Jak rok temu, tak i tym razem na pierwszą dłuższą wycieczkę wybrałam się w minioną niedzielę do Speckenbütteler Park. Tym razem pojechałam sama i dzięki temu mogłam jeździć i zatrzymywać się oraz cykać fotki gdzie tylko chciałam i nikt mi nie marudził, że za wolno jadę czy za często się zatrzymuję. Ma to wiele zalet. 🙂
Zabrałam też ze sobą aparat fotograficzny, bo wiedziałam, że takiej okazji nie można przepuścić. I faktycznie, narobiłam dziś ponad 300 zdjęć. Ale nie obawiajcie się, nie wrzucę ich tu teraz wszystkich na raz. Pokażę Wam tylko parę miejsc i kilka dzisiejszych wypatrzonych co ciekawszych motywów.
Pierwszym na co dziś trafiłam po pokonaniu imponującej dla mnie trasy ok. 11 km do parku był wprawdzie mecz piłki nożnej, ale nie miałam tam wstępu ani dostępu, więc zdjęć z tego wydarzenia nie będzie. Dotarłam od strony ogrodu różanego, w którym obecnie panuje jeszcze sen zimowy. Minęłam go więc dość szybko i przejechałam do restauracji połączonej z wynajmem łodzi tzw. Bootshaus.
W sezonie, czyli już teraz, można tam wynajmować łodzie, żeby przepłynąć się po pięknym dużym stawie, będącym największą chyba atrakcją w tym parku. A oto kilka zdjęć tego obiektu.
Na terenie wypożyczalni funkcjonuje kafejka i pole chyba do mini-golfa.
Oczywiście następnie obejrzałam go sobie od drugiej strony jeziora (tłumaczenie dosłowne to staw).
Dla mnie ten zbiornik wodny to całkiem spore jeziorko i aż się prosi, żeby się wokół niego zbierać, opalać, moczyć nogi, a kiedy jest cieplej to i kąpać.
I z całą pewnością można wokół niego przejechać rowerem czy się przespacerować.
Można też na nim spotkać jednostki pływające.
Ta okazała się jednostką zdalnie sterowaną.
Wypatrzyłam ją najpierw z drugiej strony jeziora. A potem podjechałam tam i udało mi się sfotografować kilka jej manewrów.
Wreszcie podpłynęła bardzo blisko
Wtedy usłyszałam, jak właściciel mówi, że musi wyciągnąć żaglówkę z wody, bo akumulator się kończy. Okazało się, że wystarcza na ok. godzinę pływania. Właścicielem okazał się miły pan, jak się okazało w wieku, który nazwał poważnym. Dlatego jak powiedział, musiał się przerzucić z dużego żaglowca na mały.
Udało mi się nawet sfilmować jej rejs, ale nie wiem, czy uda mi się tu wstawić film. Tutaj się nie udało, ale na Instagramie poszło, chętnych zapraszam na mój profil instagramowy.
A tu póki co łatwiej będzie pokazać ją na zdjęciach.
A tu póki co łatwiej będzie pokazać ją na zdjęciach.
Pożegnałam się z miłym panem i pojechałam dalej wzdłuż brzegu jeziora.
Przejechałam prze mostek, przy którym oczywiście się zatrzymałam do zdjęć.
Następnie spotkałam panią z sunią mieszanką wyżła w dość zaawansowanym wieku, która tego akurat dnia postanowiła skorzystać z kąpieli w jednym z małych odnóg jeziorka. Niestety uwieczniłam ją dopiero wychodzącą z wody.
Jej pani była wyraźnie zaskoczona, że piesia zachciała się kąpać na stare lata.
Wspominałam na początku ogród różany, oto on.
Wszędzie są eleganckie podpisy, jakie róże tu rosną.
Spotkała mnie tu zresztą niemiła przygoda. I to zaraz na początku zwiedzania. Pod bluzkę z tyłu coś mi wleciało, bo poczułam, że mi coś łazi pod bluzką na wysokości biustonosza. Nie wiem jak, ale dostała mi się tam osa. Próbowałam ją jakoś wypuścić, podwijając bluzkę (dobrze, że w parku o tej porze było jeszcze niewielu ludzi), ale w tym czasie trochę ją widać ścisnęłam w palcach, bo odwzajemniła mi się porządnym ukąszeniem w lewy kciuk. Rozbolało koszmarnie.
Po jakimś czasie szczęśliwie mi przeszło. Ale czuję to ukąszenie jeszcze wieczorem, kładąc się do łóżka.
Nie da się opowiedzieć o Speckenbütteler Park nie mówiąc o tym, że jest to jedno z najpopularniejszych miejsc do rekreacji dla rodzin z dziećmi i grupek przyjaciół. W taki dzień jak dziś wylegają tam prawdziwe tłumy, przesiadują na trawie, grillują, chillują. Jeżdżą na rowerach, biegają.
Na różnych rowerach zresztą.
To są istne tysiące ludzi.
Te masy ludzkie są na szczęście rozproszone po bardzo dużym terenie oraz krążą po różnych ścieżkach, a i tak jest ich zauważalnie bardzo dużo. Szczególnie przy takiej pogodzie.
Tu bawią się dzieci, a miejsce nazywa się Baumhaus, czyli Dom z Drzew, a mieści się na tzw. Smoczym Placu Zabaw.
Niektórzy wybrali sobie na miejsce spotkań plac przy wiatraku.
To tam wypatruję pierwsze krokusy i żonkile.
Próbuję fotografować, ale są stratowane, albo zmarznięte, bo marne jakieś takie. Jestem trochę zawiedziona, liczyłam na więcej kwiatów.
Ale park niedługo mi to wynagrodzi. Bo oto kilkaset metrów dalej zauważam prawdziwą łąkę pokrytą kwiatami! Oczywiście rzucam się łapać je w obiektyw.
I nie żałuję, są piękne.
Uwielbiam te kwiaty, chyba o wiele bardziej od róż czy innych rzekomo szlachetniejszych odmian.
Czyż nie są prześliczne?!
Krokusy są zachwycające. Kiedyś zawsze miałam je na wiosnę. W tym sezonie nie kupiłam dość wcześnie cebulek i mogę je tylko podziwiać w parkach.
Kolejną ozdobą parku oprócz wody, bo tam jest nie tylko to większe jeziorko, ale i mniejsze zalewy, są wysokie drzewa i utworzone z nich cieniste alejki.
Ta alejka wiedzie do bramy otwierającej w zasadzie park, którą pokazałam Wam rok temu.
Przypomnę tylko Parktor, czyli Bramę Parkową.
Aha, przez nią normalnie wjeżdżają samochody i inne pojazdy.
Gdybym kiedyś mogła wybrać sobie wymarzone miejsce do zamieszkania, chciałabym zamieszkać w którymś z domów przylegających do tego parku.
Ten dom natomiast leży w samym sercu parku i na pewno jest jakimś budynkiem historycznym. Mieści się tuż przy Ogrodzie Różanym.
Jeszcze ciekawostka, to są budki lęgowe dla różnego rodzaju ptaków, pokazano wzory, żeby ludzie wiedzieli, co gdzie świergoli, kiedy spacerują po parku. A świergoliło tego naprawdę całe mnóstwo!
I jedna z najdziwniejszych rzeczy, które dziś zobaczyłam, taki oto kolorowy rowerek ktoś zatknął na samym szczycie słupa. Po co? Nie mam pojęcia! Może to jakieś oznakowanie ścieżki rowerowej?
W każdym razie przy pierwszym rzucie tego nie zauważyłam, a może zwyczajnie inwencja twórcza jednego z budowniczych parku.
Mam nadzieję, że dostarczyłam Wam dość atrakcji, jak na jeden wpis i nie przesadziłam z ilością zdjęć.
Na koniec mua.
Po czym żegnam się z Państwem.
W zaokrągleniu przejechałam dziś 25 km, nie wiem ile, bo jak wiecie licznik mi wysiadł, a na komórce miałam włączoną nawigację, sama bym tam jeszcze nie trafiła.
Nie byłabym sobą, gdybym na koniec takiego dnia nie ugotowała pysznego makaronu spaghetti z sosem pomidorowym. To było ukoronowanie popołudnia!
Nie byłabym sobą, gdybym na koniec takiego dnia nie ugotowała pysznego makaronu spaghetti z sosem pomidorowym. To było ukoronowanie popołudnia!
Kończę dzisiejszy wpis. Oby więcej takich dni, bo świetnie mi ten rower i te spacery zrobiły.
Wprawdzie organizm jest trochę w szoku, bo z 5-7 stopni w ciągu jednego dnia temperatura skoczyła do 19-21, a nawet teraz nocą jest 17 stopni, ale ostatnią rzeczą, która mi przychodzi do głowy byłoby narzekanie na ten stan. Uwielbiam, kiedy jest ciepło, wieje ciepły wiatr i mogę chodzić w letnich ciuchach. I nie mam nic przeciwko, żeby ten stan się utrzymał.
Tym bardziej, że już naprawdę czas na tę wiosnę!
Jeszcze dwa lata temu marzyłam o kupnie takiego trzykołowego roweru, jaki uwieczniłaś na jednym ze zdjęć, ale byłby problem z przechowywaniem, więc nic z tego nie wyszło. Park przy moim bloku jest znacznie mniejszy, ale też fajnie byłoby się przejechać jego alejkami. Pozdrawiam serdecznie, życząc żebyś mogła odbywać jak najwięcej tak miłych przejażdżek.
Taki trzykołowy, na którym jeździ się w pozycji poziomej, też mnie zawsze pociągał. Może warto o tym pomyśleć ponownie – w Twojej sytuacji to byłoby coś!
Może dałoby się przypiąć gdzieś na klatce schodowej?
Też sobie życzę takich przejażdżek, niech mi tylko zdrowie dopisuje, to wszystko inne też wyjdzie. Czego i Tobie życzę 🙂
Cos mi z rowerem nie po drodze, odkad mamy Toyke, bo jesli jest fajna rowerowa pogoda, to wole isc z psem, zeby i ona miala troche frajdy, a nie tylko ja.
Pies i rower to faktycznie za dużo na raz, kiedy miałam Piesia też trochę mniej jeździłam, ale w ogólnym rozrachunku jednak jeździłam głównie na zakupy, ale i do lasu rekreacyjnie, jak już Piesio nie mógł robić zbyt długich dystansów.
Pozdrowienia
Mnie z rowerem nigdy nie po drodze, nienawidzę tego, ponieważ zawsze (niezależnie od wieku, dystansu, marki roweru i rodzaju siodełka) boli mnie dupa
Frau Be, a Ty myślisz, że mnie dupa nie boli!!!??? Jak cholera, tym bardziej wsiadam na rower następnego dnia, i następnego, aż wreszcie dupa zaczyna rozumieć, że musi się przyzwyczaić a nawet polubić ten ból, wtedy zaczyna współpracować!
Kiedy własnie chodzi o to, że moja nie współpracuje. Boli za każdym razem. Są rzeczy, do których mój organizm nie jest w stanie się przyzwyczaić – rower, wczesne wstawanie. Nie współpracuje i koniec. Być może dlatego nie jestem typem nałogowca, bo szanowny organizm bardzo trudno poddaje się uzależnieniom.To samo ma mój tato.
Trenowałam sport wyczynowo przez 5 lat. I ciągle się przez te wszystkie lata jakoś na obrzeżach sportu kręciłam, czyli coś ze sobą robiłam. Wiem, że u mnie wymaga to zawsze czasu, ale ciało się spokojnie dostosowuje. Nie należy na nim od razu wymuszać olimpijskich osiągów, ale powolne, codzienne zwiększanie obciążenia daje efekty. Na tym przecież polega trening sportowców. Tyle, że oni dodatkowo mają predyspozycje. Jak się nie ma predyspozycji, trzeba wykonać nieco większą pracą. O ile widzi się cel i ma się własną nie narzuconą przez nikogo motywację, zawsze jakiś postęp można osiągnąć. Wyraźnie twierdzę natomiast, że mają to być… Czytaj więcej »
Ojezuuuniuuu…
Popieram Frau Be: Ojezuuuuuniuuu….. moja dupa zniesie moze 5 km!!!!
Basia: moja dupa sobie radzi z takimi odległościami, ale nie lubi zbyt długich przerw, bo potem musi się przyzwyczajać od nowa. 🙂
Ale tam fajnie! I pogoda na krotki rekaw, nie to co u nas.
Moj rower stoi w garazu. Nie wiem, kiedy na niego wsiade 🙁
Wczoraj było tak cieplutko, dziś już jakoś tak wietrznie i zdradliwie, że musiałam założyć polar i dla pewności kamizelkę, ja już zawsze na te plecy uważać muszę.
A Ty swój rower pewnie odkurzysz, jak się pogoda u Was poprawi 🙂
Park jest ogromny, ta laka pelna kwiatow jak marzenie, bardzo wiosenna, krokusy to taki zwiastun wiosny. Ludzi tak duzo, bo nie mogli sie juz doczekac, ciepla, slonca, wiosna w Europie jest piekna.
Wydaje mi się, że człowiek to nadal istota połączona mocno z naturą, która cieszy się, kiedy może się na jej łonie wylegiwać, odpoczywać i grillować rzecz jasna :).
Uwielbiam tę porę roku, tutaj teraz wegetacja dopiero startuje, ale i tak już się czuję dobrze, mogąc zrzucić te ciepłe kurtki. I mogąc wsiąść na rower i pojechać oczywiście!
Urokliwe miejsce. Ale i tak najbardziej podobał mi się zdalnie sterowany model. To świetna zabawa. Widziałem kiedyś zawody takich modeli w Wągrowcu – wyglądało to jak prawdziwe regaty.
Zdecydowanie urokliwe. Model był wykonany w bardzo dobrej jakości, sterowanie też, podziwiałam umiejętności tego pana, który go sterował, ale skoro większość życia pływał na żaglowcu, to dla niego to była kaszka z mleczkiem.
Zawodów w tej dyscyplinie nie oglądałam, ale jestem sobie w stanie wyobrazić emocje i widowisko 🙂
Bardzo fajny spacer i kwiaty jakie piękne 🙂 Takie temperatury to w naszym klimacie już lato i podobnie jak Ty, nie mam nic przeciwko, żeby takie były zawsze.
Napawam się tą wiosną i kwiatami, ile tylko mogę. 🙂 I każdy ciepły dzień mnie na nowo ciszy. Pozdrowienia
I dlatego ja wole sama chodzić po górach – bo mamy z mężem różne tempo i inne potrzeby. I zamiast normalnie mnie traktować, to się wnerwia kiedy ja staję 😛
Bardzo ładne miejsca i ten wiatrak piękny i żaglówka, super sprawa. Osy Ci współczuję, wiem jak to boli, dość często na mnie polują. Dosłownie tak to wygląda.
Niestety ja po czymś takim ląduję u lekarza na zastrzyku.
Dwie osoby to dwa różne światy, często odbiegające od siebie tempem życia, postrzegania, przeżywania. Dlatego jestem za tym, żeby nie wszystko robić razem. Ja też lubię się zatrzymać, porobić zdjęcia, popatrzeć, pooddychać i nie chce mi się nikomu tłumaczyć, że robię to właśnie teraz, bo mam na to ochotę.
U mnie ukąszenie osy bardzo bolało, ale na szczęście obyło się bez leków czy ostrego dyżuru 🙂
Cudną wycieczkę sobie zrobiłaś. Ja gdybym umiała (a nie umiem) urządzić sobie taką wycieczkę to i tak nie mam szans bo wiosna u mnie wyjątkowo deszczowa. Jak nie leje, to siąpi, pada, mży…już mnie szlag trafia bo ogród czeka.
Uściski Iwuś!
Urządzić wycieczkę to brzmi dumnie. Po prostu włączyłam nawigację i pojechałam, a na miejscu zwiedzałam wszystko zataczając coraz szersze kręgi. To była czysta przyjemność i teraz już znam trasę, więc trafię pewnie max za trzecim razem bez nawigacji. Na szczęście u nas ostatnie dni pełne są słońca i tylko trochę wietrznie jest. A na ogród też już czekam, z tym że nie bardzo mam się kiedy nim zająć. Uściski Akularku!
Wspaniałe miejsce ten park. Oglądając pierwsze zdjęcia, myślałam sobie jakie to niesamowite (dziwne?), że tak mnie uszczęśliwia widok wody, a przecież nie umiem pływać. Zainspirowałaś mnie do niedzielnego spaceru. Mam motywację, żeby wstać wcześnie, popracować, a później z czystym sumieniem pójść na spacer 🙂
Mnie zawsze uszczęśliwia widok wody, to jest coś, co zawsze oprócz kwiatów zmusza mnie do wyjęcia aparatu i robienia setek czy tysięcy zdjęć. Mam nadzieję, że motywacja nakłoniła Cię do spaceru i spędzenia w pozytywny sposób ostatniego weekendu. Ten też aż się prosi o spacer! 🙂