
Kiedy uczyłam się pływać na desce z żaglem, bywało, że przez dłuższą chwilę niosło mnie na pięknej długiej fali, aż serce rosło od tego poczucia panowania nad sytuacją. Aż nagle nagły powiew czy zmiana kierunku wiatru w mig zwalał mnie z deski. Nie da się ukryć, że wtedy musiałam opić się wody, zanim wypłynęłam i znów weszłam na deskę. Nadal nie umiem dobrze pływać na windsurfingu, bo miałam za mało treningów, ale chciałabym znów do tego wrócić. W życiu radzę sobie – raz lepiej, raz gorzej. Ale mam znacznie więcej treningów za sobą. Znam różne strategie radzenia sobie ze zmianami, i poniżej będzie trochę o moich strategiach.
STRATEGIE UNIKANIA: ucieczka, znikanie, ucieczka w wirtualne życie
UCIECZKA
A gdyby tak uciec jak najdalej stąd, nie w Bieszczady, tylko gdzieś, gdzie naprawdę nie dociera nikt. Przydałaby mi się teraz jakaś bezludna wyspa, gdzie miałabym tylko mój szałas, a lepiej domek na drzewie. Tylko mało jadowitych i żadnych drapieżnych zwierząt poproszę. Albo niech to będzie miejsce nad morzem, bo uwielbiam patrzeć na wodę. Z pięknymi warunkami do wędrówek i spacerów.

Śnieżne krajobrazy BHV
ZNIKANIE
Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było w dzisiejszych czasach zlikwidować wszystkie swoje konta na mediach społecznościowych i tak po prostu zacząć być tylko w swoim realnym życiu? Ciekawa jestem, czy przyszłoby to łatwo, czy trudno. Czy gdyby cała nasza twórczość czyli pisanina i obrazki (np. moje foto-konto na Instagramie) nie ujrzała światła dziennego, bo pozostałaby w szufladzie nieczytana, ewentualnie w postaci wywołanych zdjęć na własnych ścianach. Wielu twórców internetowych czasem robi sobie takie przerwy na miesiąc w roku, żeby się zresetować i odpocząć od ciągłego kontaktu z ludźmi. Bo to wbrew pozorom też kosztuje sporo energii.
VIRTUAL LIFE
Chwilami jest to kuszące wyobrażenie, ale ogólnie jakoś żadnemu i żadnej z nas się nie spieszy. Wielu ludzi, najwięcej młodych, żyje obecnie głównie na poziomie wirtualnym. Głównie dlatego, że tu jest ciekawiej, większość sprawia naturalne wrażenie, ludzie są tacy piękni, elokwentni, tacy życiowy, mądrzy, ogarnięci, pełni twórczego zapału. A że wszystko jest wyreżyserowane – to normalne w tym świecie. I co w tym złego?…
I ci wspaniali ludzie z social mediów nawet kiedy padają, nie widzimy ich w tym stanie, tylko dopiero kiedy stają na nogi. I to się dzieje szybko, w zasadzie zanim się obejrzymy. Bo w międzyczasie, kiedy ich nie było, oglądaliśmy i czytaliśmy mnóstwo innych zabawnych lub ciekawych kont. A że ktoś w tym czasie przechodził osobistą gehennę czy okres najgorszego cierpienia – tego nie zobaczymy w social mediach. A jeśli ktoś się odważy popłakać przed kamerą i jeszcze pokazać to ludziom, już na zawsze pozostaje z tą plamą i może się najwyżej spodziewać, że wyśmieją go gdzieś w memach. Im bardziej znany, tym prędzej właśnie tak ktoś potraktuje jego łzy.
REAL LIFE
A tymczasem w codziennym realnym życiu zmagamy się ze zwykłymi słabościami. Teraz na przykład czeka mnie dokonanie rewolucyjnych zmian – czyli pożegnanie się z mnóstwem rzeczy, które ciągnę za sobą jeszcze od czasu, kiedy miałam dom w Polsce. Przychodzi czas, że takich zmian trzeba dokonać i nie ma przebacz. I już wiem, że będzie to ostra jazda bez trzymanki.
REAL PRALKA STORY
A tak w ogóle miałam opowiedzieć o pralce. A zatem tydzień temu zepsuło mi się wirowanie w pralce. A że akurat postanowiłam tego dnia wyprać sobie całą pościel plus jeszcze nakładkę na materac, która doskonale wciąga wodę…. No i głównie z tej nakładki zalało mi całą pralnię, latałam tam na szmacie dwa dni pod rząd, bo kałuża rozlała się obficie.

Pranie i obciekanie, kałuża ściekającej wody rozlała się wokół

Pralka Midea, była w promocji i ma wielką pojemność, aż 9kg!
Już myślałam, że po 2.5 roku moja tania pralka odmówiła posłuszeństwa i że skoro po gwarancji i firma niezbyt szeroko znana, to będę raczej skazana na kupno nowej. Aż tu nagle ktoś podrzucił mi pomysł, żeby przeczyścić filtr. Wiecie, ten na dole pralki, który sprawdza się może raz na rok. Otworzyłam więc filtr, wylały się chyba ze dwa litry wody (znów latanie na szmacie, bo zalane sporo podłogi w pralni), oraz niewielka ilość farfocli, ale też gumka do włosów! I to właśnie ta gumka zapchała mi odpływ i nie pozwoliła na odwirowywanie i odpompowywanie wody. Ufff. Pralka uratowana i kilkaset euro na nową też. Co jest dość istotne w obecnej chwili, bo to naprawdę nie jest czas na dodatkowe wydatki.
IW BOHATERKĄ W SWOIM DOMU
I jestem teraz taka dumna z siebie, że naprawiłam tę pralkę, bo przecież akurat teraz mi się zebrało prania na jeszcze kilka poważnych prań. Ogłosiłam się więc prywatnie bohaterką w swoim domu, przyznałam odznaczenie w postaci dodatkowego spaceru nad morzem wczoraj późnym popołudniem. Niestety było mroźno i ponuro, więc szłam tylko w jedną stronę zupełnie pustym deptakiem nad morzem, a wracałam już głównie przy ulicy, bo to jednak strach, nawet z gazem pieprzowym w kieszeni.
ZMIANY
Trochę lat życia mi zajęło, żeby zrozumieć, że zmiana jest nieodmienną i naturalną częścią ludzkiego życia. I żeby zrozumieć, że w moim życiu najczęściej zmiany prowadzą w konsekwencji do czegoś dobrego, a przynajmniej lepszego niż to co było.
Co nie oznacza, że przyjmuję je łatwiej, czy lżej od przeciętnego śmiertelnika. To oznacza tylko to, że może lżej akceptuję, że one są. I że nie ma to nic wspólnego z tym, że „życie jest niesprawiedliwe”, „ludzie są źli” oraz że rzadziej narzekam, że „znów muszę wszystko zmieniać”.
No niestety tak już jest, że życie zawiera mnóstwo zmian, zakrętów i przepaści, jest zróżnicowane niczym powierzchnia naszej Ziemi pod różnymi szerokościami geograficznymi i jest to naturalny stan rzeczy.
I nikomu nie jest z tymi zmianami łatwo. Każdy je na swój sposób przeżywa. Ja reaguję czasem takim przemęczeniem umysłu, przy którym bardzo trudno mi się myśli i na przykład zwykłe zadania w pracy, które normalnie wykonuję szybko i bez gadania, przychodzą mi w tej fazie ciężko, mozolnie, a czasem w ogóle. Wszystko to świadczy o przeciążeniu emocjonalnym nierzadko na granicy wytrzymałości.
Każdego w życiu spotyka przynajmniej kilka razy taki ciężki, trudny okres. Czasem jest się na niego lepiej, czasem gorzej przygotowanym.
JAK RADZĘ SOBIE ZE ZMIANAMI?
Jakiś czas temu myślałam na temat zmian ogólnie, ale dopiero pisząc ten tekst zaczęłam zadawać sobie szczegółowe pytania na temat mojego podejścia do zmian.
Czasem można przeciwdziałać zmianom i niektórym nawet udaje się robić to dość długo. Jest to strategia znana pod różnymi nazwami od chowania głowy w piasek, po ucieczkę lub zamknięcie się w swoim świecie. Ale po pierwsze nie wszystkim zmianom warto i trzeba się przeciwstawiać. Po drugie wszystkie powyższe strategie nie są dla mnie. Jestem zbytnią realistką, żeby chować się we własnym świecie. Oraz jestem na tyle niespokojna duchem, żeby nie tkwić w sytuacjach nie do zniesienia i często też jestem na tyle odważna, że wolę stawiać czoła zmianom i trudnościom, zamiast tkwić w nieznośnych dla mnie sytuacjach czy warunkach. A czasem zmiana dopada nas z zewnątrz i nic na to nie możemy poradzić. Czyli musimy się jej poddać i dokonać odpowiednich zmian w swoim życiu, żeby pójść dalej.
Jak zawsze mawiała moja mama, jestem typem walczącym. Ja sama też lubię postrzegać siebie jako wojowniczkę.
Kiedy dzieją się zmiany, które są nieuchronne, staram się przygotować do jak najlepszego przejścia przez nie.
Zawsze w pierwszych dniach i tygodniach, kiedy czekają lub zaskakują mnie zmiany, opracowuję plan działania.
Czasem jest tak, że coś się nam wali, a my nie byliśmy na to przygotowani lub za mało przygotowani. Szczególnie wtedy warto opanować pierwszy szok, usiąść i pomyśleć, czyli wykonać analizę sytuacji:
1. Co może stać się najgorszego? I jak mogę się przed tym uchornić?
2. Jakie działania muszę podjąć od razu, a jakie mogą poczekać?
3. Działać. Działać. Działać.
4. Odpoczywać i przeżywać.
Moje podejście jest takie. Na starcie można krótko przeżyć daną zmianę. Ale nie warto za długo opłakiwać tego stanu. Tu nie ma miejsca żeby patyczkować się ze sobą, czy lamentować. A przynajmniej ja tego nie robię w tej kolejności. Nawet jeśli doznaję szoku, to zaraz potem zaczynam bardzo intensywnie myśleć, rozważać swoją sytuację, szukać rozwiązań, aby zminimalizować straty i szukać nowych rozwiązań. Mam na myśli też straty emocjonalne. Bo czasem warto coś odpuścić, żeby zyskać spokój. Tak, właśnie spokój jest jedną z najcenniejszych wartości w życiu. Bo stres niszczy nas bardziej niż nam się powszechnie wydaje.
Dopiero potem mam etap, kiedy czuję, że mi wszystko odpuszcza, czyli przechodzę do stanu emocjonalnego przeżywania całej sytuacji.
I wtedy najchętniej znajduję czas, żeby odpoczywać, analizować, przeżywać, rozważać, dzielić włos na czworo, gadać o tym na wszystkie strony z przyjaciółmi.
Wiem, że ludzie przeważnie mają odwrotną kolejność działania, najpierw przeżywają, potem dopiero się zbierają i działają.
Ale mnie moja historia nauczyła właśnie takiego trybu postępowania. I doceniam tę moją cechę, bo dzięki temu ja już zwykle jestem po zakończonych działaniach i przeprowadzonych najgorszych bataliach w chwili, kiedy ktoś inny dopiero kończyłby przeżywać całą sytuację. I stąd się najczęściej bierze szybkość mojego działania. Przyznaję, że nie wszyscy za tym nadążają i czasem zaczynają ze mną rozmowę na temat aktualny jeszcze trzy dni temu, a na dzień dzisiejszy dawno przemyślany i zamknięty.
A jak Wy postępujecie w sytuacjach kryzysowych? Jak wtedy radzicie sobie z waszymi emocjami, jakie działania podejmujecie, a jakicj nie jesteście w stanie? Czyli w skrócie: jak sobie radzicie i co robicie, żeby przetrwać i wyjść z kryzysów?
Czy ktoś ma podobnie do mnie? Wynik moich ostatnich rozmów nawet z bliskimi przyjaciółmi naprowadził mnie na myśl, że to jednak bardzo indywidualny proces i każdy z nas przechodzi go po swojemu. Dajcie znać, jak to jest u Was.
Właśnie zastanawiałem się, co by się stało, gdybym zlikwidował swoje konto na wszystkich portalach społecznościowych. Pomyślmy… Fejsbuk – nic by się nie stało, bo nie mam tam konta. Nasza Klasa – nie mam. Instagram – nie mam. Twitter – nie mam. Jakieś inne, których nie znam – też nie mam. A gdzie mam? Tylko na Blogspocie i na Lubimy Czytać. Gdybym zlikwidował pierwsze, pewnie nic by się nie stało, poza tym, że pisałbym już tylko sam dla siebie. Drugie w zasadzie nie jest mi potrzebne, i choć je lubię, mógłbym bez niego żyć. Ale uciec nad morze też bym chciał.… Czytaj więcej »
Wiesz Nitagerze, konto na blogspocie też jest kontem w social mediach. I myślę, że bardzo wiele osób, w tym ja, byłoby niezmiernie zawiedzionych, gdybyś akurat ty nagle zamknął kramik że swoimi opowieściami. Ja się przywiązuję do ludzi nawet tych znanych mi tylko z sieci, jak Ty. Więc bardzo cię proszę, nie rób mi takich niemiłych niespodzianek. A Twoje konto na lubimy czytać też bym chętnie poznała, wiedząc, że tam pisujesz recenzje, miałabym po co też tam zaglądać. 🙂
Natomiast wyjazd nad morze i gapię nie się na statki zawsze uważałam za doskonałe zajęcie i też często mu się oddaję. 😊
A co do pralki – witaj w klubie domorosłych fachowców od wszystkiego!
No widzisz, mogłem Ciebie spytać, jak podłączyć ten domofon, a nie kombinować samemu.
W kwestii uszkodzeń mechanicznych to kłaniam się i do usług. Jednak w kwestii domofonu – chylę czoła, mnie by się ta operacja chyba nie udała. A w każdym razie chyba bym wolała wziąć fachowca i zapłacić, niż męczyć się samej. Aczkolwiek gdybym miała więcej czasu nie wykluczam, że szukanie takich rozwiązań też mnie pociąga i lubię sama rozwiązywać problemy domowe. 🙂
Gdybym tak zlikidowała oba blogi to pewnie część osób odetchnęłaby z ulgą, ale jako złośliwa baba zapewne nie zrobię im tej przyjemności. Konto na fb posiadam, z przyczyn czysto praktycznych, ale jakoś tam nic nie tworzę. Wszystkie zmiany w życiu bardzo przeżywam na bieżąco, a jak się denerwuję to nie mogę jeść i powiedziałabym, że zmiany działają na mnie po prostu odchudzająco. Tak po prawdzie to jak wiesz, nie bardzo co mam zmieniać. Jestem w takim miejscu swego życia że nie warto bo często „lepiej jest wrogiem dobrego”. No popatrz – zwykła gumka do włosów a tyle problemu narobiła!
U mnie niejedzenie jest już objawem skrajnych nerwów i nie zdarza mi się zbyt często.
Bywało, że ja z kolei że stresu się objadałam, ale ten etap też już za mną.
Proszę nawet nie wspominaj o zamykaniu blogów, bo twoja obecność w tym świecie jest dla mnie czymś oczywistym i koniecznym.
A co do zmian w twojej sytuacji to po prostu nie widzę potrzeby.
Tak. Mała gumeczka a tyle problemów. 😘😊
Samodzielność wpływa na nasze postepowanie i wybory. Brawa za pralkę, a swoja droga, jak bardzo dokucza brak czegoś, co uznaliśmy za niezbędne.
Czytałam kiedyś książkę o kobiecie-lekarzu, która skorzystała z okazji i zmieniła tożsamość, zamieniając się dokumentami z kobietą z wypadku. Ciekawa historia, tym bardziej, że miała rodzinę.
Ja lubię zmiany , ale chyba mikro, takie spektakularne chyba jednak nie…
Ciekawa ta historia ze zmianą tożsamości… Kusząca, powiedziałabym. 🙂
Lubię być samodzielna i lubię moją samodzielność.
Ale czy aż tak, żeby pożegnać się całkowicie ze swoim życiem, tego nie wiem.
Pewne zmiany same się zdarzają, inne powodują konieczność zmian i to takich życiowych.
Uściski
do deski z żaglem zrobiłem tylko jedno podejście /ale za to długie, trwające mnóstwo prób/ wiele lat temu i po tym (upiornym) doświadczeniu nigdy już nawet nie zbliżyłem się do tego sprzętu… … nie mam kont na żadnym z mediów społecznościowych /Facebook, Twitter, Instagram, etc/, ograniczam się jedynie do blogosfery, więc w moim przypadku ten problem jest pusty, nie ma go… mam jakieś tam konta inne, jak np. bank, sieć biblioteczna, czy też ZIP, ale rozumiem, że nie o to chodzi… … z pralkami miałem kilka przygód, długo by opowiadać… a to zżarta grzałka powodująca zwarcie i strzelające korki na… Czytaj więcej »
Ja miło wspominam próby pływania na desce z żaglem i może kiedyś jeszcze mi się uda. 🙂
Co do kont – wielu blogerów starszej daty, do których chyba większość z nas się ogranicza do bloga.
Mam nadzieję, że nie będzie za dużo takich przygód z urządzeniami, jak z tą pralką. Ale niestety z urządzeniami dzieje się często tak, że nigdy nie wiadomo, kiedy się popsują.
Mam dość dobry dar do rozpoznawania sytuacji kryzysowych – nie mam więc wątpliwości, że są one tworzone przez mój umysł. Są jak najbardziej realne. I wymagają realnych działań.
Pozdrowienia serdeczne!
Z wirtualnego życia tak do końca wypisać się nie mogę, bo jest ono częścią mojego życia zawodowego, ale to prywatne staram się ograniczać. Co do sytuacji kryzysowych to Ci nie odpowiem, bo czuję się wtedy, jakby mi ktoś czymś ciężkim w głowę przyłożył, skupiam się i po prostu działam, a już po wszystkim niewiele z tego pamiętam.
Jeśli związek zawodowego z wirtualnym jest tak jednoznaczny, to nie ma co marzyć o wylogowaniu się z sieci.
U mnie jednak jest tak, że działam i pamiętam. Ale ciekawe, jaką strategię przyjął twój mózg, żeby się chronić – amnezja często jest taką właśnie reakcją obronną organizmu w odpowiedzi na silny stres….
Pozdrowienia!
Zrobiłam to parę razy w swoim życiu – kasowałam wszystkie konta i profile w necie na kilka miesięcy. I tak wracałam od nowa, ale przyznam, że to bardzo ożywcze było. Virtual life, racja, kiedy u mnie dzieje się coś złego, wygląda to dokładnie tak samo – najpierw to przeżywam, a dopiero potem opowiadam jak z tego wyszłam. Jak byłam dużo młodsza, miałam tendencje do pisania postów w trakcie smutnych wydarzeń i to mnie później jeszcze bardziej dobijało. Ogółem lubię zmiany. One zawsze u mnie niosły coś dobrego i często jest tak, że ja tych zmian wyczekuję, jakby czuję, że nadchodzą.… Czytaj więcej »
Takiego kasowania wszystkich profili nie dokonałam jeszcze nigdy. Ale blogi zmieniałam już kilkakrotnie, co wiesz dobrze, bo znamy się wirtualnie już całe lata. Właśnie jestem na etapie żegnania się z tymi starymi blogami i niedługo je wszystkie skasuję, a już od ponad roku mam dla wszystkich przekierowanie na ten nowy blog. W sumie dojrzewam teraz do takich radykalnych zmian w tym pożegnania się zupełnie z niektórymi rzeczami i sprawami z przeszłości i powitania NOWEGO ŻYCIA. A że jeszcze nie do końca mam na nie pomysł, to nie znaczy, że będzie gorzej. Zakładam, że będzie na pewno ciekawiej, a z czasem… Czytaj więcej »
„a z czasem ma być lepiej.” – tak postanowiłam. 😉
Zdolności analityczne mam chyba od najmłodszych lat, dosyć często mi mówiono, że dużo analizuję. Przewidywać potrafię i raczej rzadko się mylę, ale na pewno wszystko to pozwala mi przemyśleć i podjąć najlepszą, rozważną decyzję.
„jest to jedyna taka okazja, żeby coś przeżyć lub gdzieś pożyć” – ostatnio o tym rozmyślam. Ostatnia okazja by coś zmienić na lepsze.
gdy pralka w teatrze mi się zbiesiła i 40 minut wypompowywała wodę, podając, że do końca wirowania została minuta !!! jedyne co mogłam zrobi to kopnąć ją… i choć nadal mieliła, to mi ulżyło a potem ją zwyzywałam i nadal mieliła a potem do akcji wkroczył pewien ojciec, ktory przyszedł po dziecko, które skończyło zajęcia plastyczne, bo pewnie bym spedziła noc w teatrze…nie ma siły, smykałki, cierpliwości do takich rzeczy. A życa na razie odkładam i odkładam bo nie jest normalnie…
Pozdrawiam ciepło.
ojesoooo wybacz błędy, mam nadzieję, że kontekst jasny. życie odkładam na potem, jestem przerażona coraz bardziej
Nie przejmuj się błędami. 🙂
Moja pralka też mieliła dokładnie tak, jak mówisz o tej w teatrze. U mnie było to oznaką, że zapchał się odpływ i stąd jego czyszczenie i woda wszędzie.
Tyle że mnie nie miał kto pomóc, ale tak to już zwykle u mnie bywa, że większość takich sytuacji zastaje mnie samodzielnie z problemem.
Może właśnie dlatego z większością sobie jakoś radzę – kwestia wprawy.
Dziękuję za ciepłe słowa – każde teraz na wagę złota!
Pozdrowienia!
Na początku serdecznie Ci gratuluję, Bohaterko w Swoim Domu! 🙂 A w kwerstii sposobu działania, mamy bardzo wiele wspólnego. Gdy u mnie coś się zadzieje, działam dość szybko. W zależności od sytuacji albo szybkie gaszenie pożarów, albo szybkie zabezpieczanie siebie na wszystkich frontach – a dopiero potem mogę się „rozpadać” i przeżywać. Też lubię tworzyć plan działania a potem metodycznie realizować. Uwielbiam „odhaczanie” kolejnych zrealizowanych działań. Najgorzej mi jest gdy coś się zadzieje, a ja muszę czekać. Tak jak np. musiałam czekać aż mój nowy dom się wybuduje, bym mogła rozwiązać swoją sytuację. Wówczas chcę mieć poczucie że robię cokolwiek… Czytaj więcej »
No widzę, że Ty jako byczek, a ja jako lwica – bardzo konsekwentnie i walecznie dążymy do celu. 🙂 I dobrze. Kiedy trzeba coś zrobić szybko też jestem w tym niezwykle skuteczna, i też gorzej mi idzie z treningiem cierpliwości i kiedy coś wymaga czasu i musi się dziać powoli. Ale z wiekiem wszystko przychodzi mi coraz łatwiej. Fajnie jest spotkać ludzi, którzy działają podobnie, człowiek czuje się rozumiany, a to jest niczym okład na serce. U mnie na planie w ostatnim czasie ciągle było o wiele za dużo, dlatego teraz też już sobie tworzę plany alternatywne i staram się… Czytaj więcej »
IW! Bezludne wyspy są niezwykle drogie i często już dawno sprzedane – ciężko będzie. Ja? zniknąłem z sieci na jakieś 6 miesięcy. Z całego świata wirtualnego się wylogowałem. i nawet policzyłem, że na 171 dni – napisałem (długopisem, ołówkiem) 229 opowiadań i pamiętniczek uzupełniany każdego dnia. czyli da się. A Bieszczady można mieć nawet w parku za rogiem – wystarczy chcieć.
Bezludne wyspy chyba faktycznie odpadają z przyczyn podanych przez Ciebie. Poza tym groziłoby mi, że się rozmarzę i tam już na zawsze pozostanę niczym we śnie… Może też sobie będę robić urlopy ze świata wirtualnego, bo czasem i on mnie przerasta… W sumie to nawet zazdroszczę osobom, które tak potrafią. Ot po prostu wylogować się zewsząd i robić dalej swoje. I pisać pamiętnik z tych dni milczenia. Aż tak niestety nie mogę się wylogować, a przynajmniej nie z realnego życia. Chociaż przydałoby się choć na pewien bliżej nieokreślony czas. Bardzo mi potrzeba odpoczynku i odskoczni i zamierzam to sobie jakoś… Czytaj więcej »