PLANY
W ugbiegły weekend miałam mnóstwo planów: wypróbowanie mojego nowego sprzętu do nagrywania, spisanie szkiców moich planowanych podcastów, no i wiadomo prace domowe, których nigdy nie braknie :).
Ale jak wiadomo i jak pisze Jotka w swoim ostatnim poście, życie bywa zaskakujące i czasem nie da się inaczej, tylko trzeba dostosować plany do tych niespodzianek.
W sobotę przed południem pojechałyśmy z przyjaciółką na zakupy na targu (Wochenmarkt), bo tam rzeczy są zawsze świeże i nie długo szukać, żeby znaleźć pyszne zdrowe jedzenie. Potem postanowiłyśmy pojechać na łowy do wyprzedającego się dużego reala w okolicy, bo nikt nie pogardzi 20 % rabatu, kiedy akurat chce się czegoś szuka.
W planach od dawna miałam kupienie spieniacza do mleka. Wprawdzie mój ekspres do kawy ma ustrojstwo do spieniania mleka, ale nie jest to jakość, która mnie zwala z nóg. Znalazłam spieniacz dla mnie idealny, do mleka ciepłego i zimnego, po czym od razu do śniadania zaczęłam testować robiąc świeżutkie cappuccino.
Potem wybrałam się na spacer po porcie, nasycić się trochę piękną pogodą i morskim klimatem.
Resztę soboty spędzałam relaksując się i z myślą, że mam przed sobą wolny wieczór i całą niedzielę na resztę moich planów.
ZMIANA PLANÓW
Aż tu nagle okazało się, że przyjaciółka musi w sobotę na wieczór wrócić z Bremy do Bremerhaven i spytała, czy może u mnie przenocować, bo akurat jest w trakcie rozstania i jeszcze ze sobą mieszkają, co nie sprzyja weekendowemu wypoczynkowi.
Wiadomo, dla Przyjaciół robi się odstępstwa od planów.
Z kolei mój kumpel miał wylatywać w niedzielę rano na urlop z lotniska w Bremie, a dojechać miał tam pociągiem. Jak się okazało, nie mógł kupić biletów, bo na trasie przeprowadzane są roboty naprawcze i trakcja nie działa (nie sprawdził dokładnie, nie działała w nocy, w dzień spokojnie mógł dojechać). Wypadło na mnie, żeby zawieźć w niedzielę rano na lotnisko, w dodatku pożyczyć zwykłą komórkę, nie smartfona, żeby miał na telefon na kartę na miejscu. Wstawanie o 7 rano w niedzielę nie należy do przyjemności, ale czego się nie robi dla przyjaciół, którzy też wspierają, kiedy to ja potrzebuję.
ŚNIADANIE Z PRZYJACIÓŁKĄ
Wracając z lotniska wstąpiłam do piekarni po świeże bułki i ciasto oraz na stację benzynową po coś na śniadanie, bo podczas sobotnich zakupów nie przewidywałam gościa na śniadaniu. Potem przegadałyśmy sporo czasu o jej sytuacji, a że nie są to chwile miłe i przyjemne, zeszło się nam trochę.
Na szczęście zaraz potem jeszcze w niedzielę zabrałam się nareszcie do sprzątania tarasu z zebranych na nim w czasie zimy liści i wszystko udało mi się sprzątnąć i wynieść. Zostało jeszcze mycie tarasu i okien, ale to następnym razem. Nie jest łatwo prowadzić poukładany i czysty dom, kiedy się w nim teraz specjalnie nie mieszka.
Nie wiem, jak pogoda u Ciebie, ale u mnie w ubiegłuy weekend było już między 12 a 15 stopni i można było nawet wypić kawę na tarasie, co też po tym sprzątaniu z przyjemnością zrobiłam.
I tak mi minęła sobota i pół niedzieli.
WIECZÓR FILMOWY
Wiedząc, że wieczorem muszę się jeszcze zabrać z kotkiem do Bremy, dałam sobie spokój z szeroko zakrojonymi planami i postanowiłam obejrzeć sobie trzymający w napięciu thriller na Netflix: Prawo zemsty. Nie dość, że mocny, to mający też przesłanki polityczne.
Po tak intensywnych dwóch dniach nie dałam rady zająć się już niczym więcej, nauczyłam się, że odpoczynek w moim czasie wolnym musi mieć priorytet, żebym dała radę przyswajać nowe wiadomości w kolejnym tygodniu.
W tym tygodniu na jutro mam jeszcze przygotować prezentację na zajęcia, więc też nie miałam wolnego popołudnia na przyjemności. W dodatku dojeżdżam teraz prawie codziennie rowerem, a moje ciało jeszcze nie jest przyzwyczajone do tej dawki ruchu, więc po południu robię maksymalnie coś do jedzenia, zjadam i padam. Ewentualnie odsypiam, bo coś ostatnio znów mi się zdarza spać w nocy tylko po 4 godziny. Jakoś tak ostatnio jestem dla siebie łagodna i akceptuję, kiedy ciało daje mi sygnały, żeby zwolnić czy odpocząć.
Podsumowując miniony weekend uważam za udany. Czasem drobny prezent dla samej siebie, porządki i realna możliwość pomocy komuś w potrzebie daje więcej radości, niż inne wielkie rzeczy.
Ostatnie zdjęcie uważam za jedno z najlepszych od początku roku, a żeby takie zrobić, wystarczyło po prostu iść na spacer. Czasem nie mam nic przeciwko takim zwykłym a nie tylko szczególnie wystrzałowym weekendom i jestem wdzięczna, że mimo wielu zajęć dodatkowych odhaczyłam większość planów porządkowych na liście i mam się z czego cieszyć na następny weekend.
W słoneczne dni wychodzą właśnie takie piękne zdjęcia. Tyle w nich koloru i radości. Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci Iwonko pięknego Dnia Kobiet!
Mnie światło zawsze dopinguje i karmi energią, chyba nie jestem wyjątkiem :))
Cieszy oko, rozgrzewa duszę, pomaga widzieć słoneczną stronę życia.
Bardzo Ci dziękuję za życzenia na Dzień Kobiet, tutaj raczej nikt nie obchodzi, więc sama sobie kupię dziś kwiatki 🙂
Tobie też wszystkiego naj, z tego kobiecego święta przeważnie większość sobie drwiła, podobnie jak z innych świąt np. poświęconych miłości Walentynek, a ja tam kwiatkom nie odmówię :).
Buziaki
Zaznacz linki na inny kolor, bo nie widać, że to są linki. Wiem, że ich używasz w tekście, więc przejechałam myszą tam gdzie trzeba. Niemniej inny kolor zrobiłby robotę. Cappuccino robię sobie w ręcznym shaker’ze. Wychodzi ten sam efekt. XD Pogoda za granicą Polski zawsze była inna, śmielej pojawiały się kolejne pory roku. Pamiętam, że w Szwajcarii robiłam zdjęcia pierwszych kwiatów już w lutym właśnie, kiedy w Polsce przyroda jeszcze o tym nawet nie myślała. A dziś to już się dzieje, bo pierwsze zdjęcia kwiatków mam już za sobą. Jest zimno jednak. Ale za tydzień ma spaść śnieg. Na razie… Czytaj więcej »
Dzięki za wskazówkę, już zmieniłam kolor na czerwony, następnym razem dodam może jeszcze na dole, że pod podkreślonymi na czerwono tekstami ukryte są linki :). Nie mam ręcznego shakera, ale pomysł na piankę z mleka świetny! 😀 Fakt z tą pogodą, większość znajomych ma już noc, kiedy im wysyłam zdjęcia z moich tutaj popołudniowo-wieczornych spacerów 🙂 No i faktycznie tutaj wiosna szybciej się budzi, chociaż dziś w nocy i nad ranem był przymrozek. Na szczęście w weekend ma być lepiej 🙂 Soboty pracujące to obciążenie, ale jako tłumacz niejeden raz pracowałam w każdy dzień tygodnia. Czasem trzeba. No i nie… Czytaj więcej »
Podgrzewam mleko w rondelku i wstrząsam w shakerze. I zawsze mam grubą pianę, idealne cappuccino każdego poranka. 🙂 Jak się nie ma bogatych rodziców albo jak się nie wyjdzie bogato za mąż, to się tyra od poniedziałku do soboty. Ale szczerze mówiąc, nawet jakby mąż był obżydliwie bogaty, to i tak nie wysiedziałabym w domu. Wiem, bo próbowałam, jak mieszkaliśmy w Szwajcarii. Psychicznie tego nie zniosłam, czułam się jak pasożyt. Jak pracowałam na popołudnia, miałam każdego dnia przed pracą czas dla siebie, bo mąż pracuje wyłącznie na rano. W przyszłym tygodniu mam na rano w tych samych godzinach co on… Czytaj więcej »
Nie mówiłam o niepracowaniu w ogóle, tylko o pracy max od poniedziałku do piątku, już to bywa trudne, a te dwa dni i jedno popołudnie piątkowe czasem nie wystarczają na regenerację. Jasne, że większość musi normalnie pracować, przez całe życie na siebie pracuję 🙂 i też nie bardzo sobie wyobrażam, żeby mąż na mnie zarabiał, też bym chyba nie zniosła takiego poczucia. Inna sytuacja jest, kiedy są małe dzieci i mężowie na kilka lat przejmują ciężar zarabiania, podczas kiedy kobiety ciężar wychowywania dzieci. Kiedyś nie rozumiałam, dziś uważam, że to niezły model, ale też wymaga wielkiego zaufania i szacunku wzajemnego… Czytaj więcej »
Najlepiej bym sie czuła pracując na 3/4 etatu albo nawet na pół. Ale budżet wyszedłby bardzo słabo.
Miałam nawet taki plan, że przejdę na 3/4 etatu, a do pensji dorobię swoją twórczością, ale niestety nie udało się. Nie udało się rozpowszechnić mojego nazwiska, krótko mówiąc, bo sztuka inaczej się nie sprzeda.
Ze sztuki od zawsze trudno było przeżyć. Chyba próbujesz teraz pisać przewodniki, masz i rękę do świetnych zdjęć i umiesz o tym ciekawie opowiadać. Może to byłby pomysł na produkt, który ludzie chętnie kupią?
Ale to też wymaga przygotowania itd.
Jak każda działalność, gdzie ludzie oczekują, że dostaną coś wysokiej jakości, za co będą gotowi zapłacić odpowiednią cenę.
Generalnie to nie takie łatwe.
Powodzenia tak czy inaczej!
Ta, jeszcze trzeba umieć to wydać. Wysłałam w końcu skończone dzieło do wydawnictwa, nie byli zainteresowani nowym autorem.
Jakbym się powołała na jakiegoś milionera, to pewnie przyjęliby z pocałowaniem ręki.
Z wydawnictwami to chyba najtrudniejszy próg. Nie mając znanego nazwiska trzeba wszystko ogarnąć samodzielnie, a marketing nieznanego autora to dla nich często też bariera nie do przeskoczenia… Trudne to
Patrzyłam co mają. Mają autorów wydających podobne przewodniki o podobnym tytule. Może dlatego. Bo ja te przewodniki chciałam wydawać jako wędrujące małżeństwo, pt. „Dwoje na szlaku”.
I jak dobrze poszukasz, takich par jest na pęczki. Nic nowego, nic zachęcającego im nie pokazałam. Ale nie mam kiedy się tym zająć niestety. Mają tylko wolne niedziele, a nuż wpadną jeszcze soboty wolne, to z mężem mogę popisać najwyżej kredą na asfalcie. Żadnej pracy nie wykonam.
Rozmawiałam już z szefem, mogę zapomnieć o dniach wolnych w tygodniu, nie zatrudni nowej osoby, bo sklep za mało zarabia.
No tak, to są ograniczenia nie do przeskoczenia. A jeśli chcemy wydać coś, co już w jakiejś formie zostało wydane, to trzeba byłoby mieć naprawdę coś wystrzałowego, żeby przekonać, że to Twoja pozycja jest najlepsza.
Powodzenia!!!
Jak zajrzysz do środka ich książek i mojej, zobaczysz różnice. Moje zdjęcia są bardziej artystyczne, zupełnie inny styl. Tekst też nie jest typowo przewodnikowy. Jest głębszy, prosto z serca.
Ja widzę różnice. Oni nie dostrzegli. Być może ocenili po okładce.
Nic to, może samodzielne wydawanie w Internecie nie jest najgorszym pomysłem.
Wymaga trochę więcej wiedzy i pracy, ale w sumie dużo twórców już od dawna to robi, bo lepiej na tym wychodzą.
Jeśli wierzysz w swoją markę, uważasz, że robisz lepsze, artystyczne zdjęcia i masz swój styl pisania, który już teraz na social mediach podoba się ludziom, to masz podstawę, żeby coś z tym dalej zrobić.
Powodzenia!!!
Piękne masz tam widoki, aż żal siedzieć w domu, ale kiedyś trzeba zrobić porządki.
Ja też posprzątałam balkon i wyprałam firanki i jakoś mi lżej na duszy.
Często musiałam zmieniać plany weekendowe , bo wnuk zachorował i jechałam pomóc synowej, ale w każdej sytuacji można znaleźć plusy!
Kawka z deserem super, mniam!!!
Zdecydowanie już mnie ciągnie na tzw. łono i zamierzam w ten weekend pojeździć, pochodzić i podoświadczać świata, bo w tygodniu mam na to głównie tylko przerwy obiadowe.
Czasem człowiek podejmuje decyzję nie kierując się własnym interesem, tylko chęcią pomocy innym. Dopóki robi to chętnie i ma potem jak to nadrobić, da się utrzymać równowagę.
I zdecydowanie w każdej sytuacji da się znaleźć plusy, moja Mama od zawsze była tego mistrzynią! 🙂
Już się cieszę na tę moją kawkę dziś wieczorkiem, a najpóźniej jutro rano :)))
Serdeczności Kochana!
muz mam dośc domu, łóżka, uwazania na siebie i chcę wyjśc. były takie piekne dni w zeszły łikend tak jak u ciebie a ja domu z kaszlem tylko ewentualnie na taras. kurcze. Dzis wychodze w ogród choc na chwilke popracować delikatnie. wycinam suchości. a wieczorem jedziemy na Diunę. jutro dobra kolacja w knajpie. Na dobry przyszły tydzień. bo powroty do roboty na 10 -12 godzin, po takim leżeniu i nicnierobieniu bywaja trudne 🙂 Spieniacz mam w domu od lat i jestem zadowolona. w teatrze kupiłam wersję ze spieniaczem i już jest całe ustrojstwo do wywalenia, bo wygląda okropnie. po kilku… Czytaj więcej »
Och Kochana, jak ja Cię bardzo rozumiem i współczuję. Też próbowałam oszukać ciało i mówiłam, ej nie leż tak, trzeba wstawać, nacieszyć się spacerem, parkiem, poćwiczyć, zadbać o taras i kwiaty itd. Niekończąca się lista powinności ścigała mnie często tak długo, że nie mogłam zasnąć. A ciało wiedziało swoje: musiało odpocząć. I wiem, jak trudno będzie wrócić po nicnierobieniu do pracy na tyle godzin. Po prostu bądź dla siebie łagodna :). Spieniacz jest super rzeczą, chociaż dość delikatną, zastanawiam się już, czy ten mały cosik do spieniania jakby co da się dokupić w ramach części zamiennych, obym nie musiała całego… Czytaj więcej »
Pozdrawiam 🙂
Miło Cię znowu widzieć :)))