Mam przesyt wirtualną rzeczywistością, całym tym światem kontaktów w obrazkach, filmikach, a nawet w tekstach. Chociaż nie – akurat memy w gorszych chwilach ratują mi może nie aż życie, ale samopoczucie, odwracają równię pochyłą i sprawiają, że chce mi się z powrotem uśmiechać, nawet po niezbyt miłych sytuacjach.
Ale fakty są takie, że wirtualna rzeczywistość chwilowo mi się przejadła. Ma to też wpływ na moją aktywność w social mediach. Nawet kiedy coś zaczynam pisać, nie potrafię dokończyć. Nie chce mi się dodawać wpisów ani zdjęć na Instagramie.
Dość mam doświadczania świata przez bibułkę. Chcę posłuchać ludzi na żywo, a nie przez telefon.
Chcę porozmawiać przy kubku herbaty czy kawy, talerzyku czegokolwiek, z perspektywą spędzenia leniwie dłuższego czasu i czyjejś obecności bez konieczności doładowywania telefonu.
Jestem żywa i potrzebuję kontaktu z żywymi ludźmi.
Akurat w moim przypadku Covid nie zmienił za bardzo mojego życia zawodowego, bo nadal samodzielnie z mojej odległej placówki prowadzę firmę, w której jestem zatrudniona. Kontakty z urzędami w Niemczech też najczęściej są teraz mailowe lub telefoniczne. Podobnie z głównodowodzącym firmy i z handlowcami.
Ale nawet gdybym miała więcej kontaktów zawodowych, to przecież tu o życie prywatne chodzi.
I tak uważam, że mam wielkie szczęście, że mogę porozmawiać chociaż przez telefon z przyjaciółkami, Anabell i jeszcze kilkoma innymi osobami. Bez tego bym tu chyba zwariowała.
Do pisania też mi chęci opadły prawie do zera. Niestety dotyczy to też odwiedzania innych blogów – wybaczcie mi, wrócę, jak się to zmieni. Ale teraz to naprawdę nie ma sensu, bo moja rozproszona uwaga ucieka najczęściej po przeczytaniu kilku pierwszych słów lub zdań. Zawsze oglądam Wasze zdjęcia – tak już mam – ale przecież nie będę komentować tylko zdjęć, skoro ktoś poświęcił czas i napisał na jakiś – często ważny dla niego temat.
Przy moim obecnym zaniku zainteresowania to chyba nawet lepszy pomysł, żeby się z moimi opiniami za bardzo nie rozmnażać, bo nóż widelec kogoś zarażę moją czytelniczą abnegacją.
W wolnym czasie czytam sobie książki.
W tej chwili nadal jestem w trakcie czytania serii detektywistyczno-sensacyjnej, o której wspominałam w poprzednim wpisie o nowościach książkowych.
Ale ze mną jest tak, że w tym świecie akurat chcę i uwielbiam zanurzyć się cała samodzielnie. Nie mam aż takiej potrzeby, żeby dzielić się przemyśleniami – szczególnie kiedy książki jeszcze nie przeczytałam (nadal drugi tom).
O swoim życiu osobistym, jak wiecie nie piszę, bo to moje zbyt prywatne sprawy.
Na szczęście czeka mnie już niedługo trochę czasu na żywo z przyjaciółmi, mamą, córką.
Odliczam już dni, godziny, minuty do wyjazdu. Nieważne, jeśli nie spakuję wszystkiego, ważne, żeby nie zapomnieć o kocie, komputerze, aparacie i Kindlu. Reszta mało istotna.
To dlatego tak tu mnie ostatnio mniej.
Jedyne, co mi ostatnio oprócz pracy dobrze wychodzi to pieczenie chleba. Takiego na przykład.
I to tyle na dziś, żebyście wiedzieli, że żyję, a może po to, żebym się ruszyła i wreszcie znów coś zaczęła pisać.
Niech Ci się wszystko pouklada😁
Dziękuję za takie serdeczne życzenia 🙂
Bo życie najfajniesze to jest tylko w piosence, a w realu to w czarno-białą kratkę i obie o tym wiemy bardzo dobrze.
Pamietaj Iw- zawsze po burzy wychodzi słońce- może nie zaraz, ale zawsze wychodzi.
Ano tylko w Twoich opowiadaniach i rzadko w życiu bywa tak pięknie, żeby człowiek miał nieustająco tylko wszystko pięknie i łatwo. Rzeczywiście, a po burzy słońce wychodzi i grzeje, ale czasem nie sposób ominąć przedłużających się burz.
Nie dziwię się Twojemu przesytowi. Ja sama, z powodu covida, częściowo byłam zmuszona wrócić do pewnych kontaktów przez internety, co było niejako krokiem wstecz. Jednak człowiek bez normalnych kontaktów z żywymi ludźmi po prostu marnieje. Dlatego, gdy się tylko nadarzyła możliwość, to z chęcią wyszłam z domu do ludzi. W moim mieście organizują imprezy i inne aktywności plenerowe co weekend. Efekt wyposzczenia na pierwszych imprezach był wyraźnie widoczny u wszystkich. Teraz już nawet na normalnie siłownię chodzę, na zajęcia zumba fitness. Byłam nawet na kąpielisku pod chmurką ze znajomymi, pływaliśmy, graliśmy w piłkę w wodzie. Staram się żyć w miarę… Czytaj więcej »
No właśnie, da się przetrwać bez żywego człowieka jakiś czas, ale marnieje się. Kontakty online pomagają i ułatwiają życie, ale nie rozwiązują wszystkiego.
Mnie też w BHV ratują spacery po bulwarach nadmorskich, dużo tam ludzi, słuchają muzyki, cieszą się, organizują imprezy, zawierają śluby itd. Jest też dużo fotografów, którzy jak ja, łapią zdjęcia w obiektyw.
Ale na zajęcia grupowe jeszcze nie bardzo mam odwagę iść.
No trzymam się, dzięki 🙂
Coś podobnego i u nas się zadziało. Skoro wyjazdy są niepewne, nadrabiamy spotkania na żywo, z rodziną, ze znajomymi, książki i filmy wieczorami, muszę wreszcie wyciągnąć rower, miałam to zrobić już dawno, ale spadłam ze schodów i musiałam odczekać.
Nic na siłę, trzeba być dla siebie łagodnym…
Posiadanie blisko znajomych i rodziny to niedoceniany przez większość luksus.
Nie wiedziałam, że spadłaś ze schodów! Współczuję bardzo mocno i mam nadzieję, że wszystko już się zagoiło a siniaki zeszły, no i że nie było poważniejszych konsekwencji. Warto jeździć na rowerze, to naprawdę świetna forma ruchu i spędzania czasu. A tempo zawsze można dostosować do bieżącego stanu.
Staram się być dla siebie łagodna, bo życie jednak często nie bywa.
Dla mnie pisanie bloga i czytanie innych było jedynym kontaktem ze światem, bo od czasu wylądowania na wózku nie wychodzę z domu. Jednak od ostatniego wpisu minęło sporo czasu, a ja nie potrafię zebrać sił, by dać coś nowego. Pandemia sprawiła,że życie wszystkich stało się „sztuczne”. Mam nadzieję, że spotkanie z rodziną będzie bardzo udane, czego z całego serca życzę i pozdrawiam.
Wiem, że najtrudniej jest osobom, które choroba zmusza do siedzenia w domu. I pewnie tak jak ja nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak się z tym czujesz, to zapewne i Tobie trudno zrozumieć, jak mnie może czegoś brakować skoro dopisuje mi ogólnie zdrowie.
Ale pisanie nas łączy i widzę, że na tym poziomie wszyscy jakoś tam odcierpieliśmy tę pandemię i nadal cierpimy na różne „choroby współtowarzyszące”, takie jak ta niechęć do pisania…
Też bardzo się na to cieszę i pozdrawiam Cię serdecznie imienniczko!
Klik dobry:)
I ja coraz mniej publikuję. Zauważyłam też, że dużo mniej ludzi komentuje. Skoro więc nie ma zainteresowania, to nie chce się pisać i publikować. Przecież dla siebie samej można pisać w prywatnym notatniku.
Pozdrawiam serdecznie.
alElla – zauważyłam ten objaw u wielu osób. Może po pewnym czasie naprawdę brakuje tematów, chyba że piszemy na tematy ogólne, niebezpośrednio związane ze sobą, to wtedy tematów nigdy nie zabraknie. Ja nie narzekam, cieszę się z każdego komentarza, mimo że od czasu, gdy zaczęłam pisać na tym blogu, komentujących jest znacznie mniej. Ale to teraz ogólna tendencja, ludzi mniej interesuje życie innych, a jeśli już to wolą łyknąć go tylko po łebkach, nie dążą do nawiązania w sieci głębszych relacji i kultywowania ich. A mnie to się nawet wydaje, że po prostu czasem przestaje nas interesować na przykład tematyka,… Czytaj więcej »
Tak mam dość że na swojego bloga dziś zaglądnęłam – chyba pierwszy raz od kwietnia 🙂
Widzę, że nie tylko ja miewam takie stany, to trochę pocieszające.
pozdrowienia
Postanowiłam sobie zawsze mieć na pierwszym miejscu realizm. Nie tylko w kontaktach, ale ogólnie. By jedyną rozrywką, najulubieńszym zajęciem nie stał się internet. Nie mam internetu w komórce i nie mam w ogóle instagrama, który swym jestestwem zachęcałby mnie do robienia i publikowania zdjęć. FB odwiedzam raz dziennie, tak samo blog. Są dni, w których w ogóle nie odpalam komputera. Nie ma więc szans u mnie na przejedzenie się social mediami. A najzabawniejsze jest to, że ludzie myślą, że ciągle przesiaduję w internecie. 😅 Takie plotki chodzą. 😉 Może to wynik rej regularności. Na spacery wychodzę bez aparatu. Często nie… Czytaj więcej »
Zadziwiasz mnie swoją konsekwentną postawą i wielką równowagą, jak na tak młody wiek. No cóż, zawsze byłaś ogarniętą młodą kobietą, a im dalej, tym lepiej. Chciałam to podkreślić na początek. 🙂 Może rozważę ograniczenia takie jak Ty, co do kontaktu z social mediami, bo czasami faktycznie przesadzam. Myślę jednak, że wynika to u mnie w dużej mierze z tego, że moje codzienne kontakty z ludźmi jednak w bardzo dużej mierze są właśnie wirtualne, Ty masz na miejscu męża, co jednak wypełnia życie realne, możecie też razem planować realizować wyprawy. Zaczęłam prowadzić konto na Instagramie właśnie głównie po to, żeby mieć… Czytaj więcej »
Czy miałam lat 20 czy mam teraz 30, zawsze miałam takie samo podejście do tych spraw.
Mnie się raczej nie da ocenić normalną miarą, bo ogólnie samotność mi nie przeszkadza. Emigracja swoje, ale i mąż swoje. Nie siedzimy non stop razem, on ma tu własne życie i znajomych. Czasami ja chodzę sama na wędrówki po górach, bo tego potrzebuję, lubię. Może dlatego nie uzależniłam się od social mediów, bo inne rzeczy przyciągają mnie dużo bardziej. Dziś pada deszcz, czytam blogi. 🙂
Głębia przyzywa glebie.
Chyba wszyscy, wcześniej lub później w życiu, dochodzimy do takiego stanu przesytu a jednoczesnie niespełnienia. Świat, kochająca rodzina, czy religia nie są w stanie zaspokoić tej duchowej potrzeby. Próby przykrycia tego stanu przedluzaja tylko ta agonie, bo nie da się jej ukryć. Zaspokojenie, pokój, i radość przyjdą tylko od jednej Osoby, od Boga. Łatwo sie o tym przekonac, po prostu zapytać „Boże Stworzycielu, czy to Ty mnie wołasz?” i słuchać, bo odpowiedz napewno przyjdzie.
Takie jest moje i wielu innych doświadczenie. Pozdrawiam serdecznie.
Każdy człowiek ma własną drogę i własne cele, ścieżki dochodzenia do szczęścia i do prawdy. Jeśli Ty masz taką drogę, to oczywiście podążaj nią. Moja jest inna, i też nią będę podążać.
Pozdrawiam serdecznie
A wiesz, że mnie coś podobnego dopadło? Tyle że na troszkę większą, bo obejmującą również świat realny, skalę. Najchętniej bym siedziała i czytała książki. Nic więcej.
Kiedy chcę odpocząć, ale tak naprawdę głęboko, właśnie tak mam. Tylko książki, nawet do rozmów nie tęsknię! 🙂
Jak przesyt, to tylko się odłączyć i nie mieć nawet milisekndy wyrzutów sumienia 🙂
PS. Ciągle się przymierzam do upieczenia chleba albo bułeczek, ale kończy się na przymierzaniu 😉
Czasem życie sprawia, że nawet włączyć komputera się nie chce, innym razem nie wiadomo kiedy przeglądanie fejsa, czy IG pochłania mi jakieś straszne ilości czasu, który przepływa bez sensu, wtedy mnie ta strata czasu bardzo denerwuje. Ale często jest też tak, że przejrzenie trochę fejsa, trochę IG do porannej kawy powoduje rozruszanie komórek mózgowych i po prostu wprowadza mnie w nastrój do innych działań, tych pracowych.
Do pieczenia trzeba mieć naprawdę nastrój, ja też od paru dni nie mogę się zebrać, aż kupiłam wreszcie trochę pieczywa. Może dziś, może jutro…
Odpoczywaj, odpoczywaj – świat wirtu to tylko namiastka życia. Skoro ciągnie Cię do reala, to się nawet nie zastanawiaj. My poczekamy cierpliwie.
Faktycznie w realu dzieje się tyle, że ledwo tam ostatnio nadążam, i tak chyba jest lepiej, niż gdyby była odwrotna proporcja. 🙂
no to przeczytaj teraz Barego Szwarza (napisane fonetycznie rozmyslnie :)) PAradoks Wyboru. Dobry moment.
Chętnie przeczytam, poszukam, jak przeczytam moje ostatnie zakupione cuda. 🙂
Dzięki za polecenie Ewa!
Im mniej ludzi w internecie tym świat będzie prawdziwszy.
Iw, zaraz zobaczę Twoje kindlowe zakupy książkowe.
Ogólne ludzie zmęczeni komputerem, pracą online i w ogóle. Wszystkim. Cieniem zarazy.
Piszę dla siebie, więc …
Wiesz, każdy z nas niby pisze dla siebie, ale nawet dla siebie musi się chcieć.
Moje dla siebie ostatnio zrobiło się wybitnie realne.
Nawet się dziwię tym wszystkim ludziom, którym się chce publikować te wszystkie długie wypowiedzi i teksty i dyskutować wirtualnie. Ja to wszystko wolałabym zamienić na dyskusje z żywymi ludźmi. I częściowo zamieniłam. 🙂
Czy aby na pewno? Świat i ludzie chyba za bardzo się nie zmienili przez wieki. Widać to szczególnie po nawracających starych ideologiach czy poglądach.