Nowinki z nowej bazy IW
Moje Misie Pysie kochane. Znów mi Was zabrakło. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, wiem, że zrozumiecie.
NOWE MIEJSCE
Od czego by tu zacząć? Myślę, że pytacie się pewnie, jak mi w nowym miejscu? To proszę bardzo, będzie mała relacja.
Na wstępie donoszę uprzejmie, że wszystkie kartony rozpakowałam pod koniec kwietnia, a rzeczy są mniej więcej poukładane na swoich miejscach.
Cieszę się i doceniam każdy kolejny etap urządzania się. Cieszę się, że mam fajne miejsce do życia. I cieszę się, że powoli ale konsekwentnie klarują mi się różne życiowe sprawy. Stawianie sobie celów i planowanie czegokolwiek w obecnych czasach jest bardzo trudne. Ale czy kiedyś było łatwo? Mimo wszystko trzeba robić plany, bo plan pomaga iść wyznaczoną drogą, a podróż bez celu to strata czasu. Zresztą kiedy się rozejrzeć ludzie nadal mimo pandemii pracują, żyją, a wielu nawet osiąga sukcesy.
Wracając do mojej bazy – pewnie nie jest moje ostatnie mieszkanie, ale oprócz siatki dla kotka (roboty trwają, więcej w kolejnym wpisie!) i lamp sufitowych większość mam tu już w miarę uporządkowaną.
I chociaż na samą myśl o kolejnej przeprowadzce, pakowaniu i rewolucji mam ochotę wysadzić wszystko w powietrze, albo pozbyć się ostatecznie wszystkiego z wyjątkiem paru najważniejszych mebli i sprzętów, mieszczących się w jednym samochodzie, to jednak doceniam to co mam. I to, że mam co i w co pakować i rozpakowywać. Dobrze, że mam chociaż część lamp, a na resztę zarobię i dokupię.
Już się cieszę, że potem będzie znowu szukanie miejsc na ścianach na obrazki i zdjęcia, wymyślanie nowych ozdób i układania wszystkiego od nowa, czyli że przyjdą kolejne etapy i każdym z nich będę mogła się ucieszyć.
Mam wrażenie, że w Polsce jesteśmy wychowani w większym przywiązaniu do miejsca. I żeby koniecznie mieć coś swojego: mieszkanie czy dom, choćby na raty, ale własne. A potem kredyt i lata spłat. W Niemczech, z tego co zauważyłam, przeprowadzki uzależnione od pracy i zmian w sytuacji zawodowej. Nikogo nie dziwią i są na porządku dziennym. A ja chyba właśnie się z tym oswajam i przestaję uważać to za coś dziwnego, ot część mojej drogi życiowej.
W pandemicznym świecie, w którym od ponad roku żyjemy, życie coraz bardziej wymyka się spod kontroli, tym bardziej doceniam każdy najdrobniejszy poukładany kawałek mojego świata.
OŚWIETLENIE
Ogólnie mieszkanie mam jasne, dużo w nim okien po samą podłogę, i w ciągu dnia jest pięknie doświetlone.
I dobrze, bo nie mam jeszcze prawie nigdzie zamontowanego górnego oświetlenia. Póki co używam lamp stojących i zamontowanych na stałe – w kuchni są umieszczone na górze w szafkach, a w łazience też.
Chciałabym jednak powiesić już górne lampy, bo wieczorami bywa trochę ciemnawo, szczególnie w przedpokoju i schowku na pralkę i inne drobiazgi, zwanym niegdyś pakamerą. Zostały mi trzy lampy z poprzedniego mieszkania, z czego tylko dwie nadają się do nowego. Pozostałe będę musiała dokupić, ale kiepsko mi się kupuje bez oglądania, więc czekam, aż otworzą na trochę sklepy. A ten moment nastąpił w Bremerhaven dopiero od wczoraj. Toteż udałam się na zakupy i jedną lampę już mam.
W każdym nowym miejscu zawsze są inwestycje, z tym się pogodziłam. Potem ktoś mi będzie musiał zawiesić te lampy, bo sama nie umiem wiercić, a już szczególnie w suficie.
TARAS
Na szczęście daję radę regularnie sprzątać liście i inne farfocle spadające z drzew na taras, trzeba to tu wrzucać do śmieci ogólnych, ale jak na razie nie cierpiałam na brak miejsca na śmieci. Wymiotłam też liście z kratek odpływowych na tarasie. Wyrzuciłam też fragment sztucznego trawnika, który straszył w rogu tarasu. Kratki na tarasie widać we wpisie o przeprowadzce. A tu widzicie je z bliska.
O zabezpieczaniu tarasu siatką będzie oddzielny wpis, bo okazało się, że nie jest to tak łatwe, jak miałam nadzieję. Ale praca powoli posuwa się do przodu! Póki co więc przynajmniej trzy razy dziennie mamy taki widok:
OKOLICA
A kiedy nie pracuję i nie sprzątam, zwiedzam na rowerze moją okolicę. Do portu i do morza, czyli do centrum, a zaraz obok do moich ulubionych deptaków można przejechać skrótem i zajmuje to spokojnym tempem na rowerze 20 minut, więc jest blisko. Jeszcze bliżej mnie znajduje się park, który najbardziej lubię, czyli Speckenbütteler Park. Od dawna marzyłam o zamieszkaniu w miejscu, z którego będę miała do niego blisko. Nawet przy sporym wietrze da się tu jeździć na rowerze, więc jestem w pełni zadowolona. To stamtąd zamieszczam ostatnio większość zdjęć na Instagramie, zajrzyjcie sobie, bo zamieszczam stamtąd dużo zdjęć.
Tutaj oczywiście też pokażę kilka:
Brama do Speckenbütteler Park
PODSUMOWANIE
Czyli decyzja o przeprowadzce okazała się słuszna, mój dobrostan nie tylko na tym nie ucierpiał, a mam wrażenie, w pewnych zakresach nawet zyskał. Mniej płacę, a mam w cenie wszystko to, czego na obecny moment potrzebuję. I cieszę się każdym dniem pod nowym adresem.
Powoli zaczęłam też poznawać tutaj nowych ludzi – głównie przez Instagram, w końcu obserwujemy się tu w większości od dawna, czyli już przez lata, a teraz powoli warto wyjść z okienka na zewnątrz, tym bardziej, że powoli jest na to zgoda również w obecnej sytuacji ogólnej.
Wprawdzie mam jeszcze dużo do opowiedzenia i pokazania, ale pogoda dziś tak piękna, że nie warto tracić życia przed kompem. Sprawdzę więc jeszcze tylko, czy nie nawaliłam byków i publikuję. A potem wrzucam szybko coś na ruszt i lecę cieszyć się słońcem i piękną pogodą na świeżym powietrzu. Taras też jest fajny, ale dopóki kicia nie ma pełnego luzu, jest to dla nas obu ze smyczą jednak dość obciążające. Życzę Wam udanego długiego weekendu, który jak wiadomo zaczął się dziś.
I znowu ładnie mieszkasz. Jak nie morze to park. A co do górnego oświetlenia- osobiście go nie znoszę, drażni mnie. Wolę kilka lamp rozstawionych w różnych miejscach, tam, gdzie coś robię. Mam oświetlenie na suficie, ale pełni raczej funkcję ozdobną, chociaż żarówki są najsilniejsze z możliwych.
To tak jak Ty, też ładnie mieszkasz, teraz chyba najładniej. 🙂
Park czy morze w pobliżu to wielka radość. Górne oświetlenie może niekoniecznie musi być, ale te sterczące kable z sufitu są wątpliwej urody. No i w przedpokoju nie mam gdzie postawić lampy stojącej, a w schowku jest jedna, ale trudno jest oświetlić tak duże pomieszczenie z zakamarkami taką małą stojącą lampą.
Uściski
Gdy czytam relacje o kolejnych przeprowadzkach, to aż samej chce mi się gdzieś ruszyć, lub zacząć jakieś zmiany w mieszkaniu.
Zresztą nadal cos kupuję, ostatnio obraz na ścianę, zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Tak jak Ty teraz poznajesz na rowerze okolice nowego lokum, tak ja za rok czyli na emeryturze zamierzam zwiedzać miasto od nowa z aparatem i wyszukiwać różne ciekawostki, byle nie zaśniedzieć!
Lampy górne niby mamy, ale rzadko używamy, raczej boczne oświetlenie…
Bo wszelkie zmiany są odświeżające Jotko 🙂
Nawet jeśli kosztują dużo czasu i energii, ale bez nich człowiek gnuśnieje.
Fajnie, że masz takie plany zaraz po przejściu na emeryturę, już słyszę to podniecenie w głosie na myśl o wyjazdach. Na pewno będą świetne :)!
Jak już są te górne lampy, to się ich może i rzadko używa, albo nie zauważa się tego używania. Ale kiedy ich nie ma, to wtedy najbardziej brakuje. 🙂
pozdrowienia serdeczne!
Jestem w tej komfortowej sytuacji, że już wcześniej widziałam to mieszkanko- wg mnie jest b.b.b.ładne. No wiesz, kicię i tak najbardziej urządzałby własny ogród, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. A brama do tego ogrodu- BOMBOWA!!!!!!! Ogród też ładny, powiedziałabym ,że o niebo lepszy od mojego Volks Parku.
Buziaki;)
No wiem, że jesteś fanką mojego mieszkanka :))) i dziękuję za wszystkie dobre słowa pod jego adresem, bo na początku sama nie bardzo byłam w stanie dostrzec te wszystkie zalety, które teraz widzę coraz lepiej… No ale wiesz dlaczego.
Park – powtórzę to jeszcze wielokrotnie – jest jedną z najlepszych rzeczy, które tu mam 🙂
Chociaż ja i ten Twój park w okolicy lubię, fajnie mi się tam spacerowało. :)) Okolicę masz więc na pewno nie gorszą!
Uściski i buziaki Anabell
fotka Mozart, która coś zobaczyła rozwaliła mnie kompletnie, pozytywnie zresztą, ale koty tak zresztą mają, że jak spojrzą gdzieś, to robią to porządnie, nie tak, jak naga małpa, która niby coś widzi, ale w sumie nie widzi i w sumie nie wie, o co chodzi… uwielbiam też patrzeć, jak kot siedzi na parapecie /przykładowo/ i rusza uszami aktywnie percepując świat… a z tą siatką to czułem, że coś może pójść nie tak, ale zadzwoniłem do Wóżki Zębuszki i powiedziała mi, że będzie dobrze…
p.jzns 🙂
Faktycznie te zdjęcia, na których udaje mi się uchwycić jej spojrzenia, są niesamowite. Jakby na Twoje życzenie zrobiłam wczoraj sporo takich, pewnie niedługo parę z nich znajdzie się na blogu 🙂
Tak, one ten świat odbierają całą sobą, nie to co ludzie, często skupieni na czymś zupełnie innym i nieobecni tu i teraz.
Póki co wszystko się przedłużyło, ale nie znaczy, że się nie uda. Musi i już. Gdybym miała odpowiednie narzędzia, być może na tym etapie już dokończyłabym sama, ale nie mam… Najgorzej jest musieć liczyć na innych.
pozdrowienia najserdeczniejsze Piotr!
Powiadasz, że przez Instagram można poznać sąsiadów? U mnie tutaj niestety wciąż prawie nikogo nie znam przez tę pandemię, a w dodatku najbliższy sąsiad taras obok jakiś niezbyt kontaktowy, że nawet mnie się już odechciało zagadywać. Bardzo ładnie tam u Ciebie no i piękny ten park i woda i ta brama boska. Ja tutaj ostatecznie nie dam siatki na taras, biorę Fortunę na taras jak na spacer, na smyczy. To prawda, że w PL jest ciśnienie na to by mieć „swoje”, ale to też pułapka bo wiąże do jednego miejsca i często powoduje wojenki rodzinne o majątki. Ja mam niby… Czytaj więcej »
Z tym Instagramem jest tak, że ludzie często dopisują hasztagi (ten znaczek #) a do nich swoją lokalizację, albo oznaczają lokalizację na swoich zdjęciach. A że IG jest medium socjalnym, to mimo woli człowiek obserwuje potem tych ludzi z okolicy, bo i motywy znane. Jakiś czas temu były organizowane też spotkania tutejszych instagramerów – tzw. instawalks, miałam nadzieję wziąć w nich udział, ale przeważnie odbywały się przed południem, w godzinach mojej pracy. Tak więc ciągle to odkładałam na zaś. Ale może teraz uda mi się połączyć siły z jedną już działającą grupą, się zobaczy. 🙂 Nawiązywanie kontaktów na żywo często… Czytaj więcej »
nowe miejsce bardzo jest urokliwe i nadal taras Twój jest cudowny i widoki ) a miejsce jak widze oswojone.
Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że będę dążyć do tego, żeby spędzać życie w miejscach, w których mi dobrze. I to nie tylko na wakacjach, a przede wszystkim w domu. Wybieram więc takie, w których od razu czuję genius locci. A że akurat w Niemczech póki co nie kupuję, tylko wynajmuję, więc leży to w zasięgu ręki. W tym celu chce mi się trochę wytężyć siły i zwykle znajduję miejsca, w których mi dobrze. 🙂
Cieszę się, że Tobie też się podoba. A miejsce dopiero zaczynam oswajać, ale idzie mi coraz lepiej. 🙂
„Jesteś szalona, mówię ci…” – że sobie tak zaśpiewam pod nosem. Ale jeśli w tym szaleństwie jest metoda, a na pewno, gdy wymaga go sytuacja życiowa, to dlaczego mu nie ulec? Podziwiam Cię, naprawdę. I oczywiście życzę dobrego życia w nowym miejscu. Pozdrawiam serdecznie 🙂
PS. Mój długi weekend zaczął się już w środę 2.06 o godz. 15:00 🙂
Kiedyś też bym tak pomyślała o osobie, która (nadal nawet jak na mój gust) przeprowadza się trzeci raz w ciągu trzech lat. Ale kiedy sytuacja wymaga, nie ma co się zastanawiać, tylko trzeba pomóc tej sytuacji :).
W Niemczech święta są w innych terminach, nie miałam więc tzw. długiego weekendu, ale teraz wreszcie nadeszła piękna pogoda i cieszę się słoneczkiem i zielenią!
A na to i popołudnia wystarczają :)))
pozdrowienia!
Powodzenia na nowym miejscu. Uściski dla Ciebie i Mozarta.
Dziękuję Iwonko, w imieniu własnym i Mozarta :)))!
Póki co jest nieźle!