Blog

Życie w zmianach i pralka story

5 marca 2021

Kiedy uczyłam się pływać na desce z żaglem, bywało, że przez dłuższą chwilę niosło mnie na pięknej długiej fali, aż serce rosło od tego poczucia panowania nad sytuacją. Aż nagle nagły powiew czy zmiana kierunku wiatru w mig zwalał mnie z deski. Nie da się ukryć, że wtedy musiałam opić się wody, zanim wypłynęłam i znów weszłam na deskę. Nadal nie umiem dobrze pływać na windsurfingu, bo miałam za mało treningów, ale chciałabym znów do tego wrócić. W życiu radzę sobie – raz lepiej, raz gorzej. Ale mam znacznie więcej treningów za sobą. Znam różne strategie radzenia sobie ze zmianami, i poniżej będzie trochę o moich strategiach.

STRATEGIE UNIKANIA: ucieczka, znikanie, ucieczka w wirtualne życie

UCIECZKA

A gdyby tak uciec jak najdalej stąd, nie w Bieszczady, tylko gdzieś, gdzie naprawdę nie dociera nikt. Przydałaby mi się teraz jakaś bezludna wyspa, gdzie miałabym tylko mój szałas, a lepiej domek na drzewie. Tylko mało jadowitych i żadnych drapieżnych zwierząt poproszę. Albo niech to będzie miejsce nad morzem, bo uwielbiam patrzeć na wodę. Z pięknymi warunkami do wędrówek i spacerów. 

Śnieżne krajobrazy BHV

Śnieżne krajobrazy BHV

ZNIKANIE

Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było w dzisiejszych czasach zlikwidować wszystkie swoje konta na mediach społecznościowych i tak po prostu zacząć być tylko w swoim realnym życiu? Ciekawa jestem, czy przyszłoby to łatwo, czy trudno. Czy gdyby cała nasza twórczość czyli pisanina i obrazki (np. moje foto-konto na Instagramie) nie ujrzała światła dziennego, bo pozostałaby w szufladzie nieczytana, ewentualnie w postaci wywołanych zdjęć na własnych ścianach. Wielu twórców internetowych czasem robi sobie takie przerwy na miesiąc w roku, żeby się zresetować i odpocząć od ciągłego kontaktu z ludźmi. Bo to wbrew pozorom też kosztuje sporo energii.

VIRTUAL LIFE

Chwilami jest to kuszące wyobrażenie, ale ogólnie jakoś żadnemu i żadnej z nas się nie spieszy. Wielu ludzi, najwięcej młodych, żyje obecnie głównie na poziomie wirtualnym. Głównie dlatego, że tu jest ciekawiej, większość sprawia naturalne wrażenie, ludzie są tacy piękni, elokwentni, tacy życiowy, mądrzy, ogarnięci, pełni twórczego zapału. A że wszystko jest wyreżyserowane – to normalne w tym świecie. I co w tym złego?…

I ci wspaniali ludzie z social mediów nawet kiedy padają, nie widzimy ich w tym stanie, tylko dopiero kiedy stają na nogi. I to się dzieje szybko, w zasadzie zanim się obejrzymy. Bo w międzyczasie, kiedy ich nie było, oglądaliśmy i czytaliśmy mnóstwo innych zabawnych lub ciekawych kont. A że ktoś w tym czasie przechodził osobistą gehennę czy okres najgorszego cierpienia – tego nie zobaczymy w social mediach. A jeśli ktoś się odważy popłakać przed kamerą i jeszcze pokazać to ludziom, już na zawsze pozostaje z tą plamą i może się najwyżej spodziewać, że wyśmieją go gdzieś w memach. Im bardziej znany, tym prędzej właśnie tak ktoś potraktuje jego łzy.

REAL LIFE

A tymczasem w codziennym realnym życiu zmagamy się ze zwykłymi słabościami. Teraz na przykład czeka mnie dokonanie rewolucyjnych zmian – czyli pożegnanie się z mnóstwem rzeczy, które ciągnę za sobą jeszcze od czasu, kiedy miałam dom w Polsce. Przychodzi czas, że takich zmian trzeba dokonać i nie ma przebacz. I już wiem, że będzie to ostra jazda bez trzymanki. 

REAL PRALKA STORY

A tak w ogóle miałam opowiedzieć o pralce. A zatem tydzień temu zepsuło mi się wirowanie w pralce. A że akurat postanowiłam tego dnia wyprać sobie całą pościel plus jeszcze nakładkę na materac, która doskonale wciąga wodę…. No i głównie z tej nakładki zalało mi całą pralnię, latałam tam na szmacie dwa dni pod rząd, bo kałuża rozlała się obficie. 

Pranie

Pranie i obciekanie, kałuża ściekającej wody rozlała się wokół

 

Pralka Midea, była w promocji i ma wielką pojemność, aż 9kg!

Pralka Midea, była w promocji i ma wielką pojemność, aż 9kg!

Już myślałam, że po 2.5 roku moja tania pralka odmówiła posłuszeństwa i że skoro po gwarancji i firma niezbyt szeroko znana, to będę raczej skazana na kupno nowej. Aż tu nagle ktoś podrzucił mi pomysł, żeby przeczyścić filtr. Wiecie, ten na dole pralki, który sprawdza się może raz na rok. Otworzyłam więc filtr, wylały się chyba ze dwa litry wody (znów latanie na szmacie, bo zalane sporo podłogi w pralni), oraz niewielka ilość farfocli, ale też gumka do włosów! I to właśnie ta gumka zapchała mi odpływ i nie pozwoliła na odwirowywanie i odpompowywanie wody. Ufff. Pralka uratowana i kilkaset euro na nową też. Co jest dość istotne w obecnej chwili, bo to naprawdę nie jest czas na dodatkowe wydatki.

IW BOHATERKĄ W SWOIM DOMU

I jestem teraz taka dumna z siebie, że naprawiłam tę pralkę, bo przecież akurat teraz mi się zebrało prania na jeszcze kilka poważnych prań. Ogłosiłam się więc prywatnie bohaterką w swoim domu, przyznałam odznaczenie w postaci dodatkowego spaceru nad morzem wczoraj późnym popołudniem. Niestety było mroźno i ponuro, więc szłam tylko w jedną stronę zupełnie pustym deptakiem nad morzem, a wracałam już głównie przy ulicy, bo to jednak strach, nawet z gazem pieprzowym w kieszeni.

ZMIANY

Trochę lat życia mi zajęło, żeby zrozumieć, że zmiana jest nieodmienną i naturalną częścią ludzkiego życia. I żeby zrozumieć, że w moim życiu najczęściej zmiany prowadzą w konsekwencji do czegoś dobrego, a przynajmniej lepszego niż to co było.

Co nie oznacza, że przyjmuję je łatwiej, czy lżej od przeciętnego śmiertelnika. To oznacza tylko to, że może lżej akceptuję, że one są. I że nie ma to nic wspólnego z tym, że „życie jest niesprawiedliwe”, „ludzie są źli” oraz że rzadziej narzekam, że „znów muszę wszystko zmieniać”.

No niestety tak już jest, że życie zawiera mnóstwo zmian, zakrętów i przepaści, jest zróżnicowane niczym powierzchnia naszej Ziemi pod różnymi szerokościami geograficznymi i jest to naturalny stan rzeczy. 

I nikomu nie jest z tymi zmianami łatwo. Każdy je na swój sposób przeżywa. Ja reaguję czasem takim przemęczeniem umysłu, przy którym bardzo trudno mi się myśli i na przykład zwykłe zadania w pracy, które normalnie wykonuję szybko i bez gadania, przychodzą mi w tej fazie ciężko, mozolnie, a czasem w ogóle. Wszystko to świadczy o przeciążeniu emocjonalnym nierzadko na granicy wytrzymałości.

Każdego w życiu spotyka przynajmniej kilka razy taki ciężki, trudny okres. Czasem jest się na niego lepiej, czasem gorzej przygotowanym. 

JAK RADZĘ SOBIE ZE ZMIANAMI?

Jakiś czas temu myślałam na temat zmian ogólnie, ale dopiero pisząc ten tekst zaczęłam zadawać sobie szczegółowe pytania na temat mojego podejścia do zmian.

Czasem można przeciwdziałać zmianom i niektórym nawet udaje się robić to dość długo. Jest to strategia znana pod różnymi nazwami od chowania głowy w piasek, po ucieczkę lub zamknięcie się w swoim świecie. Ale po pierwsze nie wszystkim zmianom warto i trzeba się przeciwstawiać. Po drugie wszystkie powyższe strategie nie są dla mnie. Jestem zbytnią realistką, żeby chować się we własnym świecie. Oraz jestem na tyle niespokojna duchem, żeby nie tkwić w sytuacjach nie do zniesienia i często też jestem na tyle odważna, że wolę stawiać czoła zmianom i trudnościom, zamiast tkwić w nieznośnych dla mnie sytuacjach czy warunkach. A czasem zmiana dopada nas z zewnątrz i nic na to nie możemy poradzić. Czyli musimy się jej poddać i dokonać odpowiednich zmian w swoim życiu, żeby pójść dalej. 

Jak zawsze mawiała moja mama, jestem typem walczącym. Ja sama też lubię postrzegać siebie jako wojowniczkę.

Kiedy dzieją się zmiany, które są nieuchronne, staram się przygotować do jak najlepszego przejścia przez nie. 

Zawsze w pierwszych dniach i tygodniach, kiedy czekają lub zaskakują mnie zmiany, opracowuję plan działania.

Czasem jest tak, że coś się nam wali, a my nie byliśmy na to przygotowani lub za mało przygotowani. Szczególnie wtedy warto opanować pierwszy szok, usiąść i pomyśleć, czyli wykonać analizę sytuacji:

1.  Co może stać się najgorszego? I jak mogę się przed tym uchornić?

2. Jakie działania muszę podjąć od razu, a jakie mogą poczekać?

3. Działać. Działać. Działać. 

4. Odpoczywać i przeżywać.

Moje podejście jest takie. Na starcie można krótko przeżyć daną zmianę. Ale nie warto za długo opłakiwać tego stanu. Tu nie ma miejsca żeby patyczkować się ze sobą, czy lamentować. A przynajmniej ja tego nie robię w tej kolejności. Nawet jeśli doznaję szoku, to zaraz potem zaczynam bardzo intensywnie myśleć, rozważać swoją sytuację, szukać rozwiązań, aby zminimalizować straty i szukać nowych rozwiązań. Mam na myśli też straty emocjonalne. Bo czasem warto coś odpuścić, żeby zyskać spokój. Tak, właśnie spokój jest jedną z najcenniejszych wartości w życiu. Bo stres niszczy nas bardziej niż nam się powszechnie wydaje.

Dopiero potem mam etap, kiedy czuję, że mi wszystko odpuszcza, czyli przechodzę do stanu emocjonalnego przeżywania całej sytuacji. 

I wtedy najchętniej znajduję czas, żeby odpoczywać, analizować, przeżywać, rozważać, dzielić włos na czworo, gadać o tym na wszystkie strony z przyjaciółmi.

Wiem, że ludzie przeważnie mają odwrotną kolejność działania, najpierw przeżywają, potem dopiero się zbierają i działają.

Ale mnie moja historia nauczyła właśnie takiego trybu postępowania. I doceniam tę moją cechę, bo dzięki temu ja już zwykle jestem po zakończonych działaniach i przeprowadzonych najgorszych bataliach w chwili, kiedy ktoś inny dopiero kończyłby przeżywać całą sytuację. I stąd się najczęściej bierze szybkość mojego działania. Przyznaję, że nie wszyscy za tym nadążają i czasem zaczynają ze mną rozmowę na temat aktualny jeszcze trzy dni temu, a na dzień dzisiejszy dawno przemyślany i zamknięty.

A jak Wy postępujecie w sytuacjach kryzysowych? Jak wtedy radzicie sobie z waszymi emocjami, jakie działania podejmujecie, a jakicj nie jesteście w stanie? Czyli w skrócie: jak sobie radzicie i co robicie, żeby przetrwać i wyjść z kryzysów?

Czy ktoś ma podobnie do mnie? Wynik moich ostatnich rozmów nawet z bliskimi przyjaciółmi naprowadził mnie na myśl, że to jednak bardzo indywidualny proces i każdy z nas przechodzi go po swojemu. Dajcie znać, jak to jest u Was.

Subscribe
Powiadom o
guest
23 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Nitager

Właśnie zastanawiałem się, co by się stało, gdybym zlikwidował swoje konto na wszystkich portalach społecznościowych. Pomyślmy… Fejsbuk – nic by się nie stało, bo nie mam tam konta. Nasza Klasa – nie mam. Instagram – nie mam. Twitter – nie mam. Jakieś inne, których nie znam – też nie mam. A gdzie mam? Tylko na Blogspocie i na Lubimy Czytać. Gdybym zlikwidował pierwsze, pewnie nic by się nie stało, poza tym, że pisałbym już tylko sam dla siebie. Drugie w zasadzie nie jest mi potrzebne, i choć je lubię, mógłbym bez niego żyć. Ale uciec nad morze też bym chciał.… Czytaj więcej »

Nitager

A co do pralki – witaj w klubie domorosłych fachowców od wszystkiego!
No widzisz, mogłem Ciebie spytać, jak podłączyć ten domofon, a nie kombinować samemu.

anabell

Gdybym tak zlikidowała oba blogi to pewnie część osób odetchnęłaby z ulgą, ale jako złośliwa baba zapewne nie zrobię im tej przyjemności. Konto na fb posiadam, z przyczyn czysto praktycznych, ale jakoś tam nic nie tworzę. Wszystkie zmiany w życiu bardzo przeżywam na bieżąco, a jak się denerwuję to nie mogę jeść i powiedziałabym, że zmiany działają na mnie po prostu odchudzająco. Tak po prawdzie to jak wiesz, nie bardzo co mam zmieniać. Jestem w takim miejscu swego życia że nie warto bo często „lepiej jest wrogiem dobrego”. No popatrz – zwykła gumka do włosów a tyle problemu narobiła!

jotka

Samodzielność wpływa na nasze postepowanie i wybory. Brawa za pralkę, a swoja droga, jak bardzo dokucza brak czegoś, co uznaliśmy za niezbędne.
Czytałam kiedyś książkę o kobiecie-lekarzu, która skorzystała z okazji i zmieniła tożsamość, zamieniając się dokumentami z kobietą z wypadku. Ciekawa historia, tym bardziej, że miała rodzinę.
Ja lubię zmiany , ale chyba mikro, takie spektakularne chyba jednak nie…

PKanalia

do deski z żaglem zrobiłem tylko jedno podejście /ale za to długie, trwające mnóstwo prób/ wiele lat temu i po tym (upiornym) doświadczeniu nigdy już nawet nie zbliżyłem się do tego sprzętu… … nie mam kont na żadnym z mediów społecznościowych /Facebook, Twitter, Instagram, etc/, ograniczam się jedynie do blogosfery, więc w moim przypadku ten problem jest pusty, nie ma go… mam jakieś tam konta inne, jak np. bank, sieć biblioteczna, czy też ZIP, ale rozumiem, że nie o to chodzi… … z pralkami miałem kilka przygód, długo by opowiadać… a to zżarta grzałka powodująca zwarcie i strzelające korki na… Czytaj więcej »

Annette ;-)

Z wirtualnego życia tak do końca wypisać się nie mogę, bo jest ono częścią mojego życia zawodowego, ale to prywatne staram się ograniczać. Co do sytuacji kryzysowych to Ci nie odpowiem, bo czuję się wtedy, jakby mi ktoś czymś ciężkim w głowę przyłożył, skupiam się i po prostu działam, a już po wszystkim niewiele z tego pamiętam.

Anna K. Olszewska

Zrobiłam to parę razy w swoim życiu – kasowałam wszystkie konta i profile w necie na kilka miesięcy. I tak wracałam od nowa, ale przyznam, że to bardzo ożywcze było. Virtual life, racja, kiedy u mnie dzieje się coś złego, wygląda to dokładnie tak samo – najpierw to przeżywam, a dopiero potem opowiadam jak z tego wyszłam. Jak byłam dużo młodsza, miałam tendencje do pisania postów w trakcie smutnych wydarzeń i to mnie później jeszcze bardziej dobijało. Ogółem lubię zmiany. One zawsze u mnie niosły coś dobrego i często jest tak, że ja tych zmian wyczekuję, jakby czuję, że nadchodzą.… Czytaj więcej »

Anna K. Olszewska

„a z czasem ma być lepiej.” – tak postanowiłam. 😉
Zdolności analityczne mam chyba od najmłodszych lat, dosyć często mi mówiono, że dużo analizuję. Przewidywać potrafię i raczej rzadko się mylę, ale na pewno wszystko to pozwala mi przemyśleć i podjąć najlepszą, rozważną decyzję.
„jest to jedyna taka okazja, żeby coś przeżyć lub gdzieś pożyć” – ostatnio o tym rozmyślam. Ostatnia okazja by coś zmienić na lepsze.

Teatralna

gdy pralka w teatrze mi się zbiesiła i 40 minut wypompowywała wodę, podając, że do końca wirowania została minuta !!! jedyne co mogłam zrobi to kopnąć ją… i choć nadal mieliła, to mi ulżyło a potem ją zwyzywałam i nadal mieliła a potem do akcji wkroczył pewien ojciec, ktory przyszedł po dziecko, które skończyło zajęcia plastyczne, bo pewnie bym spedziła noc w teatrze…nie ma siły, smykałki, cierpliwości do takich rzeczy. A życa na razie odkładam i odkładam bo nie jest normalnie…
Pozdrawiam ciepło.

Teatralna

ojesoooo wybacz błędy, mam nadzieję, że kontekst jasny. życie odkładam na potem, jestem przerażona coraz bardziej

Antares

Na początku serdecznie Ci gratuluję, Bohaterko w Swoim Domu! 🙂 A w kwerstii sposobu działania, mamy bardzo wiele wspólnego. Gdy u mnie coś się zadzieje, działam dość szybko. W zależności od sytuacji albo szybkie gaszenie pożarów, albo szybkie zabezpieczanie siebie na wszystkich frontach – a dopiero potem mogę się „rozpadać” i przeżywać. Też lubię tworzyć plan działania a potem metodycznie realizować. Uwielbiam „odhaczanie” kolejnych zrealizowanych działań. Najgorzej mi jest gdy coś się zadzieje, a ja muszę czekać. Tak jak np. musiałam czekać aż mój nowy dom się wybuduje, bym mogła rozwiązać swoją sytuację. Wówczas chcę mieć poczucie że robię cokolwiek… Czytaj więcej »

oko

IW! Bezludne wyspy są niezwykle drogie i często już dawno sprzedane – ciężko będzie. Ja? zniknąłem z sieci na jakieś 6 miesięcy. Z całego świata wirtualnego się wylogowałem. i nawet policzyłem, że na 171 dni – napisałem (długopisem, ołówkiem) 229 opowiadań i pamiętniczek uzupełniany każdego dnia. czyli da się. A Bieszczady można mieć nawet w parku za rogiem – wystarczy chcieć.

23
0
Would love your thoughts, please comment.x