Weekendy są po to, żeby odpoczywać. Od dawna staram się kultywować ten zwyczaj, chociaż wielu klientów tłumaczy wychodzi z założenia, że oni mogą mieć wolne, ale tłumacz ma zrobić swoje z piątku na poniedziałek rano. Pomijając upiorny fakt, że potem jeszcze trzeba takim zmęczonym jakoś rozpocząć kolejny tydzień uważam tego typu zlecenia po prostu za nieetyczne i staram się ich raczej nie przyjmować. W ten weekend oboje bardzo potrzebowaliśmy odpoczynku.
Żeby jednak móc cokolwiek dziś zrobić z tak pięknym słonecznym dniem, trzeba było najpierw ogarnąć zwierzaki. Czyli spacer z psem, leki, apteka, maść Panthenol na poprawę stanu ogonka, bo lekarz odpowiednie leki sprowadzi pewnie dopiero na koniec przyszłego tygodnia. Wybraliśmy się więc na rowery już koło 13. Mimo sporej i plusowej temperatury do 11 stopni C było dość wietrznie. Dlatego ubrałam się na cebulkę: w podkoszulkę, golf, na to bluzę, a na to jeszcze dość ciepłą kurtkę. A na nogi getry. Nie czułam się w tym stroju może królową wybiegów, ale za to plecy i górna część ciała były pod ochroną.
No to w drogę. Dość szybko dojechaliśmy do naszego ulubionego parku centralnego w Bremerhaven.
A tam czekały już na nas iście wiosenne widoki. Jeziorko, kaczuchy i inne ptactwo i jak na razie samotne ławeczki, bo nam do nich raczej d…a przymarzała. Ale długo nie posiedzieliśmy, więc dało radę wytrzymać.
Tu pierwsze zdjęcie, gdzie widać jak tam pięknie a zaraz obok mój nowy piękny rower! No nie wytrzymam i się będę chwalić.
Jeździ się na nim leciutko, poza tym jest znacznie lepiej dobrany do mojego wzrostu, poprzedni niestety miał za długą ramę. Męczyłam się na nim przez lata, bo w Polsce zakup nowego roweru ze sprzedażą starego w rozliczeniu raczej rzadko się zdarza.
Tutaj nie tylko się zdarza. Tutaj każdy starszy używany rower czy samochód znajdzie jeszcze swojego amatora. Ze staruszka przepięłam tylko moje sakwy i piterek na okulary, klucze i komórkę i już mogę się nim cieszyć. Ja wiem, że moja twarz nie wyraża zachwytu, ale to na skutek bólu, który nie opuszcza mnie od kilku dni, a dokładnie od ponad tygodnia.
Żeby więc jakoś w bardziej żywiołowy sposób wyrazić swoje szczęście postanowiłam zapozować z moim cudnym rumakiem w pozycji jednoznacznie odzwierciedlającej mój stosunek do niego.
No, to teraz już wszyscy wiedzą, że mam pierdolca na punkcie mojego nowego jeździdełka.
Tu akurat mój Miły wyłapał moment sesji zdjęciowej…
A potem mnie wyłapał niejeden raz.
I tak się fotografowaliśmy nawzajem.
Aż wreszcie kiedy oddał mi aparat, zrobiłam rzut obiektywem na wodę i okolicę. I to, co się moim oczom ukazało, koniecznie muszę też pokazać i Wam.
Czyż tam nie pięknie?!
Mnie zachwyciło kompletnie!
I kiedy Miły po paru minutach zaproponował, żeby już wracać, bo mamy daleko, mnie bolą plecy i żebym potem nie marudziła, odpowiedziałam, że marudzić będę i tak, czy mniej czy więcej, będzie mało zauważalne. Ale w tym pięknym parku chcę zostać jeszcze dłużej.
No więc pojechaliśmy w jeszcze jedno fajne miejsce. Tam podobno Mikael chodził jeszcze z klasą za czasów szkolnych, kiedy mieli coś w rodzaju zielonej szkoły.
Zostalibyśmy tam i posiedzieli na ławeczce nawet dłużej, gdyby nie irytujące i narastające brzęczenie. Które po kilku minutach dotarło do nas na górkę, a okazało się brzęczeniem silnika pewnego małego drona, którego pan przyszedł tam i przyleciał, w dodatku mając ze sobą małego pieska.
Nie bardzo na zdjęciu widać pana ani pieska, więc dałam sobie spokój ze zdjęciami i pojechaliśmy.
W soboty nawet tutaj otwarte są markety z artykułami ogrodowymi. Niedaleko nas jest chyba jeden z najlepszych w Bremerhaven. I do niego właśnie się wybraliśmy.
I takie cuda tam pooglądaliśmy.
Trudno rozpoznać, że te kwiaty są sztuczne, prawda?
Ale było tez mnóstwo prawdziwych.
Na koniec M. wybrał palmę do swojego pokoju i zebraliśmy się do powrotu. Przed wejściem do domu witają nas teraz te świeżo posadzone kwiaty.
Jeśli nie będzie za ciemno, to tam zostaną. Jeśli będą miały za mało światła, przeniesiemy je na ogród.
A na ogrodzie też byłam i zdjęcia świeże porobiłam.
Pomyślałam sobie, że może te wszystkie ostatnie nieszczęścia wzięły się stąd, że tata M. sadząc jesienią kwiaty w naszym ogrodzie, bo tylko on miał na to siły, obrócił moje „żaby na szczęście” dupami w naszą stronę. Tak więc postanowiłam je obrócić, żeby móc na nie patrzeć, wyglądając na ogród.
O, tak mi się znacznie bardziej podobają.
I teraz można im nawet spojrzeć w oczka.
Kwiaty posadzone wczoraj powoli odbijają od ziemi. Widać, że im służy. Nową ziemię dowieźliśmy dziś i dalsze nasadzenia będą jeszcze w tym tygodniu.
A tymczasem cieszymy się z tego, co już jest.
A z domu przyglądała mi się kicia, która zdążyła sobie w międzyczasie zdjąć kołnierz.
Po powrocie z zakupów jeszcze krótki spacerek z piesiem. Niestety w większości ma już bardzo niestabilny chód, albo po prostu musi dużo się zatrzymywać i odpoczywać.
Podsumowując: mimo obolałego tylnego odcinka pleców, a głównie tylnej części mięśni udowych, udało nam się przejechać 16 km i pooglądać mnóstwo wspaniałych widoków oraz odwiedzić miejsce, w którym można wydać sporo kasy na piękne rzeczy do domu i ogrodu.
A mój nowy stalowy rumak spisał się pierwsza klasa!
Jeszcze nigdy tak lekko i wygodnie mi się nie jeździło. Poza tym jest to moja pierwsza w życiu damka. Do tej pory preferowałam wysoką, męską ramę. Ale na tej jeździ mi się wspaniale, tak więc wybór był słuszny. A rower już prawie spłacony. 🙂
Poogladalam twoje bratki i zachcialo mi sie tez!!!! A wiec w poniedzialek do ogrodnika marsz!!! Czy moje nornice lubia bratki????
Bratki to dla mnie wiosna, podobnie jak krokusy, tych też dziś widziałam trochę po drodze :))
Nornicom na pewno mogą posmakować :)))
Ja jezdze tylko na damce, na meski to bym sie nie wdrapala. Jak pogoda dopisze, to jutro sie przejade na swoim.
A ja lubiłam to wsiadanie, nawet mi zostało, przerzucam nogę nadal górą :))), kwestia przyzwyczajenia. Ale powoli uczę się wstawiania jej w kobiecy sposób, chociaż każdy jest dobry, byle się przejechać!
Nic z tego nie rozumiem. Najpierw piszesz, że "Weekendy są po to, żeby odpoczywać", a potem… o rowerze. Jakoś mi się to gryzie :))
Dla mnie taka wycieczka to odpoczynek i nabranie sił 🙂
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jak można odpoczywać męcząc się jeszcze bardziej 🙂
Od dawna specjaliści wszelkiej maści udowodnili, że leżenie czy siedzenie bykiem wcale nie jest najzdrowsze dla człowieka. I ja to akurat tak czuję. Lubię sobie owszem poleżeć, kiedy się dobrze zmęczę. Ale przedtem samo leżenie umie mnie zmęczyć. Więc się cieszę, że tak mam i korzystam z tego. 🙂
Ale ludzie są różni, nie każdy odczuwa tak samo :))
Uściski Frau Be, a Ciebie sądząc z opisów dalekich podróży, też nosiło i nosi po świecie!
Chyba mnie natchnęłaś na nowy post.
Udanego sezonu i dobrej zabawy 🙂
Dzięki, oby jak najwięcej! 🙂
Bardzo ładny jest ten park i chyba zajmuje spory obszar. Zdjęcia nad stawem porobiłaś piękne.Nie jestem pewna, czy jazda rowerem jest antidotum na ból.Najczęściej w czasie bólu nawet ćwiczenia rehabilitacyjne odpadają, dopóki ból nie ustąpi, w tym czasie to raczej tylko odpowiednie masaże i smarowanie odpowiednimi preparatami. No i ograniczenie całkowite dzwigania.
Miłego;)
Nie mogę już usiedzieć w domu, teraz mnie już nosi, szczególnie w taką pogodę. A ból może trwać wiele tygodni, nie mogę w tym czasie pozwolić na zanik mięśni.
Oczywiście nie dźwigam. Nadal trudno mi się schylać, więc tylko przysiadam pochylając się do przodu, jak zalecił mi fizjoterapeuta, to działa na mnie dobrze.
Jak tylko pojadę do Warszawy, wybiorę się jeszcze do mojego speca, to traktuję bardziej jako pomoc doraźną, bo niestety mam wrażenie, że on jest sprawniejszy i lepiej się zna na rzeczy. Ale mogę się mylić.
Pozdrowienia Anabell!
11 stp. C i tyle ubrań na sobie na rower? Heh, ostatnio pisałam o tym, że ludzie uwielbiają się przegrzewać 😉 ;P Wspaniałe są takie dzikie stawiki. Wczoraj napotkaliśmy bajorka rzeczne w lesie w górach. Nazwałam to bajorkiem? Płytka woda porośnięta różnymi rzeczami, ale krystalicznie czysta!Kocham mokradła 🙂 Kiedyś zawsze mi tłumaczono, że mam mieć damkę, bo jestem kobietą. I zaakceptowałam to.Potem kiedy potrzebowałam innego typu sprzętu, kupiłam swój pierwszy rower crossowy ale z męską ramą. Wreszcie długi, wysoki rower, wreszcie się nie garbiłam.Następny rower, jak postanowiłam przesiąść się na górski, też kupiłam z męską ramą i to jest najlepsza,… Czytaj więcej »
Nie mogę jeszcze jeździć zbyt szybko, a niestety z moimi nadwerężonymi plecami i nogami nie mogłam ryzykować, że zmarznę. Poza tym ta temperatura bywa tylko na słońcu, w cieniu i w ogóle podczas jazdy jest zimno, tutaj najczęściej jest spory wiatr.
Nie wykluczam, że mój kolejny będzie znów rowerem z męską ramą, od zawsze mi się na takich lepiej jeździło. :)))
Park przepiekny, idealny na takie wyprawy rowerowe. Tak, rower wyglada imponujaco, robi wrazenie. Wcale sie nie dziwie ze tak Cie zachwyca, fajne zdjecia.
Dziękuję, mieliśmy wiele radości z tego wczorajszego spaceru.
Pozdrowienia serdeczne!!!
Pięknie – i w ogrodzie i w parku. Czy to gazelę wymieniłaś na ten nowy rower?
Gazelę też sprzedaliśmy i też trochę kasy z tego miałam, a dokładnie w rozliczeniu sprzedałam mojego poprzedniego górala, na którym jeździłam od lat po Warszawie i którego przywiozłam tutaj. 🙂 W sumie z tych dwóch rowerów miałam spory zwrot, gazela też nadal chodzi po dobrych cenach.
Obie sezon otwarłyśmy na rowery tylko ja odrobinę wcześniej :-)))
Sama przyjemność taka jazda na rowerze…
Pozdrawiam wiosennie…
To prawda, rower to wspaniała sprawa. 🙂
Gdybym jeszcze tylko pozbyła się tego mięśni, byłoby super :))
Wczoraj też byliśmy na rowerku, zrobione tym razem 21,5 km!
Rower, kwiatki, wolny weekend… wiosna pełną gębą!
Ano nareszcie wiosna! 🙂
Klik dobry:)
Rower, to rower. Nie wiem, na czym polega jego uroda. Ale te włosy, które już tak pięknie odrosły. To jest dopiero cudo, o! Czy będzie prezentacja bez czapki?
Pozdrawiam serdecznie.
Na razie są takie, że właściwie nie wiadomo, jakie, jeszcze nie jestem zadowolona z fryzury, ale już się cieszę na kitkę za jakieś dwa miesiąca :), jak mi się zacznie podobać, to się pokażę bez czapeczki :)))
nie używam określenia "sezon rowerowy", bo skoro trwa on u mnie cały rok, to traci ono sens… są tylko "dni bez roweru", gdy jest zbyt mokro lub zbyt ślisko na dworze…
a cóż to za ptaszydła na patykach?… szczególnie te pelikany/?/ mnie urzekły…
pozdrawiać jzns :)…
U mnie teraz jest raczej przerwa z rowerem, bo się pochorowałam 🙁
Brzydka przypadłość, czyli dysk mnie dopadła.
Latam po szpitalach, lekarzach i temu podobnych i staram się dojść do formy.
A te stworki na patyczkach, m.in. pelikany są cudne, chyba do wtykania w ogródku lub w doniczki 🙂
Iw, gdzieś mi się zgubiłaś ostatnio w blogosferze, ale już na szczęście znalazłam. U Ciebie jak zwykle dużo optymizmu, kolorów, zdjęć i słów życzliwych, wyważonych, mądrych życiowych spostrzeżeń.
A w tym poście jeszcze fajny rower! Serdecznie pozdrawiam!
Ja też się cieszę, że mnie znalazłaś. Mam nadzieję, że kolejny raz napiszę, jak będzie mi lepiej, ale jeszcze nie bardzo jest. Więc chwilowo wstrzymuję pisanie. No chyba, że mi się wyleje.