Wcale nie zazdroszczę ludziom, którzy żyją z pisania. A może trochę zazdroszczę tylu światów, które mają w głowie i potrafią je opisać i wypuścić na wolność, dać życie tylu bohaterom, obdarzyć ich odrębnym charakterem, wyglądem i finezyjnie opisać ich strój, szczegółowo wymyśleć wnętrza domów, wymyśleć całe światy i kreować siły Dobra i Zła, Światła i Ciemności, walczące ze sobą i na tym tle borykających się z dylematami moralnymi bohaterów.
Najgorsze, co może spotkać Autora/Autorkę to zanik weny. Aczkolwiek pisanie to warsztat. A pisarz czy pisarka to rzemieślnicy. Nie mogą sobie pozwolić na zakurzenie się klawiatury… A, no właśnie. Bo większość pisarzy pisze jeszcze notatki odręczne, ma piękne notatniki, które noszą ze sobą cały czas i zapisują w nich swoje przemyślenia, sceny, bohaterów, dialogi. A ja umiem pisać tylko na klawiaturze. Nie cierpię swojego stylu pisania odręcznie i bardzo rzadko umiem się przyłożyć na tyle, że podoba mi się to, co napisałam. Jeśli już piszę, to piszę bardzo szybko, właściwie bazgrzę. Sama potem często mam problem z odczytaniem tego chaotycznego pisma.
Nie, nie zamierzam tego zmienić. Może przekonam się do dyktowania, ale to też jakoś spłaszcza mi tekst, przynajmniej, kiedy dyktuję do aplikacji na komputerze. Może czas zacząć dyktować do dyktafonu. Leży obok biurka w domu już ze dwa lata. Użyłam go tylko do testów.
Podobnie aktualnie odstawiłam na bok nagrywanie czy to filmików, czy podcastów. No nie wyrabiam się z bieżącymi sprawami, chociaż nie będę pisać o szczegółach, żeby się nie namnożyło przy tym złej energii. Już i tak dość mam z tym stresów. 🙂 Nauczyłam się jednak ich nie gromadzić tylko radzić sobie z nimi w większości na bieżąco. A to wyjeżdżę na rowerze, a to wyspaceruję, a to wykrzyczę śpiewając podczas jazdy razem z ulubionymi wykonawcami. Dobrze mi z tym i pomaga mi to oczyścić myśli.
I to jest wszystko, co mi dziś powiedziała pusta kartka.
Nie dodam nic więcej, bo energię mam jeszcze tylko na odrobinę ćwiczeń, które utrzymują moje ciało w formie. Miała być siłownia, ale przełożyłam na jutro a może pojutrze, diabli wiedzą.
A może aniołowie. Taki Anioł Stróż by się dziś przydał, a może i nawet się przydał w ostatnich dniach, w sumie to dzięki Panie Anioł :), bo chyba mi pomogłeś posłuchać swojej intuicji i podjąć szybko ważną dla mnie decyzję. A że nie wszystkie decyzje oznaczają wyłącznie radość i przyjemności, to tak już jest w życiu. Ważne, kiedy czujesz, że jesteś w zgodzie z ich skutkami.
Moja pusta kartka się zapełniła niezauważalnie, mówi mi jednak, żebym się już nie rozgadywała. Posłucham jej tym razem :).
Dobranocki 🙂
Oj, jak ja to dobrze znam! Chciałoby się pisać, pisać, pisać… I ni czorta nie ma o czym! Królestwo za pomysł!
No właśnie, chęci są, nawet tematy są, ale akurat nie chcesz na te tematy pisać, albo wiesz, że to nie będzie ani ciekawe, ani no właśnie. A do pisania ciągnie :))))
Systematyczność obiecywałam sobie w wielu dziedzinach, a wychodziło różnie, kiedyś przez dwa lata nie czytałam książek, nie miałam siły…
W szkole jeszcze chciałam być pisarką,ale widać los zrządził inaczej,a może nie mam tego czegoś.
Praca zawodowa na etacie jednak wysysa energię i siły, może kiedyś wrócę do pisania innego niż blog 😉
Też przechodziłam przez dłuższe okresy, w których nie mogłam się zabrać za czytanie. To trudne doświadczenie, ale nie zawsze ma się wewnętrznie miejsce na czytanie czegoś dłużsszego niż kilka linijek tekstu. Wielokrotnie mierzyłam się i próbowałam pisać, ale jeszcze nigdy tak naprawdę nie weszłam w temat na dobre. Praca zawodowa, w której jesteś freelancerem, jest jeszcze bardziej pochłaniająca, bo musisz nie tylko wykonać swoją pracę, ale też rozliczyć się samodzielnie co miesiąc z urzędem, z księgową, z klientami, poddostawcami, i pilnować, żeby się to wszystko zamykało na plus. Jest to wprawdzie bardzo satysfakcjonująca droga, ale nie każdy jest w stanie… Czytaj więcej »
„…ale też rozliczyć się samodzielnie co miesiąc z urzędem, z księgową, z klientami, poddostawcami, i pilnować, żeby się to wszystko zamykało na plus.”
Naprawdę co miesiąc??? To okropne, współczuję. W Kanadzie generalnie robi się takie rozliczenia raz w roku, a w trakcie co najwyżej wysyła się zaliczki. Nawet księgowa nie jest potrzebna do tego!
No niestety, w polskim systemie podatkowym nadal jest to miesiąc. W niemieckim na szczęście też raz na rok i to z rocznym opóźnieniem 🙂
Bez księgowej bym się nie odważyła, te sprawy nie są moim najbardziej ulubionym zajęciem. 🙂
Wydaje mi się, że pisanie to ciężki kawałek chleba. Ja traktuję je wyłącznie hobbistycznie. Myślę że, prócz doskonałego warszatu, trzeba coś jeszcze przeżyć, zebrać materiały, stworzyć plan… Nie mówiąc już o systematyczności. Może kiedyś przyjdzie czas, żeby wszystkie te elementy złożyły się na raz?
Póki co trzeba korzystać z pogody. Każdego dnia najlepiej być na świeżym powietrzu. To dobrze robi na wszystko.
I dobrze mieć Anioła Stróża, a najlepiej kilku. 😉 Dobrego tygodnia Iwonko.🤗
Gdzieś tam w środku tli się pomysł na pisanie, aczkolwiek niekoniecznie powieści. 🙂
Wszystko zależy od tego, co mamy do opowiedzenia i przekazania i w jaki sposób podejdziemy do tematu. Żeby rozpocząć, napisać, a potem jeszcze sprzedać książkę, potrzeba naprawdę dużo samozaparcia i dobrego pomysłu na całość tego przedsięwzięcia.
Pozdrowienia!
Anioł Stróż – jeden a dobry, może być wielkim wsparciem.
Tobie też dobrego tygodnia :)))
z pewnością nie żyję, w sensie zarabiania na rachunki, czy chlebuś do masełka z tworzenia postów blogowych, choć kiedyś na początku mojej kariery(???) sprzedałem parę tekstów, trafił się bojek, a u mnie akurat było słabo z dutkami… ale to był jakiś pojedynczy przypadek, kwantowa fluktuacja lokalna… piszę „tworzenia (postów)”, bo dla mnie to nie tylko pisanie, ale zrobienie całej kompozycji: tekst, fotka, jakiś klip muzyczny /tych ostatnich zresztą prawie nikt nie słucha i nie ogląda, bo w za trudnym dla wielu ludzi rodzaju muzy gustuję/, ale to tworzenie nie jest moją pasją, tylko kaliber niżej, czyli zwykłe hobby… kwestia weny,… Czytaj więcej »
Jak do tej pory zarabiałam głównie na tłumaczeniach, trochę też jako copywriter po polsku i po niemiecku, ale to drugie wyłącznie w ramach uzupełniania dochodów.
Zawsze sprawiało mi to frajdę, aczkolwiek pisanie powieści czy artykułów to już wyższa szkoła jazdy. Kiedyś trochę się do mnie uśmiechało, ale nie na tyle mocno, żebym poszła za tym uśmiechem.
Skoro zaś mowa o postach, które powstały z czucia, to na takm właśnie jesteś. 🙂
kiedyś dorabiałem tłumaczeniami, jednemu panu tłumaczyłem jego teksty na angielski, drugiemu cudze angielskie na polski, jednak to było jakoś tam kulawe, bo mój angielski zawsze był jakoś tam kulawy, jednak takie były czasy, wszyscy byli zadowoleni, a o to to w sumie zawsze chodzi… ambicje literackie… hm… krótkie formy, jakieś tam opowiadanka, czy nawet serialiki, które zresztą znasz… okay… ale na tym chyba się to wszystko u mnie kończy kończy… dużej książki nie popełnię /choć never say never/ i to nie ma znaczenia, czy nie chcę, nie lubię, czy nie umiem… a może mnie wystarczy, gdy na przykład Ty się… Czytaj więcej »
Dorabianie tłumaczeniami, a życie z tłumaczeń jako głównego źródła dochodu to dwie zupełnie różne dziedziny. 🙂 Kiedy masz z tego popłacić rachunki, zarobić na chlab i igrzyska, utrzymanie latorośli i zwierzyńca, kończy się podejście, aby było, a zaczyna – ma być świetnie, a co najmniej bardzo dobrze. 🙂 Co do wymagań odnośnie tłumaczeń – to też się zmienia, i zależy indywidualnie od danego klienta. Podobnie jak książki – są takie czytane do poduszki, na leżaku podczas urlopu, w metrze czy pociągu, ale i takie, w których szukamy sensu istnienia, podobnie jak i inne dziedziny sztuki. Nie znoszę słowa musisz –… Czytaj więcej »
nie mam problemu z pisaniem, jeśli nie pisze,to znaczy nie mam czasu…nie zmuszam sie a wręcz przeciwnie. lubię pisać. opowiadać historii Pisałam zawodowo, to były recenzje teatralne 🙂 ale nigdy nie utrzymywałam się tylko z tego.
ciesze się, ze u ciebie dobrze. bo piszesz tak rzadko 😛
Recenzji nie pisałam właściwie nigdy, chociaż to dobry gatunek i sama lubię je czytać. 🙂 Wymagają analizy przeczytanej treści, a ja wolę sobie poanalizować i poprzeżywać samodzielnie, ewentualnie z kimś bliskim, np. przyjaciółką. :)))
Fajnie byłoby się utrzymywać z pisania, jeszcze nie wykluczam treści poradnikowych w paru zakresach, w których jestem niezła. Ale to na razie głównie w planach. 🙂
Tak, albo jest dobrze, albo jestem bardzo zajęta :)))
Uściski dla Ciebie!
Dzień dobry Iwonko 🙂 Świetnie to ujęłaś! Pisanie to faktycznie sztuka i rzemiosło w jednym, a tworzenie całych światów to coś niesamowitego. Co do ręcznego pisania, mam to samo – moje bazgroły są często nieczytelne nawet dla mnie! 😄 Dyktowanie brzmi ciekawie, może faktycznie warto spróbować tego dyktafonu? Fajnie, że znalazłaś sposób na radzenie sobie ze stresem – rower, spacery i śpiewanie to super metody. Trzymam kciuki za wszystkie Twoje plany, nawet jeśli siłownia musi poczekać! I dzięki Aniołowi Stróżowi za wsparcie w decyzjach. Pozdrawiam ciepło!
Kiedy nie idzie mi pisanie czy inna praca, najczęściej zajmuję się jakąś aktywnością fizyczną, idę na rower czy coś.
Śpiewanie, taniec i inne czynności ekspresyjne potrafią wyczarować świetny nastrój :).
W ten weekend przejechałam już sporo km na rowerze, Anioł Stróż pewnie mi pomagał :)))
Uściski!!!
Podziwiam ludzi, którzy rzeczywiście żyją z pisania jako „freelancer”. Kilkanaście lat temu czytałem wywiad z „freelancer”. Jego praca była całkiem stabilna, pisał różne artykuły, które kupowały i drukowały różne magazyny i całkiem dobrze się z tego utrzymywał. Wszystko zmieniło się, gdy pojawiły się blogi. Często wydawnictwa, zamiast płacić jemu tysiące dolarów, po prostu znajdowały interesujący ich blog, kupowały go po bardzo niskiej cenie, edytowały dla swoich potrzeb i w ten sposób eliminowały „freelancera”. Około 2015 roku osobiście otrzymałem ofertę w wysokości kilku tysięcy dolarów na kupno moich blogów (nowa firma tworzyła strony turystyczne i moje blogi miałyby być tam zamieszczone),… Czytaj więcej »
Mój blog i Instagram też od lat prowadzę wyłącznie jako hobby, czasem pojawiają się zapytania o kupno moich zdjęć, ale niezbyt poważne, więc najczęściej z definicji odrzucam. Te zaskoczyło mnie ostatnio tłumaczenie przez google translatora, jakość jest już o wiele wyższa, niż kilka – kilkanaście lat temu. Nie zmienia to faktu, że ten automatyczny tłumacz nie wyłapie wszystkiego, ale znacznie upraszcza korzystanie z zagranicznych materiałów czy artykułów, bo większość ludzi dośpiewa sobie to, czego nie dotłumaczy im automat. Przez lata żyłam z tłumaczeń, teraz mogłabym kontynuować przynajmniej ustne i pisemne ze stemplem przysięgłego, co czasami robię. Jednak też uznałam za… Czytaj więcej »
Jasne, że automatyczny tłumacz to nie człowiek, ale już od lat bez problemu czytam wiele interesujących mnie artykułów, szczególnie w języku hiszpańskim na temat Kuby i tłumaczenia Google są dla moich potrzeb w 98% wystarczające. I pewnie jest to jeden z powodów, że coraz mniej mam chęci, aby nauczyć się tego języka. Chociaż nie posiadam żadnego wykształcenia czy nieformalnych kursów tłumacza, od kilkudziesięciu lat „na boku” robię tłumaczenia, głównie dokumentów, ale też listów, odwołań i personalnej korespondencji. Swego czasu wykonałem kilka nawet dość ambitnych tłumaczeń medycznych, przy DUŻEJ pomocy specjalistycznych słowników—ale większość z takich tłumaczeń po prostu nie dało… Czytaj więcej »
Co do tłumaczeń wykonywanych anno domini 2024 to już zupełnie inny tłumacz AI, niż jeszcze kilka lat temu. Jakość naprawdę bardzo się poprawiła i teraz wiele tekstów można faktycznie czytać w innych językach.
Może pomijając teksty literackie, które napisane są wyjątkowym, twórczym językiem, bo tego nie da rady na razie przełożyć żadna sztuczna inteligencja. :)))
Witaj Jacku, jak widzę całkiem nieźle się orientujesz w tłumaczeniach i sam się tym zajmowałeś, aczkolwiek nie w sensie utrzymywania się z tego zawodu. 🙂 Często tłumaczami zostają specjaliści w danych dziedzinach i to oni mają dostateczną wiedzę w tematach, w których tłumaczą. I często to im właśnie zawdzięczamy najlepsze specjalistyczne tłumaczenia, bo używają znanego w branży słownictwa. Jeśli chodzi o mnie – studiowałam kierunek tłumaczeniowy i potem tłumaczyłam głównie teksty, które mnie interesowały w dziedzinach, na których się chociaż trochę znałam, albo miałam specjalistów, u których mogłam skonsultować moje tłumaczenia. W niektórych dziedzinach zwyczajnie nie podejmuję się tłumaczyć, bo… Czytaj więcej »
Hej Iwona, Dziękuję za komentarz. Zazwyczaj nie mam czasu na porównywanie oryginału i tłumaczenia, ale kilka razy czytałem książki w dwóch językach. Ogólnie tłumaczenia mi się podobały (nigdy nie potrafiłbym im dorównać) i od razu rzuca się w oczy profesjonalizm, jednakże sporadycznie znajdowałem pewne błędy lub nieścisłości. W jednej z książek Johna Grishama ktoś tam „miał pójść do lekarza w Podunk, Louisiana.” Tłumacz przetłumaczył na polski „Podunk” w oryginalnej pisowni, tak, jakby to było jakieś miasteczko „Podunk” w stanie Louisiana. Tymczasem Podunk oznacza „pipidówkę, zadupie, dziurę.” Również problematyczne jest dosłowne tłumaczenie przezwiska „Pumpkin” (Dynia). Nie wyobrażam sobie, aby w języku… Czytaj więcej »
Pisarzy podziwiam. Skąd oni biorą pomysły na te historie? Sami to wszystko przeżyli, inspirują się historiami innych, czy jak? Pozdrawiam 🙂
Też się czasem zastanawiam, ale to chyba jest taki dar: wymyślasz historie, a potem jeszcze umiesz je opowiadać. Chociaż we wcześniejszych epokach najczęściej jednak historie pisali podróżujący po świecie gentelmani 🙂
Co przeżyli i zobaczyli, to ich inspirowało do pisania kolejnych historii.
Pozdrowienia!