W jednej sprawie nic się u mnie nie zmieniło.
Chodzi o ten mój wymarzony spokój, do którego dążyłam i dążę już od paru lat i który zamierzam świadomie kultywować moim w życiu i na mój sposób.
Spokój to dla mnie:
1) Równowaga emocjonalna
Czyli emocjonalne wyważenie i obserwacja życia z dystansu, z pozycji spokoju, który mogę sobie zapewnić i zapewniam.
2) Własny porządek rzeczy
Czyli to, że wiem, gdzie co mam.
W tej chwili jeszcze daleko mi do pełnego spokoju pod tym względem, bo w dwóch pokojach nadal jeszcze stoją kartony, w dodatku nie mam rozpakowanego do końca biura, czyli wielu rzeczy nadal szukam. Ale to kwestia czasu i nowego porządku. Mam wprawdzie te same meble, ale zupełnie inaczej ustawione, więc również rzeczy chcę sobie teraz ustawić bardziej praktycznie.
Ale zaczyna być przejrzyście, czyli tak jak lubię.
3) Równowaga finansowa
Po tych wszystkich wielkich wydatkach z ostatnich miesięcy zaczęłam odtwarzyć moją równowagę finansową, bo póki co jej nie mam.
Zatem nie szaleję, tylko wydaję teraz tylko na to, co konieczne. Muszę opanować opłaty, wysłać wszędzie pisma związane z nowym mieszkaniem, podpisanymi nowymi umowami na dostawę prądu i gazu, punktualnie płacić czynsz itp.
Tym bardziej, że brak mi tu jeszcze paru drobiazgów do organizacji przestrzeni, jak kosz na śmieci, dodatkowa szafka bądź dwie do kuchni na skorupy, jeszcze jedna patelnia (chyba, że znajdę w piwnicy tę, którą tu zabrałam jeszcze z poprzedniego domu – ale pobuszować i poszukać trzeba).
Tak czy siak trzeba będzie paru miesięcy, jeśli nie roku, żeby odtworzyć ten spokój, który miałam poprzednio. Ale tak już musi być.
Póki co zauważam z zadowoleniem, że pieniądze zaczęły do mnie wracać, a to US postanowił mi zwrócić nadpłacony podatek, a to dostanę zwrot za część wydatków na remont mieszkania, a to wpadają mi nagle fajne dodatkowe zlecenia, dzięki którym też mogę się odkuć. Oby tak dalej.
4) Dobre zdrowie
Zdrowie, to coś nie do przecenienia. Nie da się cieszyć życiem w chorym ciele. Dlatego cieszę się, że mimo tej całej zawieruchy przeprowadzkowej udało mi się przetrwać w miarę w zdrowiu i nie ulec chorobom.
Pewnie nie bez znaczenia pozostaje fakt, że od początku tego zamieszania biorę dużo suplementów, indywidualnie dobrałam do swoich braków.
A to na paznokcie, a to witaminy czy tran z wątroby rekina na odporność, a to inne preparaty. Przyszedł czas, że nie zaczynam dnia bez garści pigułek. Ale one jednak chyba działają, bo czuję poprawę, więc wolę brać niż nie brać.
Nie mówiąc o tym, że było kilka takich sytuacji, że tylko dzięki pigułkom przeciwzapalnym nie rozłożyłam się znów na kręgosłup.
5) Ruch, aktywność
Ważnym aspektem życia jest dla mnie ruch, najlepiej na świeżym powietrzu. Od dnia powrotu z gór codziennie jeżdżę na rowerze.
Wczoraj znów wyszło w sumie z 18 km. Podjechaliśmy do portu, gdzie przybił wielki kilkupiętrowy wycieczkowiec TUI.
Ludzie na samej górze, te przecinki, wyglądali jak mrówki.
Można sobie wyobrazić, ile tysięcy ludzi na pokład takiego potwora morskiego wchodzi.
Ruch też pomaga mi pozostać w formie.
Znów bywa, że wybieramy się na rower z M., on zna tu wiele ciekawych zakątków. Sama pewnie bym się tam niekoniecznie wybrała, ale we dwójkę jest całkiem bezpiecznie, a ja nie obawiam się, czy dam radę wrócić.
6) Nowe zasady funkcjonowania w życiu
Przez ostatnie lata byłam nastawiona na wspólne życie z kimś. W parze. Bardzo tego chciałam i to wydawało mi się realizacją moich marzeń.
W praktyce nie przyniosło to spokoju, raczej odwrotnie. Spotkanie dwóch bardzo różnych światów to trudne wyzwanie, nie doceniłam przeszkód. Kto zresztą umie docenić czy przewidzieć, prawie nikt.
Teraz już od kilkunastu dni mieszkam nie tylko sama, a raczej z kotem, ale jestem znów zupełnie samodzielna i znów wszystko jest tylko na mojej głowie.
I przyjemnie lekko, ale czasem i trochę strasznie się czuję znów taka wolna.
Muszę przyznać, że ta wolność robienia, czego się chce i kiedy się chce dobrze mi robi.
Ograniczeniami jest jedynie cisza nocna w mieszkaniu oraz to, że nie jest moje, a więc nie wszystko mogłam zrobić po mojemu.
Poza tym oddczuwam wyraźne zadowolenie, że jestem już w tym miejscu gdzie jestem i jakoś udało mi się przeżyć kolejny bardzo aktywny i trudny moment w moim krętym życiu.
Na kolejne kroki będę gotowa mam nadzieję już niedługo.
Teraz mam potrzebę rozpakowania i rozparcelowania wszystkiego. Mozart bardzo mi we wszystkim pomaga.
Z tej samej potrzeby porządku wczoraj umyłam okna, udało mi się kupić w promocji ostatni egz. myjki do okien, już wczoraj poszalałam i pomyłam okna od środka. A w weekend zamierzam umyć je od zewnątrz. Wyglądają koszmarnie, i choć mam pod tym względem dość duży margines akceptacji, to te okna są po prostu straszliwie ubrudzone. W weekend się chcę tym zająć, o ile pogoda pozwoli.
W naszym mieście ostatnio zamiast upałów mamy letnie przyjemne temperatury, albo nawet chłodek, nocami temperatura spada do zaledwie 7 stopni powyżej zera.
W gniazdku w ścianie po aktualizacji programów zmaterializowało mi się raptem jakieś ponad 400 programów, na dniach wysyłam zgłoszenie opłaty radiowo-telewizyjnej. I mam się w co pogapić na wypadek nudy lub potrzeby odmóżdżenia. Czasem też wpadnie jakiś fajny film.
Wypakowałam już moje dwa zestawy HiFi i mam muzykę w salonie i w gabinecie.
Zostało mi do powieszenia parę zegarów i obrazki. Te ostatnie to dla mnie ważna sprawa, bo dzięki nim mieszkanie stanie się tak naprawdę moje. Na razie nie mam ich za wiele, ale te najważniejsze chcę powiesić w biurze i sypialni.
Póki co w sypialni stoi obrazek namalowany mi przez córkę jeszcze w moim poprzednim domu w kolorach pomarańczy. Jeszcze nie rozpakowany, ale na pewno tam jest jego miejsce.
W kuchni (a może w przedpokoju) na pewno nie zabraknie miejsca na ten obrazek kawowy.
I to tyle na temat mojego spokoju. To pierwsza potrzeba, o zaspokojeniu której pomyślałam, kiedy zadałam sobie pytanie, czego mi teraz w życiu potrzeba najbardziej. Właśnie tego. c.d.n.
Całą niemal rozprawę o szczęściu napisałaś i niezwykłe ciepło z tejże rozprawy wyziera, widać, że stan obecny bardzo Ci służy.
W sumie mam podobne priorytety, bo chyba to jest w życiu najważniejsze.
Bo chyba właśnie wczoraj mnie oświeciło, że powoli właśnie sobie piszę moją własną receptę na szczęście.
Potem odbyłam piękny wieczorny spacer rowerowy i było mi taaaaak dobrze! 🙂
Spokój i szczęście to rzeczy względne i każdy ma jakąś własną wizję spokoju i szczęścia.
Najważniejsze to mieć do wszystkiego dystans – wtedy nie wpada się w dołki rozpaczy i nie ma się napadów euforii.
Niektórzy sądzą, że wtedy jest nudno, ale to nieprawda. Nudno jest wtedy gdy
wyłączamy opcję myślenia.
Buziaczki;)
Oczywiście, że każdy ma swoją własną wersję czy wizję spokoju i szczęścia. Do tej pory sama nawet miałam trochę inną, o czym napisałam powyżej. Okazuje się, że w tym momencie dziejowym bycie samodzielną bardziej mi służy.
Nie popadam już, jak bardzo dawno temu w skrajności. Bo to ani zdrowe ani dobrze służy nastawieniu żywiowemu.
Wcale nie jest nudno, bo myślący umysł ciągle sobie znajduje jakieś interesujące zajęcie. 🙂
Również buziaczki!
Czyli osiągasz równowagę we wszystkim… spokojnie, lubienie siebie pomaga w życiu w pojedynkę. Dasz radę, bo kto, jak nie ty 🙂
Tak, równowaga jest bardzo ważna dla mnie. Dążę do niej od ładnych paru lat i chyba właśnie dochodzę do miejsca, gdzie dobrze ją budować. 🙂
Wolnosc, wewnetrzny spokoj to takie wazne, z latwoscia przyszlo mi to osiagnac od kiedy jestem sama, w mojej naturze jest cos takiego ze mam potrzebe dogadzac osobie ktora jest ze mna, dbac bardziej o tego drugiego niz o siebie, teraz ja jestem najwazniejsza, i tylko ja i to mi daje poczucie luzu, ze moge sobie duzo odpuscic.
Wiem ze ten spokoj wewnetrzny tylko ja sama moge dac sobie, wiem tez ze w mojej sytuacji duzo musze sobie odpusic ze wzgledu na brak zdrowia, wiec jak wiem ze czegos nie moge to przyjmuje ze spokojem i znajduje zastepstwa.
Właśnie. Samotność pozwala na poukładanie sobie życia w sposób dobry dla siebie. Niestety to powszechne szczególnie wobec kobiet, że wychowuje się je w przekonaniu, że życie innych i ich sprawy są ważniejsze, niż ich własne (chociaż znam i męskie przypadki takiego wychowania), w skrajnych przypadkach niektóre panie zamieniają się w służące w swoim własnym domu, na który rzetelnie pracują również zawodowo.To chyba poza tym normalne, że będąc z kimś uwzględniamy jego życzenia, ale czasem przesadzamy i przejmujemy się bardziej sprawami tej drugiej osoby, zamiast swoimi. Też miewam do tego skłonnośc pod wpływem uczucia.Teraz na moje życie wpływa jedynie kwestia zapewnienia… Czytaj więcej »
Bardzo mnie cieszy ten optymistyczny post. Obrazek z kawą bardzo pasuje do kuchni, a w przedpokoju może zdjęcie Ciebie na rowerze? Bardzo energetyczny dzięki kolorom obrazek córki powiesiłabym(gdybym takowy miała) w sypialni, by chciało mi się wstawać każdego dnia. Niczego oczywiście nie narzucam, bo to Twoja życiowa przestrzeń. Dzielę się tylko spostrzeżeniami i skojarzeniami, jakie mi się nasunęły w czasie lektury notki. Trzymam kciuki za Twój spokój i szczęście. Uściski.
W przedpokoju jest bardzo duża ściana do zagospodarowania, więc na pewno coś tam fajnego trafi. Nikt mi dotychczas nie zrobił tak dobrego zdjęcia na rowerze, żebym je chciała gdzieś powiesić. Myślałam o obrazkach zrobionych z moich zdjęć, tematyka marynistyczna. Mam ich już całkiem sporo i na pewno da się wybrać.
Sypialnia – wytypowałam tam właśnie obraz córki.
Kawowy – lubię go widzieć w kuchni.
Strasznie się palę do tych obrazków na ścianach, ale pilniejsze jeszcze jest rozpakowanie rzeczy i ogarnięcie ich wszystkich.
Będę te obrazki planować i wieszać. Tym akurat chętnie się pochwalę, skoro to będą moje własne kawałki życia i emocji. 🙂
Pozdrowienia Imienniczko!
Wiem o czym piszesz, taki spokoj osiagnelam uczac sie zyc sama i udalo sie go przeniesc na wspolne zycie z Chlopem. Duzo tu jego zaslugi, bo ja nie jestem tak ukladna jak on, on mnie po prostu rozbraja, z tym czlowiekiem nie da sie klocic 🙂
Mam taka sama sciane w sypialni (fioletowa), tylko po stronie lozka. Nie ma tam jeszcze zadnych dekoracji, bo co chwile zmieniamy zdanie, pewnie jeszcze nie natrafilismy na TO. Twoj pomaranczowy obrazek wspolgra z sypialnia, bedzie sie tam na pewno czul dobrze 🙂
Od dawna nie byłam sama, choć przez lata poprzednie żyłam sama we własnym domu, nawet będąc w związkach (na odległość). Życie z kimś niesie ze sobą naprawdę dużo komlikacji i bardzo cenionymi cechami są spokój, zrównoważenie, podejście z sympatią i pozytywnym nastawieniem do życia. Jeśli to wszystko by mi się spersonifikowało w osobie, mogłabym z taką osobą żyć. Fajnie, że Ty trafiłaś na takiego Chłopa! I niech tak już będzie!Moja ściana też jest po stronie łóżka, te komody stoją obok, bo ta ściana sypialni jest dłuższa.Też mi się wydaje, że ten obrazem tam się będzie dobrze czuł. 🙂Ale potem mam… Czytaj więcej »
Zatrzymam się przy jednym punkcie – ilekroć zakańczałam jakiś związek, odczuwałam taką ulgę, że nawet nie wiem z czym to da się porównać. I co z tego, że znów wszystko było na mojej głowie, skoro ja to lubię? Wybory, decyzje etc… multum rzeczy, które w parze mnie denerwowały, w pojedynkę nagle przestawały mieć większe znaczenie. Wolność i ulga – z tym kojarzę życie singla.Teraz jest nieco inaczej, jest sporo zależności choćby (a może głównie…) ze względu na to, że nie zaaklimatyzowałam się na emigracji i mąż jest mi nieocenioną pomocą.Mam jednak wrażenie, że po tych latach stabilizacji, nadal nie mogę… Czytaj więcej »
Miałam zawsze podobnie, też czułam wielką ulgę, bo tyle już było rzeczy, które mi przeszkadzały, że z radością odchodziłam "na swoje". Tym razem po raz pierwszy wypełniają mnie też uczucia żalu za tym, co se ne wrati, smutku, że się nie udało mimo gorącego uczucia i wielkich planów, rozterek, jak to dalej będzie, ale dominujące w ostatnich dniach jest jednak poczucie wielkiej wolności i spokoju. 🙂I dopiero teraz, będąc zdana całkowicie na siebie, zaczynam tak właściwie porządnie się aklimatyzować. Poprzednio zawsze mogłam o coś zapytać, teraz na początek staram się wszystko załatwiać sama. Pytam, jeśli wiem, że tak będzie szybciej,… Czytaj więcej »
Normalnie, ale nie nudno. To miałam na myśli 😉 Będzie dobrze!
Nie potrafię powiedzieć, co zrobiło na mnie większe wrażenie – wycieczkowiec TUI, czy Twoje suplementy, bo ogrom jednego i drugiego dech zapiera. Nie, nie czepiam się, bo sama do śniadania i kolacji łykam po kilka tabletek (bo muszę) i z tego powodu psychicznie czuję się jak moja babcia, która ma lat 95, więc nie wyobrażam sobie, żebym mogła to robić z własnej woli.
Dla uspokojenia powiem Ci, że nie biorę wszystkich na raz, dziennie jakieś 6 tabletek, przy czym 5 rano :). Maść przeciwzapalna, pigułki przeciwzapalne – używam ich tylko, kiedy jest taka potrzeba, ale uratowały mnie kilka razy podczas ostatnich trudnych miesięcy.
A wycieczkowca TUI niełatwo było sfotografować z uwagi na kiepską widoczność, duże zachmurzenie i brak lepszego aparatu, te zdjęcia robiłam komórką. Bo na pewno i on by zrobił wrażenie! :)))
Też nie przepadam za tymi lekami, ale bez nich pewnie byłoby w tych najtrudniejszych chwilach znacznie gorzej, niż jest.
No to rano bierzemy tyle samo, chociaż nie – endokrynolog zalecił mi jeszcze stałe przyjmowanie witaminy D3, więc biorę sześć i cztery do kolacji plus od czasu do czasu jedną do obiadu. Pilnuję się, żeby nie chorować, bo każda dodatkowa tabletka czy syrop psuje mi humor.
Moja opinia o suplementach jest taka, że nie chce autorki denerwować:)
Zwłaszcza skoro pomagają.
Tran z wątroby rekina jednak mnie na tyle rozbawia, że nie mogę się powstrzymać i daję temu wyraz:)
Volski :DDD. Mam tak bardzo podobne zdanie do Twojego (choc nawet nie wyraziles tego pisemnie) na ten temat. Wybacz Iw!
Iw, czy ten tran z watroby rekina to na poprawe humoru dziala? Ja chce cos takiego! 😀
Udanej drogi a potem stalosci w tej wolnosci absolutnej. Tylko powiedziec: Trawaj chwilo, jestes piekna! Pozdrowienia.
Powiem Wam w sekrecie, że ja to nawet nie jestem pewna, czy to z rekina, ale ma ładne opakowanie, także ten…. :)))))
Srawdziłam, faktycznie piszą, że z rekina. Bardzo pomaga, wiara szczególnie! 🙂
Masz domek, swoje kąciki. Ważne że towarzyszy ciągle Mozart. Pasuje Tobie w tych włoskach.
Życzę szybkiego uporania się z przeprowadzką, z wypakowaniem i rozpakowaniem kartonów.
Witaj Sikoreczko. Dziękuję, przeprowadzka na szczęście już w pełni za mną, ze starego domu jeszcze mam do zabrania kilka drobiazgów, jakieś filiżanki i kieliszki, coś tam z garażu, więc to jeden przejazd i będzie za mną.
Znacznie ważniejsze jest dla mnie rozpakowanie tego, czego potrzebuję na co dzień, albo co mi zawadza, kiedy stoi w kartonach i tym właśnie się zamierzam zająć w ten weekend, żeby z jeszcze większą przyjemnością tu dalej mieszkać. 🙂
O to super. Nie znam smaku przeprowadzki jako takiej, bo przez całe życie mieszkam w domu rodzinnym.
Nawet jak w Katowicach przez parę lat mieszkałam to i tak wszystko było tu na miejscu, a tak kilka rzeczy, tych najważniejszych.
Życie w pojedynkę mnie się kojarzy głównie ze świętym spokojem. A że przez całe moje życie tylko świętego spokoju poszukuję… to jakoś tak niewiele mi brak 😉 I Tobie też życzę tego radosnego spokoju i spokojnej radości!