najzwyczajniej przemęczona. Dobrze, że nie musisz już pokonywać codziennie trasy samochodem lub pociągiem – te dojazdy „dały Ci dodatkowo w kość” a przecież trwały nie kilka dni. No niestety wszystko się nam sumuje. Poza tym zdobywanie nowych umiejętności też wymaga sporo wysiłku – koncentracja również pozostawia swój ślad i męczy nie tylko umysł ale i naszą część fizyczną. Przytulam;)
A ja sobie myślę, że sobie na nią zasłużyłam i mi się po prost unależała ta EUFORIA! W końcu tak niewiele miałam powodów do wielkiej radości czy szczęścia przez długi czas. 🙂 Tak więc dla odmiany szczęście, radość i EUFORIA mogły się rozgościć w moim życiu i wspaniale, że ich doświadczyłam! Owszem, sporo było czynników, które dały mi w kość też w tym wszystkim, mimo pozytywnych emocji i radości. To pewnie dlatego bateryjki mi się wyczerpały chwilowo, i jadę trochę na rezerwie. W dodatku wiem, że to dopiero początek dużego wysiłku jakim będzie napisanie projektu i jego obrona plus zdanie… Czytaj więcej »
Nie przepadam za skokami nastrojów. Wolę ciągłą, spokojną linię. Wiem, że z dołków koniecznie trzeba wychodzić, a euforię przyjmować z pokorą. Wycisza mnie natura. Jeśli czuję, że w mojej głowie zbyt wiele się nazbierało, wyjeżdżam do lasu.
A kto lubi, ja też nie 🙂 Zdecydowanie wolę spokój i taką spokojną równą radość. Ale bywa, jak teraz u mnie, że człowiek najpierw bardzo się ucieszy, że pewien etap świetnie mu się udał i po prostu chce się nim nacieszyć. I każdy ma do tego prawo. Podobnie jak do tego, żeby czuć zmęczenie, smutek i melancholię. Też lubię naturę i się przy niej wyciszam. Tylko czasem trudno mi się zebrać, żeby się wybrać do lasu czy parku. Ale co weekend wyjeżdżamy gdzieś nad wodę, więc nie mogę narzekać. Przy czym być może nie czuję aż takiej potrzeby lasu, kiedy… Czytaj więcej »
Daj sobie czas. Zaopiekuj się sobą, a chandra minie. Świadomość, że wszystko przemija, daje poczucie dystansu.
Już lepiej. Dałam sobie od poniedziałku czas na poczucie się słabiej. Dziś już było lepiej, tym bardziej, że udało mi się załatwić coś ważnego dla siebie.
Uściski!
To bardzo dobra wiadomość. Serdecznie pozdrawiam!
Spadek nastroju to normalne, ludzkie, babskie nawet.
Całe życie funkcjonujemy jako multiroboty i wychowano nas , by nie przyznawać sie do słabości.
A kto powiedział, że jesteśmy ze stali?
Staram się być aktywna, nie marnować czasu itd. ale jak chce mi się poleżeć i poczytać, to leżę, a czasami robię sobie maraton filmowy, nawet obiadu nie robię.
Nawet nuda i lenistwo są nam potrzebne, by zatęsknić za aktywnością:-)
No właśnie, w ostatnich latach dociera do mnie, że przez całe życie robiłam wszystko, żeby nawet wbrew sobie funkcjonować. Pracować w złym stanie, sprzątać, kiedy nie miałam na to siły itd. A przecież czasem trzeba sobie odpuścić.
Nie mam nic przeciwko stawianiu sobie celów i ich realizacji, ale już nie za wszelką cenę.
Tym bardziej, że w pracy (czyli podczas praktyki) się nie oszczędzam.
Uściski Jotko!
po stanie euforii ja osobiście wpadam w otchłań…w dziurę, w depresję. Euforia i przepracowanie dziś kończą sie bólem całego ciała. J teraz walczę o równowagę i harmonię. bo sobie narobiłam tymi euforiami )))))
Ale bardzo tesknię za szaleństwem.
Od bardzo dawna byłam głównie zajęta, zapracowana, przeciążona i niekoniecznie wyspana.
Dlatego, kiedy udało mi się w tak udany sposób pospinać tyle spraw, poczułam nareszcie tę pełnię szczęścia, którą nazywam euforią.
Może po euforii nie wpadam od razu w depresję (albo do tej pory tak nie było), ale trudno jest wzbić się jeszcze wyżej, więc to chyba nawet dość logiczne.
Dałam sobie na szczęście czas na dojście do siebie. Nawet dziś jeszcze po emocjach powyborczych odreagowywałam… I do jutra pewnie mnie będzie trzymało!
no i jeszcze dodam, że owszem wpadam w stupor w związku z chorobami. zabiegami. badaniami. oraz ja palę … więc mam stracha. no wiesz. taka konstrukcja psychiczna…
A ja mam właśnie etap odkrywania w sobie lęków i obaw. Chociaż właściwie przez większość życia wierzyłam, że mam ich bardzo mało.
Aż tu nagle teraz poczułam do głębi…
Więc wiem.
W chorobach też najlepiej mi jest zakopać się pod kołdrą, wziąć leki i przeczekać…
Uściski
Tak jak w poprzednim wpisie było czuć radość, tak w tym naprawdę czuć melancholię. Organizm upomniał się o swoje. Pozdrawiam 🙂
Trzymało mnie przez dobry tydzień, ale tym razem aż tak się nie broniłam, na melancholię też trzeba znaleźć miejsce w życiu.
Ale cieszę się, że mi już wraca energia!