Najchętniej cały mój świat ubrałabym teraz w ciemnoróżowy aksamit w kolorze namiętnych wycałowanych kobiecych warg.
Żeby już nigdy nie wpaść w odmęt tego chaosu. Nie czuć gruntu usuwającego się spod nóg. Nie mieć ochoty uciekać z tonącego okrętu. Nie czuć granic niepoznanego, w wir którego czuję się wciągana. Nie dać się nawijać na szaleńczy kołowrotek.
A jednocześnie nadal oddałabym wszystko, żeby ta bajka jeszcze trwała.
Żeby dalej trwać w tej iluzji, karmić ją uśmiechem, żartem i żarem, tajemnicą, opowieścią, ogrzewać ciepłem swoich rąk i dawać jej siłę ze swojej piersi.
Być, czuć, nie odpływać, trwać.
Bez refleksji, bez oglądania się na to, co inni na to, bez zbrodni i kary. Bez oceniania w zwykłych kategoriach czegokolwiek. Bez wartościowania i kierowania się rozsądnym wyborem.
Przeżywać ponownie te chwile jedna za drugą.
Sączyć kawę, patrzeć w horyzont, roztapiać się w emocjach.
I nic tylko czuć.
Trwać w tym świecie, jak we własnej głębokiej Incepcji.
A gdyby istniał świat wykroczny, Długa Ziemia Pratchetta, to żeby na Ziemi Wykrocznej wersja ileśtam dalej można było odtwarzać tę baśń raz za razem.
I czuć to samo, co czułam na początku i przez tak długi czas.
Jak w Dniu Świstaka.
A jednak z trudem i mozolnie wracam do bepiecznego świata Ciemnoróżowego Aksamitu.
Bremerhaven, wrzesień 2018
Znam, znam! A jednak za jakis czas znów potrafilam zaufac, zatracic się, uwierzyc…i dobrze😍
Wiesz, a mnie się wydaje, że dopiero co to się zaczęło. Mam teraz takie backflashe, jakbym znów przeżywała po raz kolejny i kolejny te chwile…
Duzo lat, duzo dni, duzo ludzi do spotkania,
milosc czeka i jest dla kazdego spragnionego,
ona tylko nie przyjdzie do tych co jej nie chca.
Nie za bardzo chyba wierzę, że to tak każdemu według potrzeb. Za dużo ludzi cierpi, ma złamane serca, nie poskładane dusze.
Tym razem wydawało mi się te pięć lat temu, że to właśnie TEN i właśnie TO.
Mimo wszystko dobrze, że właśnie teraz jesteśmy dla siebie oparciem.
Pięknie napisane…
🙂 Cmok!
Jeżeli coś jest iluzją, to choćby najmilszą, nie życzę Ci jej. Można żyć mimo to bez oceniania czegokolwiek. Bez wartościowania i bez oglądania się na to, co inni na to. Można, po prostu być kimś takim i to w moim mniemaniu jest wolność. Wolność od tego co szydercze i zbędne. A w dodatku można być przykładem, że tak się da żyć.
Jestem fanką Twoich nadmorskich zdjęć portowych. 🙂
Właściwie od podstawówki nie interesuje mnie, co na to inni. W słabszych momentach jednak człowiek, który tak myśli, zostaje czasem całkiem sam.
Masz rację. Życzę sobie nie iluzji, a prawdziwego szczęścia. Ale nadal nie umiem zdefiniować tego, co mi się przydarzyło, dlatego zostawiam tę kwestię otwartą. Ot tak.
Tych nadmorskich zdjęć będzie jeszcze bardzo, bardzo dużo! 🙂
I oto dziś objawiłaś poetycką stronę swojej natury albo ja nie znałam Ciebie takiej:-)
Bo ja się tutaj rzadko z tym ujawniam :), raczej bywam mocno stojąca na ziemi. Ale czasem i taka, jak wyżej.
Przychodzi czas zaczadzenia i przychodzi po nim czas dotlenienia. I to dotlenienie po zaczadzeniu jest powrotem do życia. Każda nasza życiowa porażka jest chyba nam potrzebna, byśmy ją przeanalizowali, zajrzeli w głąb siebie,wysnuli właściwe wnioski i dalej szli przez życie.
Buziaki;)
Tak trzeźwo to ja mogę oceniać, kiedy coś mnie od dawna nie dotyczy. Teraz właśnie, jak już sobie mniej więcej uporządkowałam sprawy bytowe i zawodowe, dopuściłam do siebie emocje. No więc wariują mi trochę, sprawiają, że się znów czuję zakręcona.
To nie jest na razie dla mnie etap wyciągania wniosków, raczej pozwalam sobie przeżyć w całości to, co mi się zdarzyło i jeszcze się dzieje.
A przez życie idę czy to wyprostowana i odważna, czy też zapłakana i czasem poddająca się.
Bo żaden człowiek nie jest z żelaza, a każdy czasem jest gąbką na łzy. 🙂
Płacz jest bardzo dobrym psychotropem naturalnym.Miałam w życiu czas, gdy musiałam brać środki uspakajające i wtedy zamiast się zdenerwować – wybuchałam płaczem. Więc się wybrałam do lekarza z reklamacją a on się bardzo ucieszył z tej reakcji i powiedział,że płacz oczyszcza i uspakaja.
Zaglądać w głąb siebie trzeba nie tylko wtedy gdy nas potyka porażka- gdy wszystko nas cieszy – także.Bo dobrze jest przeanalizować co tak naprawdę nas cieszy i dlaczego.
Czyli doktor radzi nie hamować się? Też to już słyszałam, dlatego nie jestem zaniepokojona, daję sobie prawo, żeby powyć trochę. Życie to nie tylko nieustająco uśmiechnięta gęba.
Buźka!
Uśmiechnięte na okrągło buzki mają tylko klauny ale jak się im przyjrzeć to spod tego uśmiechu smuteczek przeziera.
Iw, będzie dobrze, uwierz mi.
Buziam;)
Się wtrącę. Tak jak Anabel mówi powyżej, płacz oczyszcza i uspokaja. Po rozstaniu z eksmałżem tłumiłam w sobie wszystko kurując się alkoholem, przez około pół roku. Pękłam w pracy na rozmowie z szefem. Biedny nie wiedział, co ma zrobić, więc pobiegł po ręczniki papierowe do kuchni. Ale pomogło. A potem popłakałam się u lekarza. Od tego czasu, jak mi smutno i źle, to po prostu płaczę. Przepraszam, nie chcę oceniać ale muszę to powiedzieć po tym, co przeczytałam w Twoim komentarzu. Pora przestać być dla siebie "oparciem". On chciał Ci pomóc w przeprowadzce i dobrze, ale na tym jego rola… Czytaj więcej »
Płacz to spuchnięte oczy, buzia nie wygląda za ładnie i czlowiek jest ogólnie rozmazany. Dlatego mało kto lubi się takim obrazem siebie dzielić. Ja na szczęście jestem odporna na alkohol, swoje pewnie już wypiłam i choć nie było to dużo, teraz sięgam najwyżej po jakieś wino raz na bardzo długi czas. Kuruję się na inne sposoby, porządkując moje wnętrza (dosłownie i w przenośni).Myślę, że każdy sam najlepiej czuje, kiedy jest dla niego pora na coś. Dziękuję Ci za uwagę, ale póki co kiedy mam powiesić obrazek, czy pojechać na dłuższą wycieczkę rowerową, wolę mimo wszystko skorzystać z jego oferty, niż… Czytaj więcej »
p.s. a gdzie jest ta notka, którą napisałaś jako komentarz do mojego wpisu o kawie na szmacie? 🙂
Iwonko, jestem daleka od tego zeby Ci cos radzic, napisalam tylko jakie jest moje zdanie. Kazdy musi sobie sam poradzic ze swoim smutkiem, tylko Ty wiesz jak jest naprawde. Placz to spuchnieta buzia ale takze oczyszczenie. Jak to ostatnio wyczytalam w ksiazce, lzy musza zostac wylane, zeby poradzic sobie z zaloba. Jak to mowia, czas jest najlepszym lekarstwem, chyba to prawda, ale najwazniejsze jest poukladac sie samej z soba. Jestes na dobrej drodze, mamy szczescie w dzisiejszych czasach ze nie musimy byc zalezne od mezczyzn.
Notka? Jest tu: http://iwand71.blogspot.com/2018/09/dzin-z-tonikiem-na-szmacie.html
Muszę Ci powiedzieć, że już chyba "wyrosłam" z chęci fruwania na różowych chmurkach. Cenię przyjaźń i spokój wewnętrzny 🙂
A Dzień Świstaka…..oj znudziłaby Ci się ta bajka, no chyba że zupełnie nie pamiętałabyś dnia poprzedniego :)))
Nie wiem, czy można siebie zdefiniować na stałe i na zawsze. Teraz czuję tak, i zawsze wzruszały mnie opowieści o prawdziwej miłości. Nie umiem chyba powiedzieć, że z tego mogłabym wyrosnąć, co nie znaczy, że zapominam o kwestiach zdroworozsądkowych. Taki konglomerat romantyczki z realistką. 🙂
Chodziło mi raczcej o opis stanu, w którym nadal bardzo często przypominają się te same uczucia i emocje, a nie o opisanie realnego pragnienia. Nie wszystko podlega rozsądkowi i nie zawsze wszystko jest tak zdefiniowane pod linijkę, że teraz to, a potem tamto. Nawet u mnie i nawet, jeśli przez długi czas sprawiam takie wrażenie. 🙂
Iwonko a ja no cóż… po prostu zachwycam się dziś tym pięknym ujęciem.
Bardzo mi miło :)!
Gdyby każdy wiedział, że to jest już na pewno na zawsze to, nie byłby dobrze… Niestety świat dla każdego z nas okazuje się innym. Nie ma nudy, nie ma pustki, jeśli to tylko przejściowo. Poznanie samej siebie i doświadczenie to są rzeczy bezcenną. Nie wiadomo w jakim momencie zadecydują o przyszłości. Kolor różowy dobrze wpływa na nas, aksamit nie – kurzy się, zachowuje pozory czystości… Miłego 🙂
Poznawać siebie to wielki dar, trzeba jednak na to czasu i przestrzeni. Inaczej ciężko poznać, ciężko doświadczyć tego, co się czasem długo nosi w środku.
Różowy aksamit był raczej symbolem, obrazem, który kojarzył mi się z tym, o czym napisałam. Wspomnienia z czasem też się mogą zakurzyć, ale ja akurat mam dobrą pamięć do rzeczy, spraw, sytuacji związanych z silnymi emocjami (chyba nie tylko ja).
Iva, przypomnij mi adres swojego bloga, bo nie zdążyłam wpisać na listę (miałam jakiś problem, lista blogów go nie przyjęła, bo blogger twierdził,że rzekomo nie będzie się automatycznie aktualizował).
O, dobrze, że wrzuciłaś linka na G+, bo znalazłam 🙂