Kiedy w marcu tego roku usłyszałam od Róży Wigeland, że urządza swoje pierwsze zagraniczne spotkanie Autorskie, które odbędzie się w czerwcu, w Doncaster, spontanicznie postanowiłam, że na nie przylecę.
Kupując w maju bilety na lot wiedziałam jedno – od czasu naszej pierwszej rozmowy przez komunikator chciałam na żywo poznać tę fascynującą, mądrą, świetnie zorganizowaną kobietę. A czy może być lepszy sposób na poznanie człowieka, niż bezpośrednia rozmowa, spotkanie i spędzenie razem kilku dni w jej domu? Jak się okazało, moja decyzja o spotkaniu była jak najbardziej słuszna.
Pretekstem do naszego spotkania było Spotkanie Autorskie w Doncaster, ale jeszcze przed spotkaniem przez kilka dni miałyśmy okazję pobyć ze sobą.
Dawno nie zdarzyło mi się wylądować u kogoś, z kim znam się tylko za pośrednictwem internetu i trafić tak świetnie.
Mówię tu o tym, jak świetnie poczułam się, odebrana przez Różę z lotniska w Doncaster i odwieziona przez nią do domu. I o tym, kiedy odstąpiła mi na czas pobytu swoją sypialnię, i kiedy zobaczyłam te cudowne herbaciane róże pachnące dla mnie w wazonie na szafce obok łóżka.
I o tym, kiedy Róża postanowiła pokazać mi, że kawę naprawdę dobrze jest pić w łóżku. Wystarczy do tego wygodna taca, ładna filiżanka i dobre towarzystwo.
Mówię też o naszych cudnych wspólnych śniadankach i kolacyjkach z Różą i jej partnerem Rafałem. Oboje postanowili przyjąć mnie podczas mojego pierwszego pobytu w Wielkiej Brytanii w taki sposób, żebym poznała jak najlepiej specyfikę Wielkiej Brytanii, w szczególności ich okolicy, poczuła smak Anglii, co świetnie się udało, bo faktycznie jedząc z nimi w kolejnych pubach różne posiłki najszybciej można poczuć się przyjętym „po angielsku”.
Dla przykładu oto zaserwowane w Wetherspoon The Red Lion nasze pierwsze śniadanie angielskie, czyli Eggs Royale, zwane też Benedict eggs. Są to jajka z miękkim żółtkiem, rozlewającym się po nabiciu widelcem na grzankach z różnego typu dodatkami, łososiem, szynką lub pieczarką. Specjalnie dla mnie sałatka, bo ja bez sałatki jak bez ręki.
Począwszy od przyjęcia na lotnisku w Doncaster imienia Robin Hooda, poprzez wspólne posiłki i wiele przegadanych godzin starałam się w sposób nieinwazyjny wtopić się w życie.
Już po kilku godzinach miałam wrażenie, jakbyśmy znały się od lat i jakby to było nasze kolejne spotkanie po dłuższym niewidzeniu się, jedno z wielu, a nie zupełnie pierwsze.
Nie będę przeładowywać Was wiedzą, wolę pokazać na zdjęciach parę najlepszych momentów. Wszystkich nie da się pokazać, bo byłby to najdłuższy wpis w historii mojego bloga. Muszę dokonać syntezy tego pobytu skupię się więc na najważniejszych wydarzeniach a ten wpis będzie o Spotkaniu Autorskim Róży, które stało się pretekstem do naszego osobistego poznania.
Spotkanie Autorskie
Zacznijmy od spotkania uczestników „Magiczny Kącik Zaczytani w UK”, które tym razem było też jednocześnie Spotkaniem Autorskim Róży Wigeland, na którym Róża opowiadała o swojej pierwszej książce Gastronautka.
Ale nie usiedliśmy od razu w pubie. Spotkanie zaczęliśmy od spaceru po Doncaster, podczas którego Róża pełniła rolę przewodnika, opowiadała o historii miasteczka, jego najciekawszych miejscach i jego sytuacji społeczno-historycznej.
Przeszliśmy się po miasteczku, oglądając i żywo komentując wszystkie blaski i cienie życia w Doncaster, czy w ogóle w UK. Z racji moich doświadczeń ja mogłam główne poświęcić się dokumentowaniu naszego spaceru. Tutaj na zdjęciu my wszyscy: od lewej Autorzy bloga @mamotato.blog (FB), czyli Dorota Godlewska & Jędrzej Godlewski z dzieciakami, Ignacym i Helenką, IW, czyli autorka niniejszego bloga (FB), Róża Wigeland we własnej osobie (FB), Maya Bee (FB) i Karina Balska (FB), z mężem Tomkiem, pozytywnie zakręceni na punkcie weganizmu.
Dla amatorów na więcej zdjęć, proszę bardzo, znajdziecie je TUTAJ, Spotkanie Autorskie Róży Wigeland, 23.06.2019, Doncaster, UK. 🙂
Żyjąc na emigracji, w tym przypadku w Wielkiej Brytanii, ludzie szukają sobie kręgu znajomych, z którymi dzielą ich pasje i zainteresowania. Taki krąg znajomych o wspólnych zainteresowaniach Róża znalazła na Facebooku w grupie Magiczny Kącik Zaczytani w UK. Szkoda, że na spotkanie nie mogło przyjechać więcej osób, ale te, które przyjechały, od razu poczuły się wśród swoich.
Rozmawialiśmy po książce Róży, o innych książkach, o kulturze, o życiu na emigracji, porównując doświadczenia, dzieląc się tym, co nasze. Jak dobrze spędzić czas z ludźmi, z którymi zgadza się absolutnie wszystko: kultura, tradycja i wspólne tematy.
Czy mogłabym pisać jeszcze bardzo długo na temat naszych kolejnych wypadów i zwiedzania Anglii od podszewki? Oczywiście mogłabym, chcę i zapewniam Was, że nie ominie Was możliwość obejrzenia moimi oczami jeszcze wielu, wielu zdjęć. Ale to już przy okazji jednego z kolejnych wpisów. Ten w całości chcę poświęcić Róży i atmosferze, w której spędziłam razem z nią i Rafałem te kilka dni. Chcę powiedzieć, że nie poleciałam zwiedzić Anglii, tylko poleciałam spotkać się z Różą. Pożyć obok niej, porozmawiać wreszcie o wszystkim na miejscu, patrząc w oczy, obserwować, zwiedzać, poznać. W czasie każdej z rozmów, każdego wspólnego spaceru czy zwiedzania czułam się wyluzowana i odprężona, chłonęłam otoczenie i wspólne towarzystwo. Przez cały czas Róża i Rafał otaczali mnie wielką niewymuszoną i naturalną życzliwością ludzi, którzy już znaleźli swój cel w życiu i zwyczajnie się tym życiem cieszą.
Nie wiem, czy znacie to uczucie, kiedy mieszasz w domu, w którym jest WSZYSTKO. Jako wszystko rozumiem takie zwykłe ułatwienia, wygodne rzeczy ułatwiające i uprzyjemniające życie, począwszy od książek, lustra przy łóżku, obrazków z motywującymi hasłami, poprzez łazienkę ze wszystkim czego można potrzebować ….
Jeśli to ostatnie stwierdzenie wydaje się takie oczywiste i że przecież Ty też masz w domu wszystko… Zastanów się, czy przypadkiem nie zabraknie Ci zaraz: papieru toaletowego (kurde!), chusteczek do nosa, książek, jedzenia w lodówce przynajmniej na kolację i na śniadanie, a do tego wszystkiego jeszcze atmosfery domu, do którego chcesz zawsze wracać… I o taką pełnię mi właśnie chodzi.
Nasze rozmowy z Różą przed wylotem:
– Tylko nie zabieraj ze sobą ręczników, kremu, pasty do zębów, jakiego szamponu używasz – tego, a to świetnie, używamy tego samego.
– Jakie rzeczy lubisz i musisz mieć koniecznie? Wodę, warzywa na surówkę, nie ma sprawy? I tak było ze wszystkim.
Zwiedziliśmy w sumie trzy miasta: Doncaster, Scheffield i Leeds. A tam centrum miast, główne atrakcje, przede wszystkim muzea i puby.
Po przyjeździe: masz wszystko, czy czegoś potrzebujesz? Jaką pijesz kawę? A może herbatę? Zjesz sałatkę, a może chcesz śniadanie angielskie? Co będziesz piła? Co masz ochotę zwiedzić? A może pójdziemy …. I tak przez cały czas.
Czułam się po królewsku dzięki temu, że Róża z Rafałem poświęcili mi tyle uwagi, ile maksymalnie można poświęcić gościowi, że pokazali mi swoją Anglię, swoje Sheffield, swoje życie, przyjemności i rozmowy.
Czy Różę czeka w życiu jeszcze wiele zmian?
Na pewno i jestem przekonana, że w zakresie tego, co można przewidzieć, będą to zmiany na lepsze.
Czy jeszcze się zobaczymy? Zrobię wszystko, żeby to było nasze pierwsze spotkanie z serii, żeby Róża odwiedziła mnie teraz w Niemczech lub w Warszawie i żeby tych spotkań było jeszcze bardzo wiele.
Jeśli dotychczas zastanawiałam się, jak sprawić, żeby życie było lepsze, czy też żeby się poczuć bardziej szczęśliwa, to te kilka dni dobitnie pokazały mi, że można i warto właśnie tak. Czyli zawsze będąc w jakimś miejscu, do którego się dążyło zatrzymać się na chwilę i sprawdzić: jak się tu czuję, czy mam wszystko, czego mi do życia i mojego codziennego szczęścia potrzeba, czy czuję się tu dobrze i czy chcę tu zostać. Jeśli na wszystkie powyższe pytania odpowiedź brzmi TAK, to wszystko w porządku. Ale i tak za jakiś czas usiądź w spokoju, albo gdzieś wyjedź i zadaj sobie to pytanie ponownie. Sprawdzaj, słuchaj siebie, a usłyszysz, jak jest.
Nie ma dnia, żebym nie przeglądała naszych licznych zdjęć, sama natrzaskałam ich chyba najwięcej z nas trojga. Nie ma też dnia, żebym nie wspominała naszych leniwych śniadanek, kiedy Róża szła do pracy na popołudnie, albo przyjemnych kolacyjek czy wyjść do pubów.
Wyjazd do innego miasta odbywał się zawsze na spokojnie, chociaż na czas. A zwiedzania w tak odprężony i wyluzowany sposób, jak z Różą, nie przeżyłam jeszcze z nikim. Można sobie było puścić duszę luzem, a ona hasała sobie niczym szczeniak po łące, to obwąchując tu i ówdzie kwiatki, to inne wiadomości zostawione przez współtowarzyszy.
Do wpisów ze zwiedzania chciałabym się przyłożyć, żeby nie była to tylko prezentacja zdjęć i nie obiecuję, że zamieszczę je wkrótce.
Na podsumowanie mogę więc Wam powiedzieć tylko jedno: tak trzeba żyć!
I nie byłabym sobą, gdybym w tym miejscu nie pokazała Wam chociaż kilku zdjęć. A skoro spotkanie odbyło się w Doncaster, to i stąd pokażę zdjęcia stamtąd.
Typowa angielska czerwona budka telefoniczna – akurat ta stoi w Centrum Handlowym
Tutaj kilka widoków z uliczek Doncaster:
I jeszcze widok z jednego z fajniejszych miejsc, z kawiarni połączonej z księgarnią.
I widok od środka hali targowej Doncaster Market na część Corn Exchange.
Jeszcze długo bym tak mogła, bo zdjęć i opisów mam jeszcze na kilka wpisów. Z pewnością jeszcze napiszę na temat tych odwiedzin i moich wrażeń z UK, ale na dziś pozwolę Wam się rozsmakować w tych miejscach i skupić na zdjęciach ze spotkania. Do następnego wpisu o UK zaproszę Was już niebawem.
A póki co bye bye!
Piękny post. Dziękuję, że nas odwiedziłaś. Zdania nie zmieniłem. Czułem się jakbyś była członkiem rodziny i znał cię wieki. Doskonale. I się z tobą współpracowało nie tylko na podczas fotołowów, ale również na niwie kulinarnej. Jesteś świetnym kompanem do rozmów, wypraw, masz bystre oko, dowpny, cięty język oraz otwarty umysł. Cieszę się, że wirtualna znajomość Róży zmaterializowała się i mogłem cię poznać osobiście oraz zapoznać się z twoją twórczością literacką i fotograficzną..
Serdecznie pozdrawiam
Rafał
Od dawna jestem zdania, że najlepszą rodzinę możemy sobie znaleźć i zaadoptować sami :). Dzięki wielkie Rafał za tyle dobrych słów tutaj i tam, podczas wspólnych wypraw, gotowania, gadania, zwiedzania, wygłupów! Jak dobrze, że Was poznałam!!!
Przez WSZYSTKO rozumiem atmosferę domu. Kto to ma, ma WSZYSTKO, co najważniejsze! Reszta, to przyziemne, niewiele znaczące przedmioty. Ile ich w końcu potrzeba do życia?
AlEllu – atmosferę tworzą ludzie, ale też przedmioty, które zwyczajnie ułatwiają życie. Nie jest mi do szczęścia na przykład niezbędny blat w marmurach w kuchni i łazience, ale już waciki, szampon, duszbad, krem, zmywacz do paznokci i inne drobiazgi – właśnie drobiazgi – tworzą według mnie dom pełen spełnionych podstawowych potrzeb człowieka. 🙂
Bo wygoda i pewien spokój kryją się według mnie właśnie w takich drobiazgach. I to one właśnie są najbardziej potrzebne do życia, a wyposażenie na bardzo bogato może być, ale nie musi.
Bardzo fajny post, czekam na wiecej 🙂
Z pewnością będzie więcej, rozdzielane innymi tekstami, bo wreszcie znów chce mi się pisać :)!
Wiele pozytywnej energii przekazujesz i mnóstwo pozytywnych słów o gospodarzach. Fascynujące bywają powody wyjazdów za granicę, a jeszcze bardziej powody pozostania tam na stałe. Doncaster wydaje się miłym miejscem, czekam na kolejne relacje.
Drobiazgi uprzyjemniają nam życie, a czasami zbyt późno zdajemy sobie z tego sprawę.
Cieszę się, że dobre wibracje i pozytywna energia dotarły też do Ciebie Jotko :)!
A gospodarze po prostu zasłużyli na te i jeszcze więcej pozytywnych słów. Doncaster jest fajnym niewielkim robotniczym miasteczkiem, z przyjemnością je zwiedziłam. 🙂
Te wielkie sprawy budują podstawy życia, ale to właśnie drobiazgi tworzą życie to na co dzień.
Róża lubi zjeść i nosi piękne kapelusze. Nie znam jej, a już ją polubiłam. Dziękuję 😀
Oj tak Chyba namówię Różę, żeby napisała post o swoich kapeluszach :), jest bardzo ciekawą i miłą osobą. 🙂
Różna jest niesamowicie życzliwą osobą o wysokim poziomie kultury. Pamiętam jak pewnego dnia zostawiłam komentarz pod jej postem na FB. Musiała go [ten post] skasować, by opublikować raz jeszcze z dołączoną lokalizacją. Napisała do mnie prywatnie przepraszając, bo automatycznie zniknął mój komentarz. Przekopiowała mi go i poprosiła, bym wkleiła go raz jeszcze pod świeższym postem.
Tak po prostu.
Normalnie każdy by to zignorował, prawda?
Interesująco opowiedziałaś o tym spotkaniu. Myślę, że Róży czytało się Twój wpis z wielką przyjemnością.
Pozdrawiam.
Zgadza się, Róża jest niesamowitą osobą :), i też bardzo mi odpowiada jej podejście do ludzi, w tym do mnie. Jej tolerancja, ale i jej wymagania. Każde spotkanie z tak energetyczną osobą wiele wnosi do życia. Przynajmniej ja czuję nową energię, którą zamierzam przełożyć i już przekładam na wiele nowych wyzwań w moim życiu.
Buziaki Aniu
Miałaś super spędzony czas! Ale wiesz, jak patrzyłam na to Wasze spotkanie na Insta, była przekonana, że Róża jest Brytyjką!!:-)
Powtórzę Róży, a skoro tam żyje już tak długo, to w sumie w dużej mierze pewnie już jest Brytyjką 🙂
Aż sobie zamknęłam oczy i wyobraziłam tę duszę hasającą i obwąchującą kwiatki. Muszę zacząć robić sobie takie wizualizacje poza domem w ładnych miejscach. Serio! Śliczne te uliczki. Nawet dało się pozostawić szpalery drzew i wkomponować w kostkę brukową – u mnie w mieście mają zwyczaj po remoncie pozostawiać kostkę i beton, drzewa znikają. A szkoda…
Ja sobie dość często takie wizualizacje robię, dobrze mi wychodzą 🙂
Też „znam” Różę,oczywiście z blogów,facebooka i „Gastronautki”,którą połknęłam w całości na raz:)
Ma dziewczyna niesamowitą lekkość pióra,talent literacki,ktory ją wyróżniał zawsze wśród tysięcy innych blogów:)
Iwonko,duże brawa dla Was za to spotkanie! Aż wam zazdroszczę:)
Ja też z wielką przyjemnością właściwie „połknęłam” Gatronautkę w kilka wieczorów. Na raz byłoby, gdybym nie miała wtedy dużo pracy. Zdecydowanie zgadzam się z Twoją opinią. Co ciekawe, Róża jest tak samo fascynującą, ciepłą ale i wymagającą od siebie i życia, a do tego bardzo twórczą osobą.
Cieszę się, że pisze dalej 🙂
Oj tak – chwilami sama sobie zazdroszczę!
Pozdrawiam Cię ciepło Ewo 🙂
Kilka razy zaczynałam już pisać tutaj komentarz, ale co bym nie napisała, wydawało mi się nieadekwatne. Napiszę więc tylko DZIĘKUJĘ 🙂
Muszę przyznać, że nasze spotkanie, rozmowy, wizyta i wszystko razem jest i dla mnie w dużej mierze wyrażalne emocjami, a bardzo trudno, bo bardzo pozytywnie, jest wyrazić je słowami. 🙂 Dlatego podziękowałam Ci wysyłając zdjęcia. 🙂
I to ja dziękuję 🙂
Fajne spotkanie 🙂
Prawda, bardzo fajnie nam było :)!
a gdzie deszcz i mgła? słońce w Anglii? a na co to komu?
Deszczu troszkę było, ale bez przesady. A mgły wcale. Więc to bajki o tej angielskiej pogodzie. 🙂 W Bremerhaven pada więcej, mam wrażenie. 🙂
Iwonko obserwowałam wszystko na INSTA. Piękny czas, miłe spotkanie i niesamowite ujęcia.
Serdeczności.
Naturalnie, na instastory mogłam na szybko pokazać wszystko, co się działo. Teraz na spokojnie przeglądam zdjęcia, czekam na dobry czas na wrzucenie ich na główną stronę IG i fanpejdża. A tu ciągle coś się dzieje, więc i te zdjęcia jeszcze poczekają. 🙂
Nigdy w życiu nie jadłam Benedict eggs ale samo zdjęcie sprawia, że robię się głodna. To miłe spędzić czas w kulturalnym towarzystwie + zostać bardzo gościnnie przyjętym. A teraz zostały Ci piękne zdjęcia & wspomnienia! Życzę, żeby każda chwila z drugą osobą była właśnie taka jak ta zapisana powyżej 😉
Te jajka to bardzo typowa potrawa śniadaniowa w Anglii :), z przyjemnością popróbowałam właśnie takich rzeczy.
Bardzo Ci dziękuję za piękne życzenia – pewnie, że bym chciała mieć tak dobrze. Mogę się tylko odwzajemnić życzeniami równie pięknego życia i samych dobrych chwil. 🙂
Róża napisała kilka komentarzy na moim blogu. Czytywałam Jej , jestem ciekawa książki. Na mojej liście ciągle widnieje notka o spotkaniu z córką(coś się chyba zawiesiło). Na ten post trafiłam przypadkiem z innego bloga. Mam chyba coś do nadrobienia, jeżeli chodzi o Twój blog. Bardzo jestem ciekawa książki Róży, ale nawet jeżeli byłaby dostępna w Polsce, to i tak nie namówię syna by poszukał jej w księgarni. Zakupy jakiekolwiek, to dla niego najgorsza kara. Jeżeli podróże są tak udane jak Twoja do Anglii, to przyjemność tym większa. Pozdrowienia dla Róży i uściski dla Ciebie.
Obawiam się, że aby przeczytać książkę Róży Gastronautka powinnaś napisać bezpośrednio do Róży, bo nakład chyba już się prawie rozszedł a dodruk na razie z tego, co mówiła Autorka, nie jest planowany.
A warto naprawdę 🙂 Książka jest arcyciekawa i przedstawia obszar życia dla mnie do tej nieznany, a przynajmniej nie od kuchni. 🙂 Bardzo dziękuję, przekażę!
Moja książka cały czas jest dostępna w sprzedaży internetowej zarówno w Polsce: jak i w Wielkiej Brytanii.
https://www.empik.com/szukaj/produkt?q=gastronautka&qtype=basicForm&ac=true
https://zaczytani.pl/ksiazka/gastronautka,druk
jak i w Wielkiej Brytanii.
https://rewolucja.co.uk/9788380836389/gastronautka
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję Ci bardzo Różo, napiszę jeszcze do Autorki komentarza, gdzie i jak zaopatrzyć się w Twoją książkę. 🙂
Autorka komentarza przeczytała zarówno Twoją odpowiedź jak i słowa Róży, której gratuluję debiutu i wyrażam nadzieję, że nie jest to jedyne Jej dzieło. Ukłony dla obu Pań.
🙂
O, jak długo mnie tu nie było, a tu taka perełka – czekam na więcej 🙂
Witaj Annette, faktycznie bardzo dawno Cię nie było, a szkoda! Nawet Twój komentarz znalazłam dopiero dziś. Miałam trochę przerwę w pisaniu od tamtego czasu, teraz trochę nadrabiam. Zapraszam po nowe wpisy. 🙂
Pozdrowienia!
Moim marzeniem od kilku dobrych lat jest spotkać p. Annę Łacinę 🙂 bardzo lubię jej książki.
Iwonko pozdrawiam serdecznie 🙂
To może czas spróbować Ją spotkać! Akurat ja nie znam tej Autorki, ale Tobie życzę powodzenia :)!
[…] aparatu (mój wspaniały Olympus E-520), który oddał ducha w czerwcu na koniec pobytu w Wielkiej Brytanii u Róży. Ten poprzedni służył mi przez jakieś 12 lat. Wcześniej przez kilka lat i równolegle z nim […]