Kiedy kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że mój nowy pracodawca planuje targi w Amsterdamie, z jednej strony się ucieszyłam, bo nigdy wcześniej nie byłam w tym mieście. A z drugiej trochę się zmartwiłam, bo zwiedzanie miasta po kilku godzinach pracy na targach to przeważnie mission impossible.
Raczej liczyłam się z tym, że przyjdzie mi całe dnie pracować, a popołudniami będziemy mieli spotkania robocze, wieczorami służbowa kolacja a potem szybko do łóżka, żeby się wyspać na następny dzień i mieć siłę do pracy. Tak to zwykle wcześniej dla mnie wyglądało, kiedy jeździłam jeszcze na targi jako tłumacz.
Tym razem nawet w poniedziałek w dniu wyjazdu miałam jeszcze sporo pracy. Tym bardziej, że w sobotę wróciłam z Warszawy i za mną było 1000 km w samochodzie. Z Bremerhaven do Amsterdamu już tylko ok. 370 km, ale i tak jeden dzień na regenerację (niedziela) to było mało.
Tego dnia normalnie pracowałam, robiłam przelewy, siedziałam nad dokumentami i prowadziłam korespondencję.
Na ostatnią chwilę załatwiałam też wizytówki, o których wcześniej zapomniałam. Czyli opracowałam wzór i wysłałam do biura w siedzibie centrali, potem szef przywiózł je ze sobą na targi. Udało się, chociaż szef dotarł na drugi dzień i pierwszego dnia musiały mi wystarczyć robocze wizytówki wydrukowane w czarno-białej wersji na zwykłej kartce papieru, które zrobiłam sobie sama na wszelki wypadek.
Potem okazało się, że muszę jeszcze umyć samochód. Przejazd Warszawa-Bremerhaven pozostawił na nim grubą warstwę owadów, które pozostawione na lakierze niszczą go i nie da się tych śladów potem skutecznie domyć.
Myłam auto w sumie dwukrotnie i dopiero za drugim razem udało mi się doprowadzić je do użytku.
Zatankowany, umyty i załadowany rzeczami samochód wytoczyłam na trasę o 18. Do przejechania miałam około 4 godzin.
Przy czym nadal nie nauczyłam się pakować w jedną małą walizkę nawet wyjazd na trzy dni. Chciałam zabrać trzy pary butów, licząc na to, że ponoszę chociaż przez dwa dni eleganckie buty na wyższym obcasie. W jednych nawet udało mi się wytrzymać jeden dzień.
Dojechałam wieczorem i zameldowałam się w hotelu. Największą ochotę miałam paść do łóżka, ale okazało się, że przez nieporozumienie dostałam klucz do pokoju, który już był zajęty przez dwóch kolegów. Musiałam więc pójść do kolegów do pokoju, wyciągnąć stamtąd jednego z nich, żeby uzgodnił sprawy hotelu, bo to on zamawiał nam hotel, żeby sprostował pomyłkę. Potrzebowałam też pomocy kolegów przy wnoszeniu moich piętnastu toreb. Od czasu problemów z plecami pakuję się na wyjazdy w szereg mniejszych toreb, bo na raz mogę podnieść ciężar maksymalnie do 5 kg, rzadko coś cięższego.
Koledzy bardzo uprzejmie i grzecznie pomogli, ale wypadało spędzić z nimi jeszcze godzinkę i się czegoś napić, więc zeszło się w sumie do północy.
Pokój w hotelu Apollofirst Boutique w Amsterdamie przywitał mnie pięknym wystrojem i od razu zrobiło mi się ciepło w duszy, że spędzę tam najbliższe trzy noce.
To zdjęcie powstało następnego dnia rano, przed wyjazdem na targi.
Poniżej widok na fasadę hotelu.
Cechą szczególną hotelu jest ich własny teatr. Wprawdzie my nie mieliśmy czasu i z niego nie skorzystaliśmy, ale gdyby tam grali Fado, na pewno z przyjemnością bym poszła. Pomieszczenia teatru wykorzystywane są też na przeróżne eventy i imprezy firmowe.
Pięknie było też w środku holu. Na zdjęciu po prawej najmilszy pracownik hotelu.
Imponujące żyrandole:
Można było poczekać w holu na wygodnym fotelu.
Eleganckie wyjście.
Poniżej widok z okna mojego pokoju.
![]() |
Widok z mojego okna |
I jeszcze widok od frontu hotelu. Zaznaczyłam mój balkon.
Pokazać Wam widok z mojego balkonu? No jasne.
To drzewo rosło dokładnie naprzeciwko.
A tu miałam widok na wejście, mogłam sprawdzać, czy koledzy już na mnie czekają. 🙂
Widok z balkonu napawał spokojem, jeśli nie brać pod uwagę drogi szybkiego ruchu.
I nie. Nie chodzi o samochody. Tą ścieżką wzdłuż ulicy przebiegała ścieżka rowerowa. A rowerzyści w Amsterdamie, w całej Holandii to wielka siła. Nie można ot tak chodzić sobie po tamtejszych dróżkach rowerowych, bo jeżdżą tam normalnie szybko, jak samochody po ulicach. Trzeba bardzo uważać, nie można na nich stać, chodzić, ani włazić bezmyślnie, nie powiem jak gdzie. Lepiej się nie narażać na wiązankę i niewybredne komentarze, nie mówiąc o wypadku z obrażeniami. Ścieżki rowerowe przeważnie mają kolor czerwony i jeżdżą nimi też skutery.
Gdybym mogła jeszcze raz pojechać do Amsterdamu, chętnie znów zamieszkałabym w tej okolicy: pięknie, zielono, tylko ceny parkingu lekko zwalają z nóg. Prawie 22 EUR za dzień od 9 do 21.30. Był jednak też jeden parking oddalony od nas o ok. 2 km, na którym można było zostawić auto i jeździć po mieście środkami komunikacji. Odbierając auto, trzeba było zeskanować dodatkowo zużyte bilety i wtedy płaciło się za parking od 3 do 10 EUR zamiast wyliczonych ok. 160 do 200 EUR. To się może przydać, jeśli pojedziecie tam samochodem prywatnie, dobrze wiedzieć, że są takie możliwości.
Ale dość tych wyliczeń, czas wspomnieć śniadanie. Nieco zaspana najpierw niespecjalnie zauważyłam otoczenie, ale po chwili wybrałam „mój” stolik, przy którym z przyjemnością jadłam śniadania przez trzy dni.
I powiem Wam, że częściej mogłabym spożywać śniadania w takim otoczeniu.
A to widok na podwórko wewnętrzne, na którym ustawiono jeszcze kilka stolików i piękną przeszkloną altanę.
I to właśnie, to spokojne śniadanie (zostawiłam sobie na to godzinę czasu, żeby się nie spieszyć) było jednym z pierwszych pięknych momentów w Amsterdamie.
Na koniec pokażę Wam jeszcze zdjęcia z pokoju, bo też warto. Przywitało mnie elegancko posłane łóżko.
Biurko, z lodówką w szafce. Do tego czajnik, kubki, herbata i woda. Bardzo to lubię w hotelach, choć tu ani razu nie skorzystałam.
Żeby dopełnić widoku, tradycyjne obrazki na ścianie.
Bardzo wygodne łóżko, choć trochę za miękki materac.
Widok od strony wejścia.
A tu jeszcze jeden rzut oka na łóżko.
I na tym zakończę ten wpis, bo i tak jest już bardzo długi. Jeśli czekacie na kolejne piękne momenty w Amsterdamie, wpadajcie na bloga, pojawią się na dniach.
Chyba napisakam straszne nudy, bo nokt nie czyta ani nie komentuje. No nie wiem… Skasować czy co?!
Nie badz taka niecierpliwa, w koncu jest sobota, ludzie albo sprzataja, albo siedza w ogorodkach, a my bylismy na wycieczce, a potem z Toyka na kapielisku. Dopiero teraz wiec siadlam do komputera i jestem. :))
Albo nie żyją z powodu temperatury powietrza i uduszenia.
O. Jednak jesteście. Jak miło. Jednak blog bez czytelników to jesy strasznie smutne miejsce. Dovrze, że jesteście Aniu i Frau Be.😊
Gdyby nawet już nikt nie przychodził, pisałabym nadal, dla siebie, bo sprawia mi to przyjemność.
No przecież mundial jest, więc nic dziwnego, że pustki – a ja mam przed domem strefę kibica. Elegancki hotel 🙂
No faktycznie Annette, Mundial. Dla mnie nie jest to takie ważne, ale widać sporo ludzi to kibice. 🙂
Frau Be – gdyby nikt nie przychodził, chyba jednak straciłabym motywację, a przynajmniej do pisania tutaj. Albo pomyślala, co robię nie tak. I starała się to zmienić.
Takie rozwiązanie nie dla mnie. Po co robić coś pod publiczkę zamiast dla własnej przyjemności?
Nie pod publiczkę, ale żeby się tym, co piszę z kimś dzielić. Ludzie mają różne potrzeby, ja akurat taką. 🙂 Przez wiele lat pisałam tylko dla siebie, ale od kiedy piszę bloga, lubię, kiedy ludzie przychodzą i gadają ze mną o tym, co napisałam.
Ależ skąd! Z przyjemnością przeczytałam i obejrzałam zdjęcia. Uwielbiam hotele, chociaż rzadko mam okazję w nich nocować. Ten wygląda na bardzo przyjazny i wygodny. I elegancki. Oczywiście czekam na dalsze wpisy. Pozdrawiam!
Hotel był wspaniały i świetnie się w nim czułam Mogłabym zostać dłużej. Po calym dniu na nogach milo sie wracało do tego miejsca. Materace podobno w innych pokojach też były miękkie. Cieszę się, że Ci się spodobało. Opowiem zatem więcej.
Ale to śmieszne uczucie – czytać i oglądać pierwszy raz, a jednak drugi 🙂
Wściekle piękny ten hotel!
Niektire zdjęcia pokazalam na instagramie lub na fejsbuku. Ale Ty miałaś je faktycznie jako pierwsza 😊
Niektóre oczywiście! Uwielbiam takie miejsca. Zapadają mi w pamięć i już tam zostają.🍀
Dla mnie miejsca, w których byłam i które mi się podobały, stanowią jedne z najpiękniejszych wspomnień, namiastkę radości, której brak w codziennym życiu.
Iwonko, mam to samo, takie chwile z jakichś wakacji czy wyjazdów do nieznanych jeszcze miejsc zapadają mi na długo w pamięć i stanowią cudowne wspomnienia, do których potem przez wiele lat wracam. A w Amsterdamie byłam już bardzo dawno temu, bo ponad 25 lat, na pewno sporo się zmieniło i mieszkałam tam wtedy w jakimś hostelu, na pewno nie tak ekskluzywnym jak Twój hotel;). Pozdrawiam i przyjemności życzę!
Frau Be – takie chwile, jak te spędzone przeze mnie ostatnio w Amsterdamie, zobaczenie zupełnie innego kraju, innych ulic i innego funkcjonowania, zawsze są dla mnie ożywczym paliwem do tego, żeby dążyć dalej, wyjeżdżać, zbierać wrażenia, cieszyć się kolejnymi. I to mimo, że ostatnio mam aż nadto wyjazdów, to nanwet te zawodowe i tak cieszą.
Agnieszko – w wiele miejsc pojechałam, ponieważ zaniosła mnie tam praca. Tak było i tym razem. Tyle ostatnio mam tych wyjazdów dalekich, że cieszy mnie często czas, kiedy mogę spokojnie spędzić w domu. Ale każdy wyjazd zapada w pamięć i tworzy moje własne miejsca na ziemi, opatrzone zdjęciami niby moją osobistą wizytówką.
A te eventy to niby co?
Imprezy i wydarzenia z angielskiego. Na stale juz weszło do polskiego języka konferencyjnego. 🙂
To chyba raczej pseudopolskiego.
Język się rozwija. Trafiają do niego nowe wyrazy, niektóre się kiedyś nie odmieniały, jak radio, dziś już tak. Podobnie nowe wyrazy z angielskiego, przyjmują się z czasem. Nie da się zatrzymać postępu.
Miedzy rozwojem a nieuzasadnionym zaśmiecaniem istnieje zasadnicza różnica.
Lubię język polski, ale zauważam też, że nie zatrzyma się pewnych wpływów. Przecież i jego obecne brzmienie pochodzi z wielowiekowych wpływów innych języków. Można się opierać, ale za pewien czas i tak pewne wyrazy wejdą do języka i zostaną uznane za swoje.
Ja dopiero teraz wrocilam z lona natury, Czyli ogrodka. Dawno tak nie siedzialam w zielonosci 🙂
W Amsterdamie bylam raz, ale w tym hotelu nie nocowalam (w ogole w zadnym hotelu nie nocowalam). Bardzo ciekawe lampy, lozko Wielkie (ja tez nie lubie miekkich materacow), a sniadanko w takim otoczeniu . marzenie!!!!
Ciekawam dalszego ciagu 🙂
Dla mnie amsterdam byl do niedawna absolutną abstrakcją. Aż tu nagle pojechalam tam, pracowalam i to od razu w samym sercu tego niesamowitego miasta! Ciąg dalszy oczywiście nastąpi 🤓😃
no coś Ty, nic nie kasuj… pisz dalej… też się za jakiś czas wybieram do Miasta Wolności i Normalności, w sumie za długą przerwę miałem od poprzedniego wyjazdu, a na razie Ci po prostu zazdroszczę, tak pozytywnie, bez zawiści…
p.jzns :)…
Uff, nie skasuję, przyszliście :).
Warto się wybrać, to naprawdę wspaniałe miasto. Jeśli jeszcze będę mogła, to znów tam pojadę!
Są tacy, którzy nigdy nie będą ani w Amsterdamie, ani w ekskluzywnym hotelu, więc fajnie jest przynajmniej popatrzeć na te wygody i piękne krajobrazy. Napisz czego dotyczyły targi i czy euro traciłaś tylko na parkingach czy może u jubilerów. Pozdrawiam.
Gdyby nie mój pracodawca pewnie i ja nie mieszkałabym w tym ekskluzywnym hotelu, dobrze, że kolega w centrali wybrał nam takie urocze miejsce. 🙂 O targach będzie trochę więcej w kolejnym wpisie. 🙂
Na jubilerów nie wydawałam od lat, jak się wreszcie urządzę tutaj samodzielnie, to może zacznę :).
Wspaniałe miejsce, a ponieważ kiedyś tam może będzie mnie stać (na razie szukam nowej pracy), dziękuję również za pokazywanie miejsc, gdzie warto w tym mieście zajrzeć. Amsterdam, najnormalniejsze miasto 🙂
Kiedy jest się w trakcie dużych zmian osobistych, jak szukanie pracy, to nie w głowie wycieczki, doskonale to rozumiem. Ale Ty przecież ciągle gdzieś jeździsz, jak wynika z insta. 🙂 Pokażę jeszcze trochę takich ciekawych miejsc, zebrałam sporo zdjęć.
Wtedy kiedy pisalas to ja zapadalam w nocny sen, a teraz kiedy pisze jestem niedlugo przed nastepnym spaniem.
Wszystko ciekawe co piszesz i pokazujesz, co za swiatowe zycie, gratuluje, zyjesz na calego, pieknie tam, hotel luksusowy, piekny i przecudna lokalizacja, te drzewa oszolamiajace, uwielbiam takie miejsca, nie sposob nie czuc sie tam wspaniale.
W pierwszym momencie poczułam się trochę samotna, kiedy miałam wrażenie, że nikt nie wpadł przeczytać tego wpisu. Na szczęście szybko potem pojawiły się komentarze. W sumie to normalne, żyjemy w różnych strefach czasowych i tylko dzięki blogom można ze sobą pozostać w kontakcie. Bo każdy pisze, a drugi komentuje, kiedy akurat ma swój czas aktywności i chwilę na przeczytanie.
Amsterdam jest piękny, to miasto mnie wciągnęło. Muszę tam jeszcze kiedyś pojechać!
Ja mam cały czas moją najmniejszą walizkę jaką udało mi się kiedyś kupić i pakuję się w nią niezależnie od tego czy jadę na 3 dni czy 3 tygodnie. Minimalizm bagażowy być musi, szczególnie, że dopiero od niedawna mam taką wygodę jak samochód. Ale hola, dopiero wróciłam z dalekiej podróży. PKSy, pociągi etc… wolę wtedy być spakowana na lekko. Tydzień w drodze. Wtedy nie ma rzeczy niemożliwych.
Hotel niezwykle gustowny, ta wysublimowana czerń jest wszędzie. Podoba mi się taka tonacja świateł.
Pokój miałam rzeczywiście elegancki. Można dodać, że bardzo luksusowy.
Jako młoda dziewczyna często jeździłam na zawody, wtedy umiałam się spakować w jedną torbę plus aparat foto. Ale teraz wożę znacznie więcej rzeczy, w zależności od pogody. I często nie mam czasu zastanowić się, jaka będzie pogoda, co muszę mieć. Wrzucam wtedy tyle, ile mogę do samochodu, żeby mnie nie zaskoczyła pogoda i okoliczności. A i tak mnie jeszcze zawsze zaskakują!Tym razem na przykład nie wzięłam lakieru do paznokci, a tam na tych chodnikach szybko (pierwszego dnia) mi się starły paznokcie, powinnam mieć go na uzupełnienie, ale w ostatniej chwili odłożyłam do szafki i potem żałowałam. Teraz w przypadku kiedy… Czytaj więcej »
Dlatego pakuję ubrania "na cebulę" i cienką kurtkę przeciwdeszczową z kapturem. W kosmetykach też mam minimalizm. Tylko specyfiki do mycia się, żadnych lakierów, makijaży, tylko szczotka do włosów. Nie maluje paznokci na wyjazd.
Ja chyba ze Sparty jestem 😛
Jak to, nie korzystasz z czajnika? Ja niemal zawsze. Gdy wrócę do hotelu i nie chce mi się już nigdzie wychodzić, zawsze skorzystam, żeby sobie zaparzyć herbatkę. Uwalić się z książką na łóżku, obok ciepła herbatka i relaks po ciężkim dniu!
Zawsze do tej pory korzystałam z czajnika, też uwielbiam zrobić to, o czym piszesz. Ale kiedy się wraca przed północą albo i po, pozostaje już tylko prysznic i po kilku minutach spać :). Przynajmniej tym razem byłam tak zmęczona.
Witam.
Nie miałam okazji być jeszcze w takim pieknym miejscu a co dopiero w takim cudownym miejscu. Za rady z parkingiem – dziekuję. Nigdy nie wiadomo co się przyda.
Ściskam serdecznie!
Jeśli kiedykolwiek miałabyś zwiedzać Amsterdam i korzystać z własnych środków, warto poszukać kwatery na airbnb, bo ogólnie koszty życia są w tym mieście dość wysokie. Ale pod każdym względem warto tam pojechać! Bardzo polecam. 🙂