
Zmieniłam się. Piszę o ostatnim roku. Nie bardzo chodzi o ten czas od moich ostatnich urodzin, raczej o to jak zmieniła się Osoba, którą byłam rok temu. Ile się zmieniło?
Może pozwolę sobie na słowo wstępu. Kiedy nareszcie zdecydowałam o przeprowadzce w nowe miejsce w wirtualnej rzeczywistości, moją pierwszą potrzebą było odejście od klasycznego na moim ostatnim blogu pisania o mojej codzienności. Nie wiem, czego oczekiwałam, ale na pewno miałam nadzieję, że kiedy nowy blog ujrzy światło dzienne, to i ja się zmienię i dostanę skrzydeł na tyle, żeby pisać już tylko historie lub eseje o szerszym znaczeniu, a na pewno bardziej uniwersalne.
Ale potem zdarzyło się sporo w moim życiu zawodowym, a życie popłynęło, jak to życie. I jak to bywa z planami, trzeba je dostosować do rzeczywistości, bo nagiąć rzeczywistość do nich to najczęściej zadanie nie do spełnienia.
I jest tak, że chyba jednak ta IW, ta z 2019 już nie jest tą samą osobą, która zaczynała blogowanie w 2009. Ani nie jest tą samą osobą, którą była rok temu.
Zmieniłam się :).
Zmieniłam się nawet na zdjęciach, ale i pod względem tego, co chcę przekazywać na moim blogu. Oraz jaką jestem Osobą.
Kiedyś nie zastanawiałam się za długo, tylko siadałam, pisałam posta, czytałam raz, żeby skontrolować i ewentualnie poprawić literówki i błędy, a potem naciskałam bez większej filozofii przycisk „Publikuj”. I nie to było najważniejsze, czy ktoś się tym ucieszy tak, jak ja. Oczywiście czasem miałam marzenia, żeby jednak ktoś, coś, kiedyś. Ale nie były one konkretne, raczej ograniczały się do małej grupy kilkudziesięciu osób, które będą tu bywać, bo będzie im u mnie po prostu i zwyczajnie dobrze, że poczują, że to ich miejsce, bo ktoś akurat trafia w ich gust, upodobania, ich spojrzenie na świat. A może nawet dopowie coś, co one potem w swoim życiu użyją.
Nie chciałam pisać nudno, bo zbyt mocno szanuję Was, żeby Was zanudzać. Ale czasem naprawdę człowiek jest tak zajęty codziennością, że na bloga nie ma już energii i siły, nie mówiąc już o dopracowaniu jakiegoś eleganckiego czy nośnego tematu.
Ciągle jestem w trakcie poszukiwań.
Zaglądam do moich archiwalnych wpisów na blogu, próbuję znaleźć któryś, którym chciałabym się podzielić dziś, kilka lat później. Sama sprawdzam, co mnie rajcuje, o czym podyskutowałabym z obecnej perspektywy, i teraz chcę Wam dawać coś więcej. Mam nadzieję, że mi się uda. Znalazłoby się parę wpisów, do których chętnie bym sięgnęła. Niestety z niektórych wpisów hurtem skasowałam kiedyś zdjęcia w szale porządkowania profilu na G+, skąd brałam zdjęcia do bloggera, i musiałabym ich teraz ponownie szukać na blogu i wklejać. Zwyczajnie mi się jednak nie chce. Nie teraz. Inne wpisy najchętniej napisałabym od nowa. Albo poprawiła. Ale skoro tak, to ja już wolę pisać nowe teksty.
Z drugiej strony nie chcę pozwolić, żeby to moje piękne nowe miejsce zarastało pajęczyną, toteż wracam do pisania i chcę to robić częściej. Bo naprawdę lubię tu być, być z Wami, przyczyniać się do Waszej radości i podnosić mój poziom serotoniny, wiedząc, że napisałam coś, co jest czegoś warte.
Tak więc dziś napiszę o tym, co się zmieniło, od kiedy awansowałam na osobę dojrzałą, bo z pięćdziesiątką na karku chyba mogę tak o sobie powiedzieć.
Nie, nie olśniło mnie w chwili, kiedy kalendarzowo ta pierwsza cyferka wyskoczyła mi na liczniku. Właściwie moje urodziny upłynęły w nastroju życiowo dość melancholijnym i w mojej głowie nie było dodatkowo miejsca na rozkminianie, jak i czy w ogóle zmieni się teraz moje życie pod wpływem zmian uwarunkowanych numerem PESEL.
Dostatecznie mi się wtedy życie zmieniało pod każdym względem, żeby zauważyć jeszcze i tamte zmiany.
Rok temu w połowie kwietnia właściwie już żyłam sama, wiedząc, że wszystko wskazuje na to, że wkrótce się wyprowadzę z jeszcze wspólnego domu.
Opóźniałam ten moment czując, że będzie to dla mnie bardzo trudne. Wiedząc, że wszystkie moje plany osobiste układane od prawie pięciu lat rozpłynęły i rozeszły się w szwach niby jakiś sen złoty, który jakby nigdy się nie przyśnił.
Bywa. Kto nie przeżył, ten nie zrozumie. Kto przeżył – westchnie, a może uroni łezkę na wspomnienie takich chwil we własnym życiu.
Jednocześnie wiedziałam, że właśnie wtedy rozpoczyna się nowy projekt zawodowy, który w całości zmieni moje życie i jednocześnie dzięki któremu zostanę w Niemczech – przynajmniej na kilka lat. To spowodowało, że wszystkie moje siły, myśli i energię z konieczności ale i z wdzięcznością, że mam w co, władowałam właśnie w ten projekt. Bez reszty poświęciłam się pracy. Na tyle, na ile mogłam. Na tyle, na ile pozwalał mi na to stan Mozarta, który też jeszcze wtedy był bardzo chorym kotkiem, o którego życie i zdrowie bardzo się obawiałam.
Spoglądam na zdjęcia.

IW 04.2018
Jechałam wtedy do Polski – nie pamiętam już czy do pracy, czy dokupić kolejne elementy potrzebne do remontu mieszkania. Pewnie jedno i drugie, bo mi się to jedno z drugim najczęściej łączyło i nakładało.
Tak więc jednego dnia w Parku w Bremerhaven witałam krokusy i narcyzy, a już dwa dni później siedziałam przy niedzieli u Przyjaciółki na tarasie, napawając się jej świeżymi kwiatami.
Przeskakuję cały rok i spoglądam dziś w lustro.
Widzę Osobę, która sporo przeszła w ostatnim roku. Która zaliczyła kolejne rozstanie, wtedy jeszcze nie wiedząc właściwie dlaczego. Która postanowiła mimo wszystko się po raz kolejny nie poddać, tylko podnieść, otrzepać i pójść dalej, nawet jeśli uśmiech w tych warunkach raczej nie przypominał jej zwycięskiego uśmiechu z najlepszych chwil. Która zwątpiła najbardziej, jak to możliwe, a jednocześnie postanawia, że skoro tak, to OK, niech tak będzie, będzie sama, ale i sama jednak chce żyć.
Która dostała szansę na nowe rozdanie i cały czas stara się pozostać w grze.
Dziś patrzę w lustro i widzę jeszcze coś.
Osobę, która powoli zaczęła dostrzegać swoje prawdziwe ja. Która uczy się każdego dnia, jak wydobyć z siebie to, co najlepsze. I teraz już nie głównie po to, żeby cieszyć pozostałych, ale żeby ucieszyć i docenić siebie. Która uczy się każdego dnia, że życie nie przypomina wprawdzie ani bajki, ani scenariusza filmów romantycznych, ale że mimo to jest na tyle fajne i ciekawe, że warto żyć.
Która umie powiedzieć, że nawet jeśli ten dzień był chooojowy, to wcale nie musi oznaczać, że teraz to już tylko zjazd i good bye. Która nadal robi dobre zdjęcia, potrafi przekazać słowami na tyle dużo, żeby nadal chciało jej się prowadzić bloga. Która doszła w projekcie zawodowym do miejsca, w którym zaczyna się on powoli kręcić. Która w projektach życiowych zaczyna – na razie bardzo nieśmiało – ale jednak dawać sobie jakiś procent szansy, że może jeszcze kiedyś, coś, jeśli ktoś. A jeśli ktoś, to jednak ten ktoś musiałby spełniać też jakieś jej wymagania, a nie tylko ona spełniać jego.
Która powoli coraz mniej krytycznie patrzy na siebie, nawet jeśli jeszcze nadal nie akceptuje siebie do końca – jakby można było tu odkroić, tam podnieść, a jeszcze gdzie indziej wygładzić, i gdyby nie obawiała się, że potem będzie znacznie gorzej, to całkiem prawdopodobne jest, że by to zrobiła. Wreszcie Osobę, która postanowiła dbać o siebie mimo wszystko. Mimo, że efekty zawsze będą na tyle niedoskonałe, że pewnie nigdy jej nie zadowolą w pełni. I dawać sobie każdego dnia szansę, że jednak będzie patrzyła lepiej na siebie i swoje odbicie w lustrze. A nie tylko na swoje osiągnięcia zawodowe czy remontowe.
Mrs Perfekt, która wreszcie zaczęła zadowalać się coraz częściej mniejszą perfekcją. Co nie znaczy, że nadal dążenie do niej nie stanowi jednego z jej głównych celów. Bo nadal jest Osobą, która lubi mieć cele, dążyć do nich i od czasu do czasu odczuwać to wielkie WOW, kiedy jakiś cel jednak się udaje zrealizować.
Spoza tego wszystkiego wyłania się jednak jeszcze ktoś. Jest to Osoba, która wreszcie po latach dopuszcza znowu swoją marzycielską, rozluźnioną, a czasem wręcz oderwaną od rzeczywistości część natury. A nawet pozwala jej dosiąść obłoków, wznieść się na nich o wiele wyżej, niż przez wszystkie ostatnie lata i obserwować całość wszelkiej marności i cudowności z samej góry. A czasem z samej góry to wszystko po prostu olewać. Tak jak to robi większość. I nawet nie odczuwać z tego powodu aż takiego dysonansu.
Bo i tak wie, że za chwilę znów zostanie przywołana natura porządna, żeby nie powiedzieć porządnicka, do obrzygu racjonalna i pozbawiona mrzonek, pracowita, dążąca do konkretów, dookreślona.
Ale w czasie wolnym – znów będzie można oddalić się mentalnie gdzieś dalej i przeskakiwać z obłoku na obłok.
Wie versprochen
Clueso
Man sagt, alleine reist man so viel schneller
Und ich zähl’ bis Hundert mit einer Hand
Seltsam wie dieser Ausblick die Sicht auf alles verändert
Man kann die Welt da unten nur erahnen
Wie versprochen steh’ ich jetzt hier oben
Es ist so befreiend
Man berührt mit seiner Hand fast die Wolken
Ich würd’ so gerne mit dir teilen (so gern)
Keine neue Nachricht von dir seit Dezember
Doch ich genieß’ den Tag und kein’ Empfang
Morgen wieder zurück in dem Café am Fenster
Vertraute, fremde Sprachen nebenan
Wie versprochen steh’ ich jetzt hier oben
Es ist so befreiend
Man berührt mit seiner Hand fast die Wolken
Ich würd’ so gerne mit dir teilen (so gern)
Ich schreib’ auf meine Rechnung ein paar Zeilen
Streiche ihren Klang
Und jeder Gedanke versinkt ins Schweigen des Berges nebenan
Songwriter: Daniel Flamm / Thomas Huebner
Songtext von „Wie versprochen” © Universal Music Publishing Group
Moje robocze tłumaczenie tekstu piosenki:
Jak obiecałem [a może Zgodnie z obietnicą]
Clueso
Mówi się, że samemu podróżuje się o wiele szybciej
A ja potrafię policzyć do stu na jednej ręce
Dziwne, jak ten widok zmienia spojrzenie na wszystko
Można tylko domyślać się świata tam gdzieś na dole
Jak obiecałem, stoję teraz tu na szczycie
To tak wyzwalające
Ręką można prawie dotknąć chmur
Tak bardzo chciałbym to z Tobą dzielić (tak bardzo)
Żadnej wiadomości od Ciebie od grudnia
ale ja rozkoszuję się dniem i brakiem zasięgu
Jutro znowu wracam do Kawiarni przy Oknie
swojskie, obce języki obok mnie
Jak obiecałem, stoję teraz tu na szczycie
to tak wyzwalające
Ręką można prawie dotknąć chmur
Tak bardzo chciałbym to z Tobą dzielić (tak bardzo)
Kreślę na moim rachunku kilka strof
głaszczę ich brzmienie
I każda myśl niknie w milczeniu pobliskiego szczytu
Autor słów: Daniel Flamm / Thomas Huebner
Tekst piosenki „Wie versprochen” © Universal Music Publishing Group
***
Pomyślałam, że będę się z Wami dzielić od czasu tekstami niektórych niemieckich piosenek, może dzięki temu stanie się zrozumiałe, dlaczego są dla mnie tak piękne i o czym tam mowa. Tylko cała piosenka razem z tekstem tworzy całość, którą można odczuć i przeżyć. Tak więc proszę oto pierwsza piosenka – specjalnie dla Was ode mnie. 🙂 Moja ulubiona ostatnio.
TAK. Zmieniłam się. Dziś uważam się za OSOBĘ WOLNĄ.

IW 04.2019
Móc powiedzieć tak o sobie, jak Ty to teraz robisz, to wielkie osiągniecie i dojrzałość, świadomość swoich oczekiwań jest ważna, a jeśli przy racjonalnym podejściu do życia i codziennych spraw potrafisz pielęgnować marzycielska naturę, to sukces tym większy.
Widać w twoich oczach przejścia ostatniego roku, ale i spokój chyba, tak myślę.
Droga stamtąd do dziś trochę trwała, nie ukrywam. Ale ta świadomość kim jestem, co mogę, co osiągnęłam i czego już się nauczyłam daje mi wielką siłę. A o tej mojej marzycielskiej naturze właściwie niemal zapomniałam przez ostatnie lata. Tym bardziej się cieszę, że ją odgrzebałam i znów używam, bo się stęskniłam :). Spokój już wrócił, ten taki dobry, a nie taki pozorny. 🙂
Zaczytałam się totalnie. Proces, przez który człowiek przechodzi z punktu A do punktu B. I potem to uczucie w punkcie B, gdy już rozumiesz, co się stało w punkcie A, co to oznaczało i dokąd miało cię doprowadzić. U mnie w przyszłym roku zmiana kodu na czwórkę z przodu, a w głowie chwilowo zagościła hmm… „starsza pani”. Zmęczenie pewnie. Ale może i wreszcie do mnie dociera, że ta pani w lustrze już nie ma lat 20? Człowiek w swojej głowie dłuuugo zatrzymuje się w pewnym bardzo zamierzchłym czasowo miejscu, w kwestii wyobrażenia na swój temat. Ech…jakoś mi dziś melancholijnie 😉… Czytaj więcej »
Te zmiany na liczniku jakoś nigdy do mnie nie docierały aż tak mocno, na szczęście mam naturę humanistki i to mnie chyba chroni przed postrzeganiem siebie jako jakiegoś nośnika cyferek, czy ich chodzącego licznika. 🙂 Starsza pani może mieć pozytywne konotacje :), moja przyjaciółka tłumaczka mawia o swoim trybie dobowym już od dawna: ja już jestem starsza pani, ja się muszę wyspać. Urocze, nie uważasz? 🙂 W głowie to ja mam max tuż po trzydziestce, kompletnie nie czuję tego upływu czasu, tylko nie wiem, jak to się stało, że dziecko już mam takie dorosłe, z drugiej strony to fantastyczne uczucie!… Czytaj więcej »
Boskie! Kupuję to zdanie Twojej przyjaciółki 😀 Sen to najprzyjemniejsze zajęcie świata jak dla mnie. W temacie piosenek podzielam Twoje zdanie. Czasem sama bywałam zaskoczona jak nieraz dziwnie brzmiące utwory stawały się moimi ukochanymi dopiero gdy wiedziałam o czym jest tekst. Co do mojej osoby, to w ogóle dość zabawnie jest od paru lat, bo po całym życiu bycia ciemną brunetką, stopniowo stałam się miodowym blondem. Nieraz wyskoczę z jakimś tekstem o blondynkach, po czym sobie przypominam, że ja też blond no i zaczynam z siebie rechotać. W mojej głowie wciąż jest wyobrażenie siebie jako 29-letniej brunetki z nadwagą, czasem… Czytaj więcej »
No ładnie…teraz ja się nie odkleję od tej piosenki 😉 Natarcie na F5 😀
Bardzo mi miło! 🙂 Na zdrowie, mam w zapasie jeszcze kilka utworów tego muzyka, bo większość jest muzycznie równie dobra i słowa też są dobre. Jedną przetłumaczę na pewno – może nawet zrobię z tego cykl. O!
Pieknie opisalas swoje przemyslenia, mysle ze Ty jestes bardzo otwarta na ciekawe zycie, nie boisz sie nowych wyzwan, nawet w trudnych sytuacjach swietnie sobie radzisz, wychodzisz zyciu naprzeciwko, wiec mnostwo prze Toba, najwazniejsze czuc sie mloda wewnetrznie.
Na życie na pewno jestem otwarta, tego nie zmienia wiek. A może nawet bardziej potrafi otworzyć, bo człowiek wie więcej i więcej przeżył oraz odpadają mu pewne rzeczy, jak niepotrzebny balast. I tak. czuję się wewnątrz młoda. 🙂 Dopóki ciało daje radę, jest dobrze. A jak czasem jestem w gorszej formie, to tylko na chwilę zastanawiam się, co zrobić, żeby było w lepszej. I już. To takie proste. Jeśli się to zmieni, będę się nad tym wtedy zastanawiać. 🙂
Pozdrowienia Marigold
Wiesz co pomyślałam, jak zobaczyłam pierwsze zdjęcie? Twoja luzacka poza, podarte dżinsy i chustka na głowie? Że Ty młodniejesz w oczach!! Też czasami zaglądam do archiwum, ale zauważyłam, że tamte teksty musiałabym mocno przeredagować. Wiele już usunęłam, kilka z nich zostawiłam na przyszłość. Może je poprawię wedle mojego dzisiejszego rozumowania i opublikuje w wolnym czasie. Na razie mam taką wenę, że nie narzekam na brak blogowych pomysłów. Choć zaprząta mnie nowe zajęcie, to zawsze znajdę czas żeby zrobić kawę i coś napisać. Ciągnie mnie do tego ogromnie, blogowanie sprawia wiele radości. I możliwość porozmawiania z innymi użytkownikami internetu też jest… Czytaj więcej »
My się jednak mocno zmieniamy na przestrzeni lat. I te starsze teksty już zupełnie nie oddają tego, co czujemy dziś. Chętnie bym czasem przeredagowała coś starszego, ale faktycznie wolę się skupiać na tym, co mnie zaprząta obecnie. Sprawia mi to równie dużo radości, mam znów prawdziwą frajdę, że mam gdzie i mogę się czymś dzielić z Wami, dyskutować przy porannej kawie lub wieczornym kubku herbaty ziołowej.
Dzięki za komplement – czuję się młodo. Nadal 🙂 Czasem tylko się dziwię, jak to możliwe, że tyle mi wskazuje licznik. Ale akceptuję to, bo tak po prostu jest. 🙂 Uściski!
Zmiany to fenomenalna sprawa. Dlatego właśnie tak mnie cieszy blogowanie i czytanie innych blogerów, szczególnie gdy znam ich już kilka lat. Wspaniale jest obserwować, jak piękniejemy 🙂
Często ludzie narzekają na zmiany, że za dużo, za często, nie tak, nie w tę stronę. Dobrze jest sobie więc czasem uświadomić, że zmiany są potrzebne, są dobre, że dają nam szansę na rozwój. Też lubię obserwować i czytać innych. Jak ładnie napisałaś, że piękniejemy 🙂
Nie zmieniać się, to się cofać. To pięknie, że mimo jakiejś tam liczby w PESELU są Ludzie którym się chce zawalczyć. Przede wszystkim o siebie💕
Każdy ma jakieś tam cyferki na liczniku, bo to nieuniknione. Zużywa się materia, ale duch i moc mogą się właściwie dzięki doświadczeniu wzmocnić. I warto zawalczyć, najczęściej coś się zyskuje tylko kiedy się walczy, samo jakoś raczej nic nie przychodzi. 🙂
Mnie do kolejnej walki zebrało coś, co pozornie mogłoby się wydawać powodem do poddania się- terapia Młodej. Ona się rozsypała, a ja podjęłam walkę. O nią, o siebie, o nas. Tylko teraz walczę inaczej, w zgodzie z sobą, a nie przeciw sobie.
Czy terapia Młodej polega m.in. na zmianie diety? U mnie niestety zmiana diety wprawdzie była na stałe, ale zaszło dużo zmian w życiu, podczas których czasami odpuszczałam sobie moją zdrową dietę, stąd walka ciągle trwa i właściwie znów zaczyna się od nowa… Ale też walczę w zgodnie, a nie przeciw sobie, to bardzo ważne 🙂
Ciekawie to wszystko opisałaś. A oprócz tego łaczą nas dwie rzeczy: mieszkałam w Niemczech( prawie 30 lat) i kocham koty:)
Pozdrowionka serdeczne
Dziękuję, miło że zajrzałaś. 🙂 Czyli teraz już tam nie mieszkasz? Kota mam jednego i pewnie przy tym już zostanę. 🙂
Pozdrowienia
Iw, przede wszystkim muszę, no po prostu muszę Ci powiedzieć, że jesteś bardzo piękną kobietą. To trochę wkurzające, biorąc pod uwagę tą 50tkę, bo nie dość, że piękna, to i 50 w Tobie nie widać:-)
Cieszę się, że mimo zawirowań w Twoim życiu doszłaś do takiej formy, którą my tu naocznie widzimy. Trzymam kciuki, dobrze że piszesz.
Kilka Iw pojawiło się na moim blogu na przestrzeni lat, czy jest to możliwe, że znałyśmy się już w jakimś Twoim poprzednim blogowym wcieleniu?
Dzień dobry Beatko, po pierwsze dziękuję za komplement, od kobiety to zawsze duża satysfakcja, bo kobiety zwykle mają opory w chwaleniu innych kobiet. Ja nie mam, cieszę się, że Ty też nie, w dodatku skoro piszesz, że trochę to wkurzające – to musi być szczere :). No dzięki – na geny nic nie poradzę, a uroda to i tak tylko kwestia gustu. Jednemu się podobam, inny woli inny typ urody. Ja co najważniejsze dla mnie – czuję się dobrze i coraz lepiej sama ze sobą. A nad formą jeszcze pracuję, bo wiem, że można wycisnąć więcej, ale bez przesady z… Czytaj więcej »
Ja też dawniej bylam na Onecie, a te nazwy są mi chyba jakoś znajome. Fakt, że bywałam niesystematyczna, może to spowodowało, że się gdzieś minęłyśmy.
Nie pamiętam już blogów na onecie, nie piszę tam już od dawna, ale mam wrażenie, że już się spotkałyśmy na swojej drodze. Tutaj w zasadzie znów zaczynam sobie budować nowe wirtualne życie, więc po prostu bądź tu ze mną, jeśli Ci się podoba. 🙂 Ja z chęcią będę zaglądać do Ciebie :).
Och, Iwona, co ja mam Ci napisac? Ladna bluzeczke masz 🙂
Buziaki!
Aaa, dziękuję, nówka sztuka obkupiłam się trochę po dłuższej przerwie 🙂
mówi się, że ludzie są jak wino… kiepskie wino z czasem kwaśnieje i w ogóle jakaś baledra, berbelucha się z tego robi… co prawda czasem można tej sytuacji zaradzić, przepędzić to wino, ale bez żadnej gwarancji, czy wyjdzie z tego godne brandy, czy podłej jakości bimber… za to dobre wino z czasem szlachetnieje, nabiera mocy i innych walorów…
co ciekawe, to rocznik wina nie ma tu zbytniego znaczenia… tedy więc co nas obchodzi rocznik?… ważne jest tylko i jedynie, żeby wino było dobre…
p.jzns :)…
Bardzo piękna metafora Piotrze. 🙂 I tego się będę trzymać!
Ostatnir zdjęcie rewelacyjne 🙂
Bardzo Ci dziękuję moja Droga 🙂
To jest niezwykłe uczucie, kiedy możesz, a nie musisz. I kiedy okazuje się, że od Twojego „mogę” nie wali się świat 🙂
Piosenka ładna, chyba nawet kiedyś gdzieś już ją publikowałaś?
Pewna niemiecka piosenka, pewnej niemieckiej artystki jest moim osobistym symbolem odkrywania własnej… tożsamości, szczególnie tej na L. Ale to jest temat na bardzo długi elaborat 😉 więc może nie tym razem. 😉
I tak trzymaj. I wiesz, zawsze jesteśmy wolne, tylko nie zawsze o tym pamiętamy i czasem nawet kawałek nitki plączącej się koło stóp wydaje się nam łańcuchem.