Zaczęło się od tego, że córka dobre ponad dwa miesiące temu dowiedziała się o planowanym wyjeździe służbowym na Węgry i pomyślała, że jeszcze nigdy nie zwiedziłyśmy razem Budapesztu, więc to może być doskonała i jedyna taka okazja. Podchwyciłam i w pięć minut powiedziałam „tak”.
Córka była tu służbowo przez dobrych kilka dni robiąc objazd po wielu miastach Węgier w siedzibach firmy, nie mając jednocześnie zupełnie czasu na zwiedzanie.
Ja przyleciałam do niej w piątek rano.
Na zdjęciu z samolotu udało mi się złapać widok na Wyspę Św. Małgorzaty na Dunaju.
Z lotniska do centrum miasta jechałyśmy autobusem, a następnie metrem.
W metrze na każdym kroku dało się zauważyć mocną propagandę rządową na temat udziału w odbywającym się wczoraj 2. października referendum obywatelskim na temat chęci przyjęcia przez społeczeństwo uchodźców. Rząd forsował ostro odpowiedź na NIE. Oplakatowane było całe miasto.
W kilka dni potem znamy już wyniki referendum, nie wzięło w nim udziału minimum, tj. 50%, zamiast tego do urn poszło 39,8% społeczeństwa, więc referendum jest nieważne, nawet jeśli większość która poszła, faktycznie była na nie.
Oprócz rządowej propagandy funkcjonuje oczywiście opozycja, jest nawet coś w rodzaju naszego Soku z buraka znanego z FB. Oni też wywieszają wiele plakatów a nawet bilboardów, ośmieszających propagowanie oczywistości przez rządzących.
I to tyle polityki w tym wpisie, od tego momentu będzie już tylko o naszej wycieczce.
Węgry i Polskę łączy wiele wspólnych elementów historii, w tym tej najnowszej. Tę i podobne tablice widać było w wielu miejscach.
|
W mieście pełno jest dwujęzycznych tablic upamiętniających to wzajemne wsparcie |
Wielkim plusem naszego mieszkanka okazała się jego lokalizacja, mieszkałyśmy przez te 3 dni tuż obok Parlamentu i Placu Wolności. A poniżej centralny bank, odpowiednik naszego nbp.
|
To boczna fasada tutejszego narodowego banku Węgier |
Na Placu Wolności umieszczona jest fontanna w kwadracie, do której wchodzą wszyscy, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ten piesek nie chciał zdjęcia, panicznie się bał, miałam ochotę w jego imieniu nawarczeć na jego pana.
Wchodzą, bo kiedy się przez nią przechodzi, czujniki ruchu wyłączają w tym miejscu na szerokość metra fontannę. Mojej córce oczywiście udało się to zrobić prawidłowo.
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
Ja próbowałam trochę inaczej, czyli wejść przez wodę, trochę nad nią postać, żeby zrobić zdjęcie …
Już się pewnie domyślacie, co się stało. Tak, woda chlusta po chwili stania nieruchomo z powrotem w górę.
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
Tu jeszcze nic nie podejrzewam…
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
Na kolejnym zdjęciu już widać po niezbyt rozgarniętej minie, co mnie spotkało.
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
Tu próbuję się jakoś otrząsnąć z szoku i wody. 🙂
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
A w tym momencie stwierdziłam, że przy takiej pogodzie nie będę marudzić, jakoś to będzie i faktycznie w ciągu kolejnych godzin wyschłam na słońcu i wietrze.
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
|
Fontanna przy Placu Wolności w Budapeszcie |
Dodam, że te pierwsze mokre wrażenia wydarzyły się od razu pierwszego dnia w drodze na kwaterę, wykupioną na Airbnb. Pokoik okazał się malutki, ale gustownie urządzony.
Miła właścicielka od wejścia zaczęła rozmawiać z Gosią po węgiersku i tu zaczęła się moja część zdziwień, która utrzymywała się od samego początku pobytu przez właściwie całe jego trwanie. Wcześniej nigdy nie słyszałam mojej córki mówiącej w tym języku.
Mogłaby równie dobrze mówić po mandaryńsku albo w każdym innym dziwnym języku. W jej wykonaniu to wszystko brzmiało w każdym razie bardzo przekonująco. Tak wyglądało wnętrze naszej kamienicy-studni. Obdrapane i dość specyficzne, ale w pokoju było znacznie ładniej.
Weszłyśmy do pokoju, zostawiłyśmy rzeczy, trochę się odświeżyłyśmy i od razu ruszyłyśmy w miasto, chłonąc widoki i zapachy. Miasto jest bardzo mocno zapełnione autami, czuć mocno spaliny.
|
To nasze pierwsze wspólne śniadanie |
Nie mogłyśmy się oprzeć i obie dokumentowałyśmy każdą z tych naszych cennych wspólnych chwil.
Jednym z pierwszych odwiedzonych po drodze miejsc była ta mała kawiarenka, gdzie było nasze pierwsze wspólne cappuccino, zagryzione rogalikiem i kanapką z pastą serowo-paprykową (körözött). W końcu byłyśmy na Węgrzech.
Szłam zapatrzona w to miasto, w którym czułam się prawie tak, jak w Wiedniu. Austro-Węgry, jak żywe. Nie za wiele wyburzone podczas drugiej wojny światowej, za to zniszczone kryzysami panującymi tu już przez wiele lat. Splecione już na stałe z budynkami najnowszymi. Naprzeciwko wspomnianego wyżej banku
siedziba tutejszej giełdy.
|
Giełda w Budapeszcie |
Drugie ważne wrażenie to duża ilość bezdomnych na ulicach. Mają tu swoje prawdziwe miejscówki pod szerokimi fasadami budynków, w parkach. Są na każdym kroku, na każdej ulicy. Spokojni, choć oczywiście nie pachnący fiołkami.
|
Jedna z miejscówek bezdomnych w Budapeszcie |
Tuż obok pomnik, jeden z wielu.
|
Pisarz lub bojownik 1956 |
Bezdomni są spokojni, nie zaczepiają nikogo. Ich życie toczy się w sposób równoległy do wielkiego świata, pełnego rodowitych Węgrów i niezliczonych turystów.
Drugim rzucającym się w oczy pomnikiem jest nadal stojący i mający się dobrze pomnik wdzięczności żołnierzom radzieckim – wyzwolicielom.
|
Napis głosi: chwała bohaterom radzieckim – oswobodzicielom |
|
Pomnik na chwałę żołnierzy radzieckich w Budapeszcie |
W ścisłym centrum większość budynków wygląda tak, że właściwie każdy z nich ma długoletnią historię. Kamienica, w której mieszkałyśmy była niemal tak samo bogato zdobiona, co bank a wiele innych dorównuje architekturą może nie od razu parlamentowi, ale może się już mierzyć z operą.
|
Aż tu nagle przejechał trolejbus, ten akurat na silniku, ale sporo z nich jeszcze jeździ po mieście. |
Kolejne miejsce.
Stąd już zupełnie niedaleko zaczęło być widać chyba najbardziej znaną atrakcję Budapesztu: Parlament.
Parlament to historia sama w sobie. Fotografowałam go codziennie za dnia i nocą, a i tak każde zdjęcie ukazuje inne oblicze tego gigantycznego obiektu.
I znów Parlament w Budapeszcie.
I jeszcze raz Parlament.
Musiałam oczywiście mieć zdjęcie na tle Parlamentu.
A tu po prostu jeszcze inne zdjęcia Parlamentu.
I znów zdjęcia Parlamentu.
A tu pełne zaskoczenie: jeszcze jedno zdjęcie Parlamentu.
Czy już mówiłam, że to Parlament?
W tle Parlament, którego dawno nie pokazywałam, a na pierwszym planie ja z pomnikiem znanego pisarza. Niestety napis pod pomnikiem nawet dla tubylców był nieczytelny.
W ramionach pisarza musiała też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie moja córka.
Ten pierwszy wpis i tak wydłużył się już niesamowicie, a my jeszcze nawet nie jesteśmy pod koniec pierwszego dnia zwiedzania.
Muszę na dziś kończyć, mam jednak zamiar pokazać Wam jeszcze z tysiąc zdjęć z tego niesamowitego miejsca i totalnie Was nim zainspirować.
Stosowane powszechnie na do widzenia w młodszej części społeczeństwa pożegnanie „Szia!”, stosowany, kiedy mówimy do jednej osoby, wymawia się w zasadzie tak samo jak angielski zwrot: see you, a kiedy mówimy do większej ilości osób to”sziasztok!” (o wymowę proszę zwracać się do mojej Córki :).
To na razie, si ya.
Juz samo zwiedzanie jest zajmujace, ale mozliwosc pobycia z corka przez tak dlugi czas bylo na pewno bezcenne. Nie bylam nigdy w Budapeszcie, co najmniej ze strachu przed jezykiem. 😉
To prawda Aniu, to była fantastyczna możliwość spędzenia razem czasu. I wykorzystałyśmy ją jak najlepiej. Języka bardzo trudna :)))!
wo hast die Rote hose her ?? 😉
Quatsch… Budapest ist geil… kilka razy tam juz bylem, ale jak pewnie i ty piszesz jeszcze nigdy jako Turysta … .. pewnego dnia i tego dokonam …
Die Hose habe ich schon seit letzter Saison :).
Do Budapesztu naprawdę warto się wybrać, zresztą nie tylko tam, pokażę Wam w następnym wpisie kolejne ciekawe miejsca.
To ja się już martwić zaczynam, bo nie ma Cię i nie ma, a Ty sobie po Budapeszcie spacerujesz? Też bym tak chciała 🙂
Nie musisz się martwić, nawet jeśli przez najbliższy miesiąc bym nie pisała. To będzie jedynie oznaczać, że prostuję sprawy. 🙂
Wszystko idzie dobrze, dzięki!
A Budapeszt naprawdę wart zobaczenia! Szczególnie, kiedy ma się taką przewodniczkę 🙂
Poszłaś dokładnie moimi śladami z ubiegłego roku. Idealnie! A na Wyspie byłaś? My jeździliśmy po niej kolejką:)
Byłyśmy raz na Wyspie – wieczorem, teraz kolejka a raczej tory są w remoncie, pokażę przy następnym wpisie. 🙂
Zacna wycieczka 🙂 I wspaniale, że spędziłaś tyle czasu z córką, bo domniemam, że to nie często się zdarza.
A córką się Ciebie nie wyprze, te same oczy.
Też się cieszę, niedługo będzie jeszcze mniej okazji. 🙂
A wycieczka naprawdę przecudna!!!
ach, te imprezy koncertowe w Ifjusagi Park… i wiele, wiele innych wspomnień… dawno nie byłem w Budapeszcie, robisz mi smaka na szybki wypad…
pozdrawiać jzns :)…
Piękne miasto Piotruś, jeśli dawno nie byłeś, to warto teraz odwiedzić. :))
pozdrowienia
Nie trzeba wywalać pomników. W końcu to świadkowie nasze historii.
Nie stają czasem dla przestrogi.
Też jestem za zostawianiem pomników, to świadkowie autentycznej historii.
pozdrowienia