
Kwiatowy bzik
Wiosna 2025 zastała mnie przy komputerze – zawalona zadaniami, rozmowami, planami. Zwykłe wyjście na taras z kawą stało się świętem.
Ale jednak … czegoś mi brakowało.

Taras 05.2023
Taras, 05.2023
Kiedy wokół panuje chaos, a ja siedzę w oku cyklonu, jedynym sposobem na przetrwanie jest znalezienie czegoś, co pomaga mi skupić się na tym, co dobre i przyjemne. Patrzenie na kotka oczywiście pomaga, ale Mozart w otoczeniu kwiatów to już wyższy poziom doskonałości.
Dopiero gdy wokół mieszkania i tarasu zapanował względny spokój – po remoncie latem 2024 i naprawie barierki zimą 2024/25 – mogłam pomyśleć o czymś więcej niż przetrwanie. W tym samym czasie praca nasiliła się tak bardzo, że potrzebowałam wentyla. I nagle okazało się, że zajmowanie się roślinami, wybieranie ich, przesadzanie, dobieranie doniczek, to nie tylko hobby – to moja wersja medytacji. Zaraz obok fotografii i pisania.
Zresztą: rośliny i fotografia? Idealne połączenie. Wybieram kwiaty, które są fotogeniczne – czyli nie tylko cieszą oko na żywo, ale też dobrze wychodzą na zdjęciach.
Punkt wyjścia?
Czy znam się na kwiatach? Absolutnie nie! Rozróżniałam do tej pory kilka podstawowych – róże, rododendrony, pelargonie i benjaminy – bo miałam je przez lata w domu w Warszawie. Później coś tam jeszcze w ogrodzie, potem dwie duże błękitne donice tutaj na tarasie. Czasem jakiś kwiatek od znajomych czy córci. Ale w tym wszystkim nie było mnie – mojego gustu, moich tęsknot.
O moich pierwszych kwiatach kupionych cztery lata temu mówiłam „te fioletowe”.
Dopiero gdy nacieszyłam się kawą i śniadaniami w pierwszych wiosennych promieniach, przyszła pora na pytanie: co dalej? Jak sprawić, żeby to miejsce znów stało się przyjemnym akcentem dnia, a nie kostropatym memento walki ze spółdzielnianymi wiatrakami?
Zaczęłam od sprawdzania nazw kwiatów, które mi się podobały. Na szczęście Google ma wyszukiwanie obrazem, więc szybko dowiedziałam się, jak się nazywają moje rośliny – te obecne i te, które chciałam do nich dobrać. Moje główne konwersacje z AI (czyli Meta) dotyczyły kwiatów, warunków ich uprawy i nazw po niemiecku i po polsku.
Zaczęło się od zakupów w moim ulubionym centrum ogrodowym. Doniczki, ziemia, pierwsze rośliny – i nagle kliknęło. Złapałam bakcyla ogrodowego. I to tak porządnie. Nie ma odwrotu.
Pierwsze zakupy kwiatowe, 04.2025

Pierwsze zakupy kwiatowe, 04.2025
Ale nie było tak łatwo, o nie!
W ramach czarnej serii problemów tej wiosny (2025) zepsuł mi się samochód. I to nie na chwilę – po miesiącu nadal czeka na naprawę. W poprzednim warsztacie auto stało ponad dwa tygodnie, dostało listę rzeczy do zrobienia, ale nikt nie kwapił się, żeby je faktycznie naprawić. Za to fakturę – owszem, wystawili. Teraz czekam na wizytę w salonie Nissana, może tam ktoś w końcu potraktuje mnie i moje auto poważnie.
Bez samochodu trzeba było zorganizować logistykę kwiatowo-ziemną inaczej. Trzy 20-litrowe worki z ziemią i kilka kwiatów nie mieszczą się w plecaku ani na rowerze. Z pomocą przyszła moja ulubiona sąsiadka – Margaret. Ma doświadczenie, bo wcześniej mieszkała w domu z ogrodem, a i teraz ma parterowe mieszkanie z ogródkiem. Zna się na rzeczy, podpowiada sensownie i ma świetne oko do roślin.
Od tamtej pory naszą weekendową tradycją stały się wyprawy na rynek kwiatowy i rajdy po sklepach ogrodniczych. Wracam potem oszołomiona kolorami, ziemią i roślinami – i mimo zmęczenia – gęba mi się cieszy od ucha do ucha.
Pomyślałam więc, że opowiem ci, co się tu wydarzyło.
Bo wreszcie jest to coś pozytywnego.
Zatem przedstawiam mieszkańców tarasu.
Dzwonek dalmacki w odcieniach fioletu, 04.2025
Te dwie błękitne, duże i ciężkie donice – te, które stały tu od dawna – stały się domem dla nowego życia. Zasadziłam w nich „te fioletowe”, czyli nowe dzwonki dalmackie w dwóch odcieniach, znane też jako Campanula portenschlagiana (po niemiecku: Dalmatiner Glockenblume).

Dzwonek dalmacki fioletowy, 04.2025
Po pierwszym przesadzaniu od razu rzuciło mi się w oczy, jak bardzo taras zarósł kurzem i pyłem. Poza tym przypomniało mi się, że Mozartowi trzeba kupić kocią trawkę – bo inaczej moje biedne dzwonki i wszystkie inne rośliny będą ofiarami jego zapędów do podgryzania wszystkiego, co zielone.
Kocia trawka, edycja 10.05.2025
Pierwszy zakup „na rowerze”? Właśnie kocia trawka. I warto było – reakcja Mozarta była bezcenna. Zachwyt, pasja i absolutna miłość do „jej trawki”.

Kocia trawka, edycja 10.05.2025
Powitanie kocimiętki
Następnego dnia pojechałyśmy z sąsiadką do bardziej oddalonego, ale lepiej zaopatrzonego sklepu ogrodniczego, gdzie znalazłam dla Mozarta kocimiętkę, poniżej ich pierwsze spotkanie.

Powitanie kocimiętki
I wreszcie mogłam pomyśleć o estetyce tarasu już nie tylko w kontekście jego umycia, ale też wstawienia tu nowych kolorowych lokatorów.
Do dzwonka, który przeżył kolejną zimę, dosadziłam błękitną lobelię, a dokładniej Lobelia erinus (po niemiecku Maennertreu albo Blaue Lobelie).

Lobelia i dzwonek dalmacki z poprzednich sezonów, tu jeszcze zielony, dopiero wczoraj rozkwitłu pierwsze kwiaty.
Ale kiedy już pojawiły się rośliny, głupio było patrzeć, że stoją na brudnym tarasie. I to mnie zmobilizowało! Wiadro, mop, szczotka – i jedziemy. W pierwszy weekend doczyściłam najbrudniejszy fragment, w kolejny – kilka kolejnych metrów. Zielone pyłki, resztki farby po remoncie, osad po zimie, a nawet jakieś ptasie kupy w zapomnianym kącie. Wszystko poszło pod szczotę.
A dlaczego nie Kärcher? Mam taki sprzęt. Ale bałam się, że opryskam białe ściany i potem nie domyję tej zielonej mazi. Po rozważeniu opcji z folią i śmieciami, wygrała wersja ekologiczna – jazda na szmacie i szczocie. Efekt? Genialny trening! Przysiady, skłony, zgięcia – trzy dni bolały mnie wszystkie mięśnie. Taki darmowy bootcamp na nogi, brzuch i tyłek.
Wracając do rzeczy przyjemniejszych – przez kolejne trzy weekendy odwiedzałam ogrodnicze sklepy, dokupując kwiaty. Najpierw do istniejących donic. Jedna, średniej wielkości, też niebieska, dostała nową obsadę: campanulę w dwóch kolorach – niebieskim i białym.
Campanula blue & white

Campanula blue & white, w tle pierwsze zioła: rozmaryn, tymianek
Stokrotki
Te duże doniczki i dzwonki dalmackie to nie koniec. Postanowiłam otoczyć się kolorami i zapachami, które sprawiają mi radość. I tak oto na regale stanęły stokrotki w odcieniach fioletu i intensywnego różu.

Stokrotki fioletowe

Stokrotki różowe
Regał przeniesiony i na nowo złożony
Na zdjęciach z poprzedniego wpisu widać mój regał z czterema półkami – ten, który przez długi czas stał przy tamtej nieszczęsnej ścianie płaczu. W tym sezonie postanowiłam go wykorzystać inaczej: przeznaczyć na mniejsze kwiaty.
Wcześniej trzeba go było złożyć odwrotnie – nogami do góry – żeby zmieścił się tuż przy ścianie, z której wystaje kurek z wodą. Zresztą z tym kurkiem mam osobną przygodę: panowie remontowi najwyraźniej odkręcili pokrętło, dali mi inne, ale nie umiem go zamocować, więc wodę noszę z kuchni jak w średniowieczu.
W tym roku wzięłam się za czyszczenie regału. Na tyle, na ile się dało – odkurzyłam, przetarłam, wyszorowałam, i w końcu mogłam go postawić tak, jak trzeba: na nogach. Wygląda zupełnie inaczej, nawet jakby odetchnął z ulgą, że już nie musi robić za odwróconego jeża przy ścianie.

Czyszczenie i składanie regału
Praca w toku: przesadzanie i ogrodowe eksperymenty
Zgodnie z radami Margaret zabrałam się za przesadzanie nowych roślin. Dostałam od niej dwie stare, gliniane doniczki – swoje już przeżyły, więc mogłam je spokojnie potłuc. Po co? Żeby wykorzystać je jako warstwę drenażową na dnie donic, co pomaga zatrzymać wodę nawet w gorące, suche dni.
Rozbijanie doniczek nie było może romantyczne, ale satysfakcjonujące – taka terapia młotkiem w wersji ogrodniczej.
Na dno każdej nowej donicy trafiły więc fragmenty tych starych, pobitych. Na wierzch – świeża ziemia, nowe rośliny i zioła, które miały tu znaleźć swój dom.

Do doniczek na dno trafiły pobite doniczki, żeby magazynować wodę

Pobite doniczki na dno donic z kwiatami

Praca w toku: przesadzanie nowych kwiatów i ziół
Regał: nowe miejsce i nowa jakość
Potem przeniosłam się z pracami do drugiej ściany. Regał – ten sam, co wcześniej przy ścianie płaczu – zyskał nową funkcję i miejsce. Teraz stoi w jaśniejszym kącie tarasu, a na jego półkach rozgościły się stokrotki – fioletowe i różowe. Na stole obok – mięta.

Regal na innej ścianie, teraz już stoją na nim stokrotki fioletowe i różowe, a na stole mięta

Regal teraz już ozdobny, na górze nowa zielona konewka – prezent od córci 🙂
Wszystko zaczęło wyglądać coraz bardziej jak mój własny kawałek ogrodu. Zielona konewka na samej górze regału – prezent od córci – tylko dodała temu wszystkiemu uroku.
Z każdym kolejnym kwiatem, z każdą zadbaną rośliną, odzyskiwałam energię. Znów chciało mi się tu być, urządzać, dbać, przesadzać, podlewać i po prostu – żyć.
Zakończenie – powrót do bloga
Z każdym kolejnym dosadzonym kwiatem odbieram tę moją-nie moją mini-oazę szczęścia jako coś pełnego dobrej, czystej energii. Takiej, którą chce się rozdawać – choćby w formie zdjęć.
Moi przyjaciele są ostatnio narażeni na co najmniej jedno dziennie, a czasem na całą serię tarasowych relacji. Kwiaty w słońcu, w cieniu, podlane, nieruszone, w zbliżeniu, w szerszym planie – kto ma kota (lub kwiaty), ten wie.
I właśnie dlatego musiałam wrócić na bloga. Bo tu mam wrażenie, że są jeszcze tacy, którym się chce. Którzy może, tak jak ja, potrzebują czasem spojrzeć na coś ładnego, prostego i żywego – niekonieczne przez filtr dramatów.
Może znajdzie się jeszcze ktoś, kto razem ze mną zachwyci się stokrotką, lobelią czy też pięknymi błękitnymi hortensjami.
Bo gdzieś między dzwonkami a lobelią zaczęło kiełkować coś nowego – dla mnie, dla tarasu i dla tych, którzy tu przylatują tylko na chwilę.
Ale o tym – już w następnym wpisie.
Ładnie masz na tym tarasie. Ja w tym sezonie ograniczę się do dwóch małych skrzynek, które będą na parapecie okna wychodzącego na balkon. Bo nadal jest plan by położyć nową podłogę na balkonie, ale nie wiem jak to się spełni, bo wszak jutro jest podpisywany akt notarialny sprzedaży mieszkania na Stegnach, w planie zakup innego. Zostawiłam M. upoważnienie notarialne na wszystko, ja już nie mam siły by siedzieć 6 godzin w pociągu i potem ganiać po mieście w różnych sprawach, w porównaniu ze mną to on młoda jest, ja już zdrowotnie odpadam. Jednak to prawda, że zdrowie wyraźnie zacina się… Czytaj więcej »
W tej chwili cieszy mnie każda roślinka, a że mam szczęście znowu mieć taras i móc z niego korzystać, to się tym staram nacieszyć, bo kto wie, jak będzie dalej.
Widziałam twoje kwiatki tarasowe, w tym rozmaryn, ale ty masz ich jeszcze sporo w domu.
U mnie w domu jak na razie nie ma ani jednego kwiatka, za dużo jeździłam w ostatnich latach i nie chciałam, żeby wysychały beze mnie.
Dobrze, że twoja córka ogarnia te sprawy, jest młoda, sprawna i taka jest kolej rzeczy. 🙂
Uściski cieplutkie Anabell
Och, zazdroszczę bardzo, a kolory dobrałaś idealnie!
My podziwiamy roślinki na klombach i cudzych ogrodach, a że kiepsko się znamy, to dawaj w telefon i szukamy nowych roślinek w googlach, fajna ta aplikacja.
Sytuacja jak z chorowaniem. Gdy cos nam dolega, modlimy się by tylko wyzdrowieć, a gdy się nam polepsza, to już look w lusterko i do dzieła:-)
Aż mi serce rośnie, że i tobie podobają się moje roślinki 🙂 W całym rozgardiaszu, który się dzieje wokół, warto jest mieć coś na pocieszenie i na wzbudzanie radości z prostych i małych rzeczy. Jeśli chodzi o zdrowie, staram się od lat zapobiegać, większości rzeczy można uniknąć, dbając o siebie. No chyba że to coś poważniejszego, to wtedy na pewno wszelka magia czy modlitwa zawsze w cenie 🙂 Nie bardzo u mnie wiosennie, mimo tych kolorów, tej wiosny dużo pada, wieje i temperatury tylko rzadko wzrastają do ciepłych, a przeważnie jest chłodnawo. Ale za to uściski i pozdrowionka bardzo gorące… Czytaj więcej »
chacha wszystkie te Twoje kwiatki miałam, lub mam. Uwierz mi przerabiałam dzwonki, stokrotki afrykańskie i lobelie i rozumiem doskonale tego szmyrgla. poza tym uwielbiam fiolety, jako i Ty. więc wiadomo że musimy poruszać się po tych samych orbitach 🙂
mam też takie same donice niebieskie…
i taras masz cudowny. pięknie będzie się odpoczywać i pracować i gościć.
ściskam.
Tak myślałam z tymi kwiatami i fioletami :))) Jak do tej pory nie miałam aż tak rozbudowanej historii kwiatowo/roślinnej jak Ty, ale znając moje bziki i fascynacje będę miała z tym zabawę przez kolejne lata i nauczę się coraz więcej, bo mnie to wciągnęło :). Orbity nam się coraz bardziej zgrywają, też to widzę :)))! Dziekuję za dobre słowo o tarasie, tak, też go uwielbiam i czuję się tu wspaniale. I faktycznie w sezonie z większością gości siadamy sobie na kawusię właśnie tam wśród kwiatów…. Mam nadzieję, że trochę odespałaś, odpoczęłaś i ból głowy odmszerował w niepamięć 🙂 Uściski i… Czytaj więcej »
Pewnie w warsztacie pomyśleli: „Baba przyjechała, to jej zaraz płyn w kierunkowskazach wymienimy!”. Nie daj się, jeśli w autoryzowanym warsztacie Nissana stwierdzą oszustwo, walcz o swoje. A jeśli już nie o swoje, to przynajmniej o zasady.
Nie da się ukryć, że kwiaty są bardzo fotogeniczne -choćby dlatego, że się nie wiercą, nie odwracają i nie stroją głupich min.
Bardzo podoba mi się ten regał – razem z zawartością tworzy miłą dla oka kompozycję.
Niestety takie właśnie mam odczucie, niestety nie da się tutaj za bardzo nikomu niczego udowodnić, ale można się od takich oszustów trzymać z daleka. Mogliby mi jeszcze uszkodzić auto, robiąc coś dalej, więc w sumie może ta diagnoza zamiast naprawy uchroniła mnie przed jeszcze większymi problemami i stratami. Liczę na to, że w Nissanie obejdą się ze mną lepiej. Kwiatki były wybrane pod tym kątem, żeby też ładnie wychodziły na zdjęciach i jak widać zamysł się powiódł :). Co do zachowań faktycznie są o wiele milsze od niektórych osób czy zwierzaków :))) Cieszę się, że podoba Ci się mój regał,… Czytaj więcej »
Zajrzałem do poprzedniego wpisu, ale za nic nie mogę się zorientować, o jaką barierkę Ci chodzi. Tu coś zerwane, tu jakaś siatka, tu jakiś kołek, co odłazi od ściany… Trochę to chaotyczne, a ja jestem tylko prostym facetem i muszę wszystko mieć podane w prosty i jasny sposób. Ja wiem, że kobieta wychwyci to od razu, jeszcze zanim załączysz zdjęcia – ale facet to tępe stworzenie, przynajmniej w dziedzinie komunikacji 😉
Wybacz, po tak długiej przerwie staram się upchnąć dużo w tych wpisach i zauważyłam, że czasem chaotycznie.
Ale nie było wg mnie powodu, żeby zamieszczać bardzo dokładny wpis poświęcony tylko naprawie tej barierki z siatką.
I to jest naprawdę trudno wytłumaczyć,jak się tego nie widzi, nawet ze zdjęciami jak widać nie jest to proste. Szczególnie, że dotychczasowa konstrukcja była na tak zwany ścisk, ale drzewo pracuje i z czasem oraz pod wpływem pogody się ten ścisk rozluźnił.
Najważniejsze, że Mozart jest bezpieczna 🙂
Jeśli chodzi o ogrody, to jestem samoukiem. Chociaż minęły lata od pierwszych eksperymentów, to każdy rok przynosi mi nowe doświadczenia.
Ostatnio wyczytałam, że badania naukowe wykazały, że umiarkowana aktywność związana z ogrodem działa pozytywnie na wszystkie układy ludzkiego ciała. A jaką satysfakcję i przyjemność daje obserwowanie takich mikroświatów!
Bardzo mi się podoba Twój balkonowy ogródek.: przemyślana kolorystyka kwiatów i dodatki.
Dobrego weekendu, pozdrawiam serdecznie.🤗
W każdym hobby zawsze najpierw przychodzi zainteresowanie i ciekawość, co będzie dalej. Dlatego uważam, że mam szansę stać się z czasem niezłą ogrodniczką. 🙂 Fajnie wiedzieć, że inni też zaczynali od podstaw jak Ty :). Właściwie dopiero kiedy zobaczyłam, ile radości mogą dawać te kwiaty i każda roślina, pomyślałam, że może jednak jeszcze kiedyś chciałabym mieć dom i ogród. Albo chociaż nadal mój tarasowy raj, tu czy gdzie indziej. Czasem mi tu brakuje jeszcze jakiejś leżanki, do poopalania się w słoneczny dzień, albo poleżenia, nawet pod kocykiem. Oglądałam już kilka, ale na razie żadna nie była ekonomicznie osiągalna i jednoczesnie… Czytaj więcej »
po remoncie jeszcze kryzys z siatką, ale na szczęście już po kryzysie… natomiast może to się wydać dziwne, ale jakoś niewiele, prawie wcale nie mam doświadczeń, czy raczej obserwacji w temacie „koty vs. kocimiętka”… jakoś się do tej pory nie złożyło… poza jednym razem, gdy kiedyś kupiłem naszej najmniejszej, Krajce /jest tu z nami do tej pory/ poduszeczkę wypełnioną tym ziółkiem… i nic… zero zainteresowania… może zwietrzała?… ale szkoda czasu na reklamowanie, skoro kosztowała grosze, a paragonu tak nie miałem… dopiero potem dowiedziałem się, że ca 1/3 ma wyrąbane na kocimiętkę… a potem znowu zapomniałem o temacie… za to trawę,… Czytaj więcej »
Też się cieszę, że kolejny kryzys został zażegnany, bo mam ich i tak dość w związku z innymi sprawami :).
Słyszałam o kotkach, które bardzo się jarały kocimiętką i chciałam mieć dla Mozarta jeszcze jakąś propozycję oprócz kociej trawki. Teraz już zachowuje się trochę spokojniej wobec tego krzaczka, ale początek był upajający :)))
Wasza Ganja najwyraźniej doceniała inne zapachy, zwierzaki też się często odurzają różnymi substancjami.
Serdeczności i pozdrowienia 🙂
popularnym kocim narkotykiem jest waleriana lub nerwosol…
co ciekawe Ganja dostala to imię z utworu z gazety,jegotrafnosć wylazła póxnij..
*/z kasety…
Walerianki jej raczej nie będę kupować, a sama nie potrzebuję 🙂
Ciekawie, czasem wymyślamy komuś lub czemuś imię, a to się potem tak ładnie składa w fakty 🙂
nie robię zdjęć, bo mi się nie chce. ale balkon (z braku tarasu) mam gęściej obsadzony kwiatami. taki duży regał na zaledwie trzy doniczki? dałoby się tam zmieścić kilka skrzynek.
Ten regał jest z tworzywa sztucznego, doniczki są ciężkie, a kwiaty potrzebują miejsca, żeby dotarło wszędzie słońce. Mam miejsce na tarasie, więc na regale stoi to, co mi się podoba i tak jest świetnie.
Rozumiem, że każdy ma swoją koncepcję, to jest właśnie moja.
U mnie te doniczki rotują, zmieniają miejsce, czasem je wystawiam na deszcz, a czasem nie, bo mają dość.
W tym cała zabawa
rozumiem.
ja mam w domu szaloną ogrodniczkę, której wiecznie mało. więc ochrona nas zna, bo wy jesteście od tego pięknego balkonu… uśmiałem się, bo nie da się ukryć. widać go z daleka.
Ale świetnie, przy szalonej ogrodniczce nie grozi ci, że nie znajdziesz swojego balkonu 🙂 Też się uśmiechnęłam, zawsze podziwiam takie balkony w miastach :)))
Pięknie Ci taras zakwitł 🙂 Ja do kwiatów nie mam ręki, ale u kogoś podobają mi się. Kiedyś znajoma, fanka roślinności wszelakiej, wyciągnęła mnie do centrum ogrodniczego i choć to zupełnie nie moja bajka, to spacer wśród zieleni bardzo mi się podobał. no i chyba kupię kocimiętkę, dla mojego puchatka, trawę zignorował, nie podeszła mu, woli skubać dracenę. Pozdrawiam 🙂
Też myślałam dotychczas, że nie mam ręki do kwiatków, chociaż wszędzie je fotografuję i podziwiam :).
Ale to chyba trzeba zacząć i potem się już dzieje, oczywiście, jeśli dotknie cię wirus ogrodnictwa, mnie chyba właśnie dopadł :)))
Od zawsze lubiłam chodzić po sklepach ogrodniczych, czytać o roślinach i od dawna marzyły mi się zioła… No i nareszcie spełniłam tę część moich marzeń!
Moja kocha tę trawkę, do kocimiętki teraz przylatuje tyle bączków, że trochę się boi podchodzić, najwyraźniej ma smaczny nektar :).
A ja zacznę chyba doczytywac, co jeszcze można kupić kotkowi do podgryzania.