
Nie miała w ogóle ochoty zejść.
Męskie plecy też okazały się wygodne.
Ale od początku. Żeby wyjechać samemu pakuje się tylko własne rzeczy. Wyjazd z kotem oznacza, że trzeba zabrać ze sobą kicię w kocim kontenerze, który musi być wyłożony wygodnie ręcznikami czy kocykami. Do tego najlepiej jedzenie na cały pobyt, kuwetę z łopatką (raz nie zabrałam i teraz już na stałe wożę w samochodzie :), żwirek na zapas, kocie jedzenie i miski, drapak itd.
Przez drogę nasza kicia raczej jest za bardzo przejęta, więc nic nie jada, ani nie pije. Staram się więc chociaż przetrzeć jej mordkę na postojach na mokro, czy podać trochę wody do pyszczka na palcu.
Jedno, co zawsze chętnie zjada, to zlizuje mi wprost z palców spienione mleczko z cappuccino. A i tak większość drogi przesypia. Przypinam jej kontenerek zawsze dokładnie pasem do siedzenia.
A czasem woli nie wysiadać, tylko posiedzieć sobie wygodnie w kontenerku. Tak było kiedy jedliśmy po drodze obiad.
W dniu wyjazdu rano jeszcze puściliśmy ją na ogródek na spacer, a potem ruszyliśmy w drogę.
Na postoju po kilkuset kilometrach, czyli już w Polsce, zabrałam ją na smyczy w trochę bardziej odludne miejsce, żeby miała szansę na mały spacerek i siku.
Udało się jedno i drugie.
Tym razem przyjechaliśmy do Polski oboje. Ja miałam przez pierwszych kilka dni zlecenie. Kolejne dni spędziliśmy w moim nowym jeszcze niewykończonym mieszkaniu w Warszawie z kotkiem.
Oprócz tymczasowej sypialni, łazienki i kuchni, wszystko w trybie camping, mamy do dyspozycji plastikowe meble i przenośną lodówkę. Ale najważniejsze, że nie waletuję już u przyjaciół i nie muszę do nich podrzucać Mozarta. 🙂
Kicia jest wprawdzie codziennie od nowa mocno zbuntowana i niezadowolona, że nie może wychodzić na dwór, a pozostaje jej tylko wystawanie na smyczy na balkonie.
No ale lepsze to, niż nic. A tu jej na pewno nie wypuszczę, bo to pierwsze piętro.
Dziś do kici przyjechała moja mama, która nie widziała jej od miesięcy. Na początku kicia nie wiedziała, o co chodzi, ale po chwili cała szczęśliwa już się bawiła z babcią. A potem usnęła, a kiedy wychodziliśmy, nawet nie poszła się z nami pożegnać.
Zostawiliśmy kicię z mamą w mieszkaniu i kilka godzin temu dotarliśmy samochodem na miejsce przeznaczenia.
Z chęcią opiszę wam niedługo, jak wygląda nasz urlop. Na razie napiszę tylko, że to bardzo malownicza okolica.
O, to na urlop przyjechaliście ?
Miłego odpoczynku i głaski dla Kici 🙂
Cześć Krysiu, tak na urlop. I już wypoczywamy :).
Dziękuję, głaski póki co rozdaje moja mama.
Ciekawe czy koteczka pamieta poprzednie podroze, bo bylo ich troche i dlugie sa, najwazniejsze ze dobrze czuje sie we wlasnym kontenerze, no i robicie postoje. Nie ma to jak wakacje.
Pamięta, ze mną jeździła nawet chętnie. Ale dla niej co za dużo, to niezdrowo. Wakacje … opiszę jeszcze. Bo u mnie nie ma nic normalnie jakoś.
Cóż, dlaczego mnie pewne rzeczy już nie dziwią? Kot moich rodziców wskoczył kiedyś mamie na plecy, gdy sięgała po coś na stół i w najlepsze ułożył się do snu. I jak myślisz, co na to mama? Stała zgięta w pół, oparta o stół przez dwie godziny, aż kotek się wyspał i zszedł! A tato przyniósł jej książkę do czytania 🙂
🙂 🙂 🙂
Hmmmm, też bym się pewnie nie podniosła, tylko ew. bardzo ostrożnie ułożyła koteczka w takiej pozycji, żebym go jeszcze głaskać mogła!!!
Udanego wypoczynku 🙂
Dziękuję. Staramy się mimo pogody!
Mój kot nienawidzi podróży. Ale jak już jest w miejscu docelowym, zachowuje się naturalnie, jest ciekawska i wszędobylska. Sama droga to MASAKRA dla wszystkim. NON STOP głośno MIAUCZY.
Moja na szczęście nie miauczy, tylko dość dobrze znosi podróże, przynajmniej ze mną. Taki miauczący kot godzinami to faktycznie masakra!
A wypuszczacie ją w nowym miejscu? Bo my tylko w mieszkaniu…
chyba Ci kiedyś coś wspominałem o moich znajomych trampujących z kotem po Europie… gdy mieli zmieniać miejsce koczowania, kot od razu się orientował, co się odbywa obserwując ruchy przedwyjazdowe, szybko plasował się na swoim ulubionym miejscu aucie, komenda "do wozu" była zbędna, takie coś nie funkcjonowało…
zrobisz jeszcze kilka kursów i Mozart świetnie załapie o co chodzi, które Twoje wyjście do auta jest TYM właśnie wyjściem, którego się nie olewa, tylko współpracuje…
p.jzns :)…
To faktycznie niezwykły kot. Moja by uciekła i dwa dni lub trzy nie wracała. A potem by wróciła jakby nigdy nic. Bardzo niezależna istotka.
Ale ogólnie jeździ całkiem dobrze 🙂
Pozdrowienia
🙂 moja siostra od lat podróżuje z psicą – w jedną stronę robią ponad 2 tys km. Pies znosi to świetnie – ale kot w podróży – no szacun 🙂
Z psicą można wszędzie, ale z koteczkiem to już wyjątki są. 🙂